Emiter
Microsillon
[Gusstaff Records; 12 października 2009]
„Słuchanie uchem wstrząsa wnętrzem człowieka”
(św. Hildegarda z Bingen)
Moim niestety nie wstrząsnęło, choć ucho jest na czym zawiesić. Jak zawsze w przypadku nagrań Emitera w centrum uwagi znajduje się brzmienie. Studiowanie jego właściwości stanowi jedyny teoretyczny zamysł na „Microsillon”, ale to nie brak filozoficznych konceptów decyduje o tym, że płyta nie jest tak zajmująca jak chociażby poprzednie solowe wydawnictwo Marcina Dymitera - „From Black Mountain...”, które w tym kontekście wydaje mi się zdecydowanie niedocenione. Emiter analizuje relacje dwóch – niejako przeciwnych sobie – światów muzycznych zderzając dźwięki elektroniczne z akustyką różnych przestrzeni i naturalnymi brzmieniami. Sinusoidalne fale dźwiękowe, elektroniczne sprzężenia, field recordings i nagrania akustycznych instrumentów (perkusja, gitara, trąbka) występują tu razem i osobno, w różnych formach: od kilkudziesięciosekundowych skitów, do długo rozwijających się utworów opartych o pojedyncze brzmienia. Najdziwniejsza konstrukcja i zarazem najlepszy przykład łączenia tych elementów to „Kiedyś mówiły do nas drzewa”, w którym fragmenty nagrań jazzowego jam-session przekładane są noisową wręcz pętlą (na moje ucho stworzoną z nagranych instrumentów), która dalej staje się tłem dla chill-outowej melodii wygrywanej na trąbce i gitarze. „Pył”, stworzony w oparciu próbki gitary poddawane mikro-manipulacjom daje długą chwilę zapomnienia pozwalając zatopić się w ciepłych brzmieniach, ale pozostałe nagrania oferują co najwyżej ulotne wrażenia zachwytu dźwiękowymi ciekawostkami. Powyższy cytat, stanowiący motto wydawnictwa zdradza głębokie fascynacje, które nie do końca udało się tu oddać, bo nagrania zdają się być nieco wyzute z emocji. Przynajmniej ja nie potrafię dać się tej płycie porwać.