Ocena: 6

Piotr Zabrodzki/Zdzisław Piernik

Namanga

Okładka Piotr Zabrodzki/Zdzisław Piernik - Namanga

[Vivo; 18 marca 2008]

Piotr Zabrodzki dokłada ciekawe karty do archiwum polskiego jazzu. Człowiek doświadczony współpracą z tak różnymi artystami jak Eldo, Kolektyw Etopiryna i Tatsuya Yoshida po prostu musi mieć niebanalne spojrzenie na muzykę. To z kolei powinno przekładać się na nieszablonowe pomysły. I Zabrodzki na drugiej płycie nagranej dla Vivo nie zawodzi w tej kwestii ani odrobinę.

Tytułowa Namanga to miejscowość w Kenii położona u podnóża Kilimandżaro, choć nie jestem przekonany czy jest to właściwy trop dla jakichkolwiek interpretacji, zwłaszcza w połączeniu z zobrazowaną na okładce i krótkim promo klipie fascynacją kolejowym oldschoolem. Album to nieco ponad pół godziny muzyki, zdecydowanie lżejszej niż owoc współpracy z japońskim perkusistą, ale równie barwnej i zaskakującej. Płyta aż kipi od pomysłów i to właśnie najbardziej rzucające się w uszy podobieństwo między „Namangą” a "Karakanami" i zarazem chyba znak rozpoznawczy kompozycji Zabrodzkiego. Każdy utwór opiera się na innych strukturach, innym wykorzystaniu instrumentów i wprowadza w odmienny nastrój. Należy przyznać, że jest to nieco chaotyczne, w tym sensie, że brak motywu przewodniego, na którym opierałaby się większość utworów. Poza spinającym album klamrą motywem powtarzającym się w intro i outro, pozostałych ścieżek można z powodzeniem słuchać odtwarzając losowo nie tylko bez żadnej straty, a być może wręcz zyskując, np. jakieś niespodziewane dysonanse.

Największą wartość płyty stanowi instrument przewodni, którym jest tuba. Rzadko zdarza się słyszeć to dostojne brzmienie poza filharmoniami, i tym bardziej ciekawie wygląda efekt jego wykorzystania w szalonych pomysłach Zabrodzkiego. Album jest swoistym studium brzmieniowych możliwości tego instrumentu, a te są spore, zwłaszcza gdy obsługiwany jest przez takiego wirtuoza jak Zdzisław Piernik. Głęboki i niski głos tuby tradycyjnie podawany jest w formach statycznych, ale okazuje się, że można na niej zagrać także żywiołowe improwizację oraz wydobyć nieco dźwięków, których nie da się chyba nawet opisać. Na uwagę zasługują zwłaszcza fragmenty, w których tuba Piernika ledwie zauważalnie podszywana jest organami. Dzięki perfekcyjnej współpracy muzyków momentami nie sposób wyodrębnić poszczególnych instrumentów. Do tego dochodzi równie ciekawe, choć sporadyczne, wykorzystanie skrzypiec (Wojciech Kondrat) oraz wibrafonu (Hubert Zemler). W bogatej palecie dźwięków, która posłużyła namalowaniu dwunastu impresji znajdziemy jeszcze fortepian, kontrabas i gitarę basową, wspomniane organy i – uwaga! - odrobinę field recordings. Ten zestaw i – przede wszystkim – wykonawcy zapewniają garść ciekawych doświadczeń, niekoniecznie oczywistych nawet jak na współczesny jazz.

Mateusz Krawczyk (3 kwietnia 2008)

Oceny

Katarzyna Walas: 7/10
Mateusz Krawczyk: 6/10
Średnia z 2 ocen: 6,5/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także