Relacja z Festiwalu Transvizualia 2007

Dzień drugi: California Stories Uncovered, Cavalleris, Dick4Dick, Otto Von Schirach, Mikrowafle

Relacja z Festiwalu Transvizualia 2007 - Dzień drugi:
California Stories Uncovered, Cavalleris, Dick4Dick, Otto Von Schirach, Mikrowafle 2

Cichutki, niewysoki chłopak przez pierwsze dwie godziny koncertu sprzedawał przy szatni koszulki i płyty. Potem okazało się, że to jeden z najbardziej radykalnych artystów współczesnej sceny alternatywnej. Istny wariat.

Ale zanim gwiazda drugiego dnia gdyńskiego festiwalu Transvizualia, amerykański eksperymentator Otto Von Schirach stanął na scenie, najpierw zaprezentowała się doborowa stawka rodzimych wykonawców.

Jako pierwsi wystąpili muzycy tczewskiej formacji California Stories Uncovered, która choć bardzo młoda stażem, niezwykle szybko zdobywa sobie coraz większy szacunek wielbicieli smutnego, gitarowego grania. I nie bez powodu, bo to wśród rodzimych formacji grających taką właśnie muzykę prawdziwy rarytas. Muzyka zespołu jest dość oryginalna, a jednocześnie pięknie smutna. Na dodatek zespół, mówiąc wprost, zupełnie nie brzmi, jakby był z Polski. Grupa zaprezentowała rozbudowane, instrumentalne utwory, w których elementy gitarowego post rocka, emo i indie łączyły się w niezwykle harmonijną całość. Zaaranżowane na trzy gitary, dwie perkusje i odgrywające ogromną rolę w niektórych momentach instrumenty klawiszowe, kompozycje grupy wprost porywały słuchaczy. Były rzeczywiście – jak głosi nazwa zespołu – jak ukryte wcześniej przed wszystkimi, a dziś głośno, wyraźnie i dobitnie opowiedziane historie z jakiegoś innego świata.

Kolejnym bardzo pozytywnym zaskoczeniem był występ dwuosobowej formacji Cavalleris, w skład której wchodzi dwóch muzyków grupy Dick4Dick. Był to pierwszy zespół na tym festiwalu, który idealnie pasował do jego idei, łącząc harmonijnie muzykę i przygotowane specjalnie na potrzeby jej koncertowego wykonania obrazy. A więc mroczne, elektroniczne granie z bardzo szorstko brzmiącym, choć jednocześnie – niezwykle tanecznym rytmem uzupełnione były przez robiące wielkie wrażenie wizualizacje. Archiwalne obrazy represji milicji wobec demonstrantów, zarejestrowane podczas stanu wojennego, kontrapunktowane były… fragmentami bitwy pod Grunwaldem z klasycznego filmu „Krzyżacy”.

Po kilkunastominutowej przerwie, wypełnionej setem dj-skim w wykonaniu An On Bast i Anny Stokot, które przedstawiły ambitną odmianę muzyki tanecznej, na scenie pojawiło się wszystkich pięciu muzyków tworzących dziś – trochę jakby wbrew nazwie – grupę Dick4Dick. Niestety tego wieczoru prześladował ich pech i niezliczone trudności techniczne, które spowodowały, że grupa wypadła nieco poniżej swego średniego poziomu, co i tak oznacza, że wzniosła się na wyżyny niedostępne dla większości polskich formacji.

Choć ten występ mógł się podobać, nie rzucał jednak na kolana. Tego dokonał dopiero następny wykonawca – Amerykanin Otto Von Schirach, któremu towarzyszył tym razem vj Motomichi, znany przede wszystkim jako twórca animowanych teledysków. Ich wspólne, muzyczno-wizualne dzieło doprawdy robiło ogromne wrażenie. Von Schirach jest muzykiem, który do prawdziwego ekstremum doprowadził elektroniczne granie – jego twórczość brzmi niczym grand-core czy death-metal, ale zagrany całkowicie za pomocą sampli i komputerowych brzmień. Nad przekraczającą wszelkie bariery muzyką góruje jeszcze potężny głos artysty, silnie zdekonstruowany za pomocą różnego rodzaju urządzeń elektronicznych. Kiedy dodać do tego niezwykłą ekspresję sceniczną muzyka, występującego w pelerynie i czarnej masce, niczym Zorro, wyobrazić sobie można na co stać tego niezwykle oryginalnego twórcę.

Z jego występem znakomicie współgrały krwawe, choć wyestetyzowane w najwyższym stopniu, wizualizacje Motomichiego. Po ekranie biegały czerwone diabły z nożami w dłoniach, z obciętych kończyn ciekła krew, sceny seksu płynie przechodziły w pościgi i morderstwa. A wszystko narysowane bardzo elegancką, miękką kreską i wypełnione tylko trzema kolorami: czerwienią, bielą i czernią. Jednym z momentów, który najbardziej dał do myślenia był ten, gdy na ekranie pojawiła się biało-czerwona flaga. Szybko okazało się, że czerwień pochodzi z kapiącej gdzieś z góry krwi. To naprawdę robiło wrażenie.

Po tym występie tego wieczoru mogło się już właściwie nic nie wydarzyć, ale na scenie pojawili się jeszcze muzycy łódzkiej formacji Mikrowafle, którzy zaprezentowali kilkanaście minut niezbyt oryginalnego elektro z ciekawym głosem czarnoskórej wokalistki na pierwszym planie. Choć był to zdecydowanie najsłabszy element programu wieczoru, absolutnie nie mógł zatrzeć świetnego wrażenia, które pozostawili po sobie występujący wcześniej artyści.

Przemek Gulda (28 października 2007)

Relacja z Festiwalu Transvizualia 2007:

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także