Relacja z Tak Tak Summer Of Music Festival 2006

Dzień drugi

Drugi dzień festiwalu miał raczej senny początek. Najpierw Tomek Makowiecki i jego band próbowali rozgrzać kilku- (nasto? dziesięcio?) osobową publiczność na scenie głównej swoimi przeboikami w rodzaju „Miasto kobiet”, a także wątpliwej jakości coverem evergreenu Piotra Szczepanika „Goniąc kormorany” na modłę ostrzejszych kapelek (zły pomysł). Później na scenę Aktivista wyszedł Bauagan Mistrzów i jakkolwiek pierwszy czuon nazwy dość dobrze oddawau kuopoty z klasyfikacją gatunkową zespouu, tak drugi, jakby, pasował już nieco mniej.

Relacja z Tak Tak Summer Of Music Festival 2006 - Dzień drugi 1

Stereo MC’s

Co innego Stereo MC’s. Weterani brytyjskiej sceny tanecznej, kojarzeni głównie przez pryzmat megahitu „Connected” sprzed czternastu lat, wydawali się przeniesieni w czasie. Styl londyńczyków nie wyewoluował ani o centymetr od 1992, uwzględniając ruchy i krok między kolanami w spodniach Roba Bircha. Jako rozgrzewacze spisywali się całkiem nieźle, choć na pewno brakowało kolorytu, który mógłby zapewnić szerszy skład instrumentalistów. Nie zabrakło największego szlagieru, pojawiła się dyskusyjna przeróbka „Tomorrow Never Knows”, przy „Step It Up” obejrzałem się za siebie i zobaczyłem dwóch na-oko-trzydziestoparolatków znających cały tekst, który to obrazek dobitnie uświadomił mi, że wbrew temu co dzieje się na scenie mamy jednak 2006.

Relacja z Tak Tak Summer Of Music Festival 2006 - Dzień drugi 2

Ian Brown

Scena MTV w hali tradycyjnie zanotowała wyraźny poślizg, przez co wszyscy chcący zdążyć na Iana Browna musieli poświęcić obszerną część występu Ampa Fiddlera. Klawiszowiec m.in. Parliament i Funkadelic prezentujący pokaźne afro prezentował się z pełnym składem i z tego co zdążyłem odnotować przez jakieś trzy minuty stylistycznie nie odbiegał od tradycyjnego, tłusto brzmiącego funku. Wiedząc jednak, że Brown swój set zwykł od półtora roku otwierać „I Wanna Be Adored” o godzinie dwudziestej staliśmy już pod główną. Ex-lider Stone Roses pojawił się punktualnie, z typową dla siebie nonszalancją powitał wciąż skromną widownię i wybrzmiały pierwsze dźwięki basu otwierające oryginalnie madchesterski album wszech czasów. Niestety dość szybko odniosłem wrażenie, że zespół Iana to tylko przyzwoici odgrywacze swoich partii. Poszczególnym kawałkom brakowało życia, zblazowany Brown nie nawiązał też specjalnego kontaktu z publicznością, zresztą ta poza grupką pijanych Anglików też nie odleciała za wysoko. Był to w gruncie rzeczy bardzo przeciętny występ z highlightami w postaci „Made Of Stone” i „I Am The Resurrection”, w których udało się przywrócić jakiś tam pierwiastek the good old days. Ale przecież nie o to chodzi, żeby mocno zmęczona życiem legenda ściągała ludzi na koncert nazwiskiem i paroma kawałkami sprzed siedemnastu już lat.

Relacja z Tak Tak Summer Of Music Festival 2006 - Dzień drugi 3

Mercury Rev

O nadal kiepskiej frekwencji niech świadczy fakt, że wychodząc spokojnym krokiem z Browna można było bez problemu przespacerować się centralnie do pierwszego rzędu przed koncertem Mercury Rev. Ci zaliczyli – jakżeby inaczej, skoro byliśmy w hali – obsuwę. Przed wyjściem na scenę zaaplikowali publiczności „Lorelei” Cocteau Twins jako podkład do wizualizacji z kilkudziesięcioma okładkami płyt (zapewne zupełnie przypadkiem zaczynającą się do obrazka z „Astigmatic”), które najwyraźniej ich inspirowały. Zaczęli od „Funny Bird”, poprawili „You’re My Queen” rozciągniętym do dziesięciominutowej, sonicyouthowej miazgi, a gdy skończyli miałem wrażenie, że za chwilę coś dziwnego zacznie wylewać mi się z uszu. Masakrycznie nieadekwatne nagłośnienie tego koncertu kazało wycofać się już nie tyle w głąb hali, co wręcz tuż za jej drzwi. Dopiero stamtąd dało się słuchać kolejnych utworów z setlisty, a na tą składały się wyłącznie kompozycje z trzech ostatnich płyt (muszę dodawać, że te z „Deserter’s Songs” brzmiały najlepiej?). Co prawda oznaczało to rezygnację z przedstawienia w wykonaniu Donahue, który wszystkie spiętrzenia dźwięków zaznaczał z teatralnym rozmachem, a także z kopalni mądrości, jaką niewątpliwie stanowił ekran za plecami Mercury Rev. Dobry koncert, a że dźwiękowiec ze sceny MTV po raz kolejny potwierdził, że nie wie jak to się robi, to już co innego.

Relacja z Tak Tak Summer Of Music Festival 2006 - Dzień drugi 4

Pet Shop Boys

Na Pet Shop Boys czekałem ze szczególnym podekscytowaniem. Pierwszy ulubiony zespół, pierwsza własna kaseta („Actually” z 1987), wiadomo. Rozczarowania nie było, bo i – jeśli ma się tak długą listę przebojów i profesjonalny sztab od oprawy wizualnej – być nie mogło. Był show – tancerze poprzebierani za Lowe’a i Tennanta, trójka wokalistów z ciemnoskórą babką o kapitalnych warunkach, no i sam Neil w cylindrze. Niepotrzebne (czyt. „Where The Streets Have No Name”) i nudniejsze (czyt. fragmenty tegorocznego „Fundamental”) momenty przemilczmy, tak samo jak i nieco drążniący hołd dla Diany przy okazji „Dreaming Of A Queen”. Wspaniale było usłyszeć „Rent”, „West End Girls” albo „Suburbia” – już dawno klasyczne pop-single lat osiemdziesiątych. Wreszcie zagęściło się nieco pod sceną, udało się nawet wyprosić bis w postaci „It’s A Sin” i „Go West!” (no dobra, wiem że ten bis i tak był pewny). I choć można było marudzić, że wersje koncertowe nie różniły się prawie wcale od studyjnych, a i do setlisty dało się łatwo przyczepić, Pet Shop Boys do roli headlinera nadawali się znakomicie. (ka)

Kuba Ambrożewski, Jakub Radkowski (24 września 2006)

Relacja z Tak Tak Summer Of Music Festival 2006:

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także