Polskie Piosenki Wszech Czasów
80–76
80. Pezet/Noon – W branży
[prod: M. Bugajak; sł: P. Kapliński; 2004]Niebezpieczeństwa, przed którymi przestrzega w tym kawałku Pezet, większość z nas pewnie przyjęłaby na klatę z pocałowaniem ręki. Umówmy się – kobiety, sława, pieniądze, imprezy, brak snu – to nam nie grozi. Ale każdy ma takie bolączki, na jakie zasługuje, i szeroko rozumiana branża, której na swój własny sposób próbuje uciec Pezet (w przeciwieństwie do Noona raczej bez powodzenia), każdego prędzej czy później jednak dopada. Choćby i tych wszystkich prezenterów, menedżerów, redaktorów i dygnitarzy, których chciał swego czasu ukamienować Kuba Wandachowicz z kolegami z Cool Kids Of Death i w których mimochodem się przeistoczyliśmy. Ergo paleta barw i gestów, które składają się na ten numer, a więc proto-chillwave’owa (klip!) poetyka, bezsilny wkurw Pezeta i tradycyjnie elegijny nastrój Noona (ach, te śliczne mikromelodie) – to trzy strony tego samego medalu, różniące się pod względem nastroju i natężenia przejawy uniwersalnej i naturalnej reakcji obronnej przed jednostkowym postępem. W tej sytuacji naprawdę nietrudno utożsamiać się z Pezetem, bo mimo oczywistych różnic w CV gramy z nim w jednej drużynie. I jeśli choćby na pięć minut uda nam się zapomnieć, że dorosłe życie to nic fajnego, przynajmniej będziemy mogli powiedzieć, że tego z góry ustawionego i przegranego meczu nie oddamy do zera. (Łukasz Błaszczyk)
Podobało się? Posłuchaj również:
Pezet – Gdyby miało nie być jutra
Pezet/Noon – Re-fleksje
79. Ewa Bem – Krótki metraż
[muz. W. Karolak; sł. M. Czubaszek; 1976]Jest coś tak mocno filmowego w tym utworze – od samego tytułu począwszy – że aż prosi się, żeby jedno z pierwszych solowych nagrań Ewy Bem po rozwiązaniu Bemibek firmować szyldem „piosenka moralnego niepokoju”. Nerwowa kompozycja Wojciecha Karolaka, pełna jazzowych meandrów i nadpobudliwych zmian tematu, genialnie koegzystuje z pozornie błahym tekstem Marii Czubaszek – historią niezobowiązującego, przelotnego flirtu, spod której przebija szczery żal. Andrzej Mogielnicki – czyli człowiek, który napisał słowa do połowy szlagierów polskiego rocka – krytykował polską muzykę pop ery Edwarda Gierka pogardliwymi „piórkami w dupie”. I nie jest tak, że tych „piórek” w „Krótkim metrażu” w ogóle nie ma. Są – i to bardzo ładne. Ale to, co spod nich wystaje – przyprawia o ciarki, czymkolwiek jest. Być może to wycofana, gustowna interpretacja samej Ewy Bem, której logicznym zwieńczeniem jest zdesperowany finał tej pop-jazzowej perełki. Lub kontekst dopowiedziany przez historię (radiowa premiera „Krótkiego metrażu” zbiegła się z robotniczymi zrywami lata 1976 roku) – gorzki moment uświadomienia sobie konsekwencji spontanicznego, nieprzemyślanego zrywu serca. (Kuba Ambrożewski)
Podobało się? Posłuchaj również:
Krystyna Prońko – Jutro zaczyna się tu sezon
Ewa Bem – Jesteś mój
78. Lech Janerka – Reformator
[muz i sł: L. Janerka; 1986]Największy miłośnik nikotyny i symulatorów lotniczych spośród muzyków (dobra, paliło wielu, ale ilu przy tym latało? poza Bruce Dickinsonem?). Ikona polskiej nowej fali, ikona w ogóle. Ponoć wierny mąż swojej żony, nieco autystyczny, ale mniej niż Jadwiga Staniszkis. Rozsądny facet, sympatyczna postać. Aha, jeszcze autor najlepszej linii basu w dziejach rocka. Światowego rocka.
Mimo iż sam Janerka ujął najtrafniej rolę i możliwości swego instrumentu (bas jest instrumentem biednym), to często starał się przezwyciężyć biedę i maksymalnie je wykorzystać. Nie popadając przy tym w efekciarstwo, w pasaże z końca książki i ogólnie gównianą wirtuozerkę. W „Reformatorze” wyciskając z czterech strun koncepcyjnie i wykonawczo chyba wszystko, czego można by wymagać.
A zatem – linia basu. Kotwiczy i rozwija harmonię? Nawet ją tworzy – gitka i wiolonczela mogą sobie popłynąć. Trzyma groove? JEST groove’em – bębniarz ewidentnie ułożył akcenty pod bas, co nie jest znowu takie częste w rock’n’rollu. Dobrze klaszcze? Na szczęście nie, brzmi selektywnie, ale miękko i ciepło, wypełniając dolne pasmo nawet w wyższych rejestrach (np. 0:12-0:16). Wchodzi w głowę? Na lata. Przyjemnie się gra? Spróbujcie. A LECHU jeszcze śpiewa performując to cudeńko, tu już prób nie polecam, bo grożą porażką.
Dzisiejsze wywody sponsoruje cyfra 3. Klausa i Janerkę wylansowała Trójka. Wspomniana pomnikowa linia basu jedzie zasadniczo na dźwiękach trzech. Singlem z „Historii podwodnej” utwór niniejszy był w kolejności trzecim. Lat miał artysta w chwili jego wydania trzydzieści trzy... Tak, to jest właśnie ten wiek, w którym osiąga się szczyt swoich twórczych możliwości. Palacz. (Michał Hoffmann)
Podobało się? Posłuchaj również:
1984 – Komisariat
Siekiera – Nowa Aleksandria
77. Kombi – Królowie życia
[muz: G. Skawiński; sł: M. Dutkiewicz; 1981]Bardzo istotnym wątkiem przewijającym się przez nasze podsumowanie jest rehabilitacja niektórych artystów w oczach (uszach?) słuchaczy. I tak oto ludzie utożsamiający zespół Kombi z tą pokraczną pseudo-reaktywacją, śpiewającą o ich rzekomo nieśmiertelnym pokoleniu, słuchając perełek pokroju „Królów życia” mogą doznać niemałego szoku. Już na sam początek raczymy się fenomenalną linią basu, która barwowo przypomina brzmienie Jaco Pastoriusa. Gitara basowa powróci nam na pierwszy plan w okolicach trzeciej minuty, wygrywając naprawdę przednie solo. Skawiński śpiewa melancholijnie, trochę reminescencyjnie, z nutą rezygnacji w głosie. Stawia sobie pytanie nad zasadnością pogoni za sławą, którą Kombi zaczynało się na początku lat osiemdziesiątych cieszyć. W obliczu dzisiejszych realiów, o których wspomniałem powyżej, można się zastanawiać, czy „Królowie życia” to przypadkiem nie ironiczny komentarz do obecnej działalności Grzegorza Skawińskiego. Jednak abstrahując od nieprzychylnej dla niego historii najnowszej, to naprawdę świetny numer. (Paweł Szygendowski)
Podobało się? Posłuchaj również:
Halina Frąckowiak – Wzywam cię
Stanisław Wenglorz – Emanueli część życia trzecia i ostatnia
76. Kazik – 12 groszy
[muz i sł: K. Staszewski; 1997]Choć z perspektywy 2012 roku trudno w to uwierzyć, to w okolicach „12 groszy” Kazik był naprawdę głosem polskiej inteligencji, a nie tylko idolem studenterii, której wykładniczy przyrost przypadł na lata artystycznej stagnacji Staszewskiego, sygnowanych takimi dziełami jak „Czterdziesty pierwszy”. Tytułowy utwór z przedostatniej sensownej płyty Kazika to monstrualny przedyoutube’owy generator cytatów a.k.a. tekstowe tour de force vel sześciominutowy publicystyczny „zlew”, w którym cześć wątków była nieaktualna już piętnaście lat temu. No bo umówmy się, kto pamięta zamieszanie wokół występu Luciano Pavarottiego w Warszawie? A jednak nawet po tylu latach ten utwór „jedzie” muzycznie i tekstowo, dostarczając epickiej frajdy i kilkunastu legendarnych punchline’ów.
Piosenka powstała na bazie kilku sampli tak sprasowanych, żeby nie dało się wykryć ich źródła. Po pewnym (krótkim) czasie sam Kazik zapomniał, skąd je wziął. Dobrze oddaje to swobodnego ducha utworu, w którym raz po raz pojawiają się zaskakujące, kuriozalne skojarzenia. „Kto najlepiej gra na wieśle?” czy „Co to za wegetarianin, co wpierdala schabowe?”. Osobne top 200 można by opublikować. (Jakub Radkowski)
Podobało się? Posłuchaj również:
Kazik – Mars napada
Afro Kolektyw – Wiążę sobie krawat
Komentarze
[1 czerwca 2012]
tak
[1 czerwca 2012]
[1 czerwca 2012]
[30 maja 2012]
[30 maja 2012]