Polskie Piosenki Wszech Czasów

95–91

Obrazek pozycja 95. Bemibem – Podaruj mi trochę słońca

95. Bemibem – Podaruj mi trochę słońca

[muz: A. Bem; sł: M. Dutkiewicz; 1974]

Pięknie się w Polsce handlowało ideałami sierpnia. Trudno powiedzieć, co kierowało znakomitą (w przenośni i dosłownie) częścią krajowych muzyków jazzowych, gdy porzucali rodzimą estetykę i zaliczali spektakularny sell-out. Przecież raczej nie pieniądze... Sława? Jak mogła smakować sława w PRL-u? Pewnie gorzko. Nic to, najprawdopodobniej nie dowiemy się nigdy, a szkoda. Grunt, że w związku z masowością zjawiska dorobiliśmy się absolutnie unikalnej (na skalę światową) tradycji jazz-popowego songwritingu, co doskonale ilustruje przykład Ewy Bem. Jej kariera, począwszy od chórków w drużynie Zbigniewa Seiferta poprzez, hmm, fusion formacji Bemibek, aż po jednostrzałowe Bemibem i dokonania solowe, to podręcznikowy przykład krajowego muzyka jazzowego, który skręcił w stronę przysłowiowej komerchy. Na pierwszy rzut oka to nie jest wyjątkowo wstrząsający proces, ale czysto logicznie w jego wyniku musiały po prostu powstawać rzeczy wyjątkowe. Jeśli bowiem przyjąć, że rozwój = redukcja, to taka Ewa Bem, która miała doskonałe przygotowanie zarówno teoretyczne, jak i praktyczne po stażu u Seiferta, Grechuty czy w Bemibeku, niejako siłą rzeczy musiała upchnąć w obrębie niepozornej piosenki radiowej tyle smaczków i zwrotów akcji, ile się dało, bo po prostu tkwiło to w DNA jej (i rzede wszystkim jej brata, Aleksandra Bema) songwritingu. I „Podaruj mi trochę słońca”, bezapelacyjnie największy hit akurat tego jej/ich wcielenia, to idealny argument na poparcie powyższej tezy. W zasadzie numer wręcz odtwórczy, bo zrzynający z brazylijskiej tradycji tak bezczelnie, jak się tylko da, ale jednocześnie tak udany, nieodparcie zwiewny, miodny, słoneczny, że gdyby skowerowal go pierwszy lepszy Milton Nascimento, to nikt w CTI Records nie robiłby mu problemów. (Łukasz Błaszczyk)

Posłuchaj >>

Podobało się? Posłuchaj również:
Halina Frąckowiak – Idę dalej
Kram – Biała sowa, biała dama, biały kruk

Obrazek pozycja 94. Pezet/Noon – Seniorita

94. Pezet/Noon – Seniorita

[prod: M. Bugajak; sł: P. Kapliński; 2002]

Wydawca mówi: nagraj jakąś „Senioritę”. Ja mówię: już nagrałem na poprzedniej płycie – nawinie Pezet już dwa lata później na „Muzyce poważnej”. Jeden z największych przebojów złotej ery polskiego hip-hopu szybko stał się swoistą wizytówką, zarówno samego rapera, jak i całego duetu, rozpoznawalną również poza środowiskiem. Słusznie zresztą, bo grupuje on gros ich charakterystycznych cech: imponującą technikę Pezeta (podwójne, potrójne), jego solenne trzymanie się bitu, a także – skoro już o tym mowa – permanentną neurozę Noona, który z sampelków buduje klimat co najmniej niepokojący, tym bardziej, że skontrastowany z tak truskulowo podskakującą perką. Popularność „Seniority” może więc dziwić, biorąc pod uwagę, że ani przez chwilę nie odstaje ona od całościowej, dość gorzkiej i ponurej, atmosfery „Muzyki klasycznej”; nic nie zostało tu nagięte pod publiczkę. W końcu Kaplińskiego kreacja imprezowego ruchacza podszyta była zawsze ironią równie silną, jak doklejone tu przez Noona, determinowane przez tytuł trąbki mariachi, które – wydawałoby się – nie mają racji bytu w jego ulubionym brzmieniowym otoczeniu, ale to właśnie one wprowadzają tu największą dawkę paranoi. Wiele się w tym hicie puszcza oko, ale ja w całej tej wynikającej ze spontan skitów (których miało nie być) wizji dwójki dogryzających sobie kumpli, widzę też dwójkę ciśnieniujących się nawzajem profesjonalistów, którzy tymi dogryzkami podskórnie motywują się do stworzenia jednego z najsolidniejszych klasyków polskiego rapu. (Jędrzej Szymanowski)

Posłuchaj >>

Podobało się? Posłuchaj również:
Molesta – Sztuki
Smarki Smark – Kawałek o ściemnianiu panien

Obrazek pozycja 93. Ewa Demarczyk – Karuzela z Madonnami

93. Ewa Demarczyk – Karuzela z Madonnami

[muz: Z. Konieczny; sł: M. Białoszewski; 1967]

Podobno Ewa Demarczyk występowała cała w czerni po to, by na scenie jak najbardziej ukryć swoją obecność, by publiczność obcowała z *niezmąconą sztuką*. Pewnie z tego samego powodu performerka (bo piosenkarka nie brzmi tu właściwie) ukrywa się dzisiaj przed światem. Skoro nie zamierza więcej występować, to po co w ogóle jeszcze istnieje? – tak, jak sądzę, myśli. A skoro jednak istnieje, to czyni swoje istnienie niezauważalnym. Oczywiście w rzeczywistości massmediów osiąga w ten sposób dokładnie odwrotny skutek – wszyscy dzisiaj bardziej interesujemy się tym, czy Demarczyk żyje, niż tym, co kiedyś nagrała. (Choć należy jej oddać, wizerunku broni wyjątkowo skutecznie). Tak naprawdę z tymi czarnymi sukniami, ze sceniczną prezencją Ewy Demarczyk było kiedyś podobnie. To zawsze była bardziej ona niż Zygmunt Konieczny (którego utwory wykonywała), niż Miron Białoszewski (którego tekst śpiewała), niż muzyka i słowa, i aranżacja. Z utworów wykonywanych przez Ewę Demarczyk najlepiej pamięta się Ewę Demarczyk. Może dlatego, że w jej ekspresji, tak jak w rozpaczliwej próbie ochrony prywatności przed ekipą „TVN Uwaga”, kryje się coś z gruntu szalonego. „Karuzelę z Madonnami” trudno w ogóle nazywać piosenką, a już na pewno nie piosenką pop. Próbę takiej percepcji zaproponowali swego czasu i Maanam, i Justyna Steczkowska, uroczo wszystko myląc i knocąc. Cóż, piosenki pop się śpiewa, a „Karuzelę z Madonnami” wykonuje. (Paweł Sajewicz)

Posłuchaj >>

Podobało się? Posłuchaj również:
Andrzej Kurylewicz i Wanda Warska – W Weronie
Ścianka – Piotrek

Obrazek pozycja 92. Kombi – Nietykalni – skamieniałe zło

92. Kombi – Nietykalni – skamieniałe zło

[muz. S. Łosowski, sł. W. Tkaczyk; 1989]

Największą skazą niedocenionego, uroczo schyłkowego albumu „Tabu” są prawdopodobnie nadpobudliwe, wirtuozerskie interwencje elektrycznej gitary Grzegorza Skawińskiego. Ilekroć „Skawa” próbuje kaskaderskim gestem albo krwistym solo zaznaczyć swoją niecodzienną sprawność, natychmiast wchodzi w skórę Joe Satrianiego i zaczyna brzmieć odrażająco. Paradoksalnie, jego najlepszą partią na longplayu z przełomowego 1989 roku okazuje się ledwo słyszalny, biały funk „Nietykalnych”, nadający hiperprzebojowej kompozycji Sławomira Łosowskiego świetnego, bujającego groove’u.

Produkcyjnie Kombi lądują tu w roztańczonym i cukierkowym świecie Scritti Politti, udoskonalających połyskliwy, syntetyczny funk na wybitnym „Cupid & Psyche ‘85” i nieco mniej satysfakcjonującym, ale wciąż milusim „Provision”. Efektem tak głębokiego wpatrzenia w wybrany wzór bywa zwykle płytka imitacja, ale tu nie może być o niej mowy – charakterystyczna klawiszowa panorama Scritti natrafia tu na opór w postaci jednego z najwspanialszych songwriterów polskiej ziemi. Łosowski poskramia cudzy styl swoją niepowtarzalną, hymniczną melodyką, w której jest coś bezdyskusyjnie słowiańskiego. Wszak przy odrobinie chęci możemy sobie wyobrazić „Nietykalnych” w wydaniu Kombi dziesięć lat starszego, operującego żywym, soft-rockowym brzmieniem.

Jest wreszcie trzeci bohater tej historii. Waldemar Tkaczyk napisał być może najbardziej bezkompromisowy, pełen wściekłego buntu tekst w dziejach polskiego mainstreamu i kazał Skawińskiemu śpiewać go już podczas gorącej wiosny 1989 roku, kiedy pewne było tyle, co nic. To nie jest tak, że „Nietykalni” są zawoalowaną krytyką walącego się systemu – basista Kombi nie pozwala sobie tu na odrobinę niedopowiedzenia: demoluje komunizm za pomocą serii mocarnych sloganów, jawiąc się istnym Władysławem Frasyniukiem polskiej piosenki. Lata po kulminacji, mieliśmy i my swój synth-pop z polityczną świadomością posuniętą o jeden krok za daleko. (Kuba Ambrożewski)

Posłuchaj >>

Podobało się? Posłuchaj również:
Kombi – Tabu – obcy ląd
Papa Dance – Nietykalni

Obrazek pozycja 91. Papa Dance – Nasz Disneyland

91. Papa Dance – Nasz Disneyland

[muz: A. Patoh; sł: J. Sokół; 1988]

Z jednej strony najbardziej rozpoznawalny utwór popularnych Papsów i ich największy sukces: absolutny tryumf w plebiscycie publiczności na festiwalu w Opolu w 1988. Z drugiej – piosenka-skaza, która miała chyba główny wpływ na zakodowanie Papa Dance jako zespołu pionierskiego dla disco polo. Adam Halber w felietonie dla „Angory” koncentruje się na jej tekście, słusznie go obśmiewając. Nie chodzi nawet o Mona Lisą byłaś mi..., bo kto normalny deklinuje Mona Lisę? Chyba tylko Michał Rusinek.

Stojący za sukcesem Papa Dance duet Zabrodzki/Wesołowski miał szczęście do znakomitych tekściarzy – dwie pierwsze płyty skrzą od zabawnych porównań, inteligentnych nawiązań i błyskotliwych gier słownych, tymczasem w „Naszym Disneylandzie” Jan Sokół opowiada dosyć błahą historyjkę. Książę chciał mieć żonę, dwór płakał wraz z nim, a król słał prezenty – to mocna antycypacja dzieł discopolowych tuzów. We wspomnianym felietonie Halber cytuje Sławomira Wesołowskiego: Dla mnie najważniejsze jest to jak słowa „siedzą” w muzyce i czy to wszystko razem połączone „buja”. Co można dodać? W jednym z ostatnich epickich utworów Papa Dance buja wszystko, na czele ze stadionowym refrenem. (Jakub Radkowski)

Posłuchaj >>

Podobało się? Posłuchaj również:
Papa Dance – Galaktyczny zwiad
Lady Pank – To co mam

Screenagers.pl (29 maja 2012)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: Seal
[1 czerwca 2012]
Gratulacje!!!! Wspaniały materiał, dyskutowac można by długo nad wyborami ale praca iście tytaniczna, niesłychane, że ktoś pamięta No Limits, Call System
A gdzie takie historie z lat 80tych jak Roxa, Klincz, dlaczego nie ma Kanał X02 Papa Dance i Sztuki Latania Lady Pank?
Gość: Pfk <3
[30 maja 2012]
Mrau ;*
Nawet Seniorita jest ^.^
Gość: Sajmon
[30 maja 2012]
Wiadomo, cały debiut Demarczyk "rządzi"
No, panowie, w tej dziesiątce żadnych pomyłek, czytam dalej
Gość: Bo
[30 maja 2012]
"Nie chodzi nawet o Mona Lisą byłaś mi..., bo kto normalny deklinuje Mona Lisę?"

A co uczynił autor tego tekstu z Mona Lisą?:D
Gość: mateusz b nzlg
[30 maja 2012]
@kow - Tomaszów rządzi!
Gość: LogarytmNaturalny
[30 maja 2012]
Do Seniority powinno być"
"Podobało się? Posłuchaj również:
Ascetoholix - Suczki" ;_____))
Gość: kow
[30 maja 2012]
jeśli chodzi o Ewę Demarczyk, wyżej cenię "Wiersze wojenne" i "Tomaszów"

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także