Polskie Piosenki Wszech Czasów
130–121
130. Paktofonika – Chwile ulotne
[prod: Fokus; sł: Paktofonika; 2000]Faktycznie, ulotne, ale przy okazji i doniosłe były to chwile. Ulotne, bo wszyscy wiemy, jak się kończy ten film. A doniosłe, bo oto względnie anonimowy dzieciak (Fokus) nagrał ze swoimi o parę lat starszymi idolami, Magikiem i Rahimem, materiał (niemal) równie znakomity i bezprecedensowy, co dwa legendarne krążki macierzystej formacji pierwszego z nich. Raczkująca polska scena hip-hopowa błyskawicznie dorobiła się pierwszych bohaterów i świętych. (Łukasz Błaszczyk)
129. Flexxip feat. Trish – Szukam tego $
[prod: Ten Typ Mes, sł: Ten Typ Mes i Emil Blef; 2003]Flesze, błyski, najdroższa whisky / wielkobudżetowe teledyski, ale smarkacz nie wie przy tym, że po zejściu z planu / zostaje cygaro w dupie i basen w szpitalu. U szczytu hip-hopowego boomu pierwszej połowy lat zerowych wszystkim chyba wydawało się, że nie ma w polskim showbizie bardziej intratnej profesji niż raper, ale prawdę mówiąc, „Szukam tego $” jest raczej sprostowaniem, zdemaskowaniem iluzji, bolesnym wyznaniem stanu faktycznego – świata, w którym pusta kieszeń to normal opcja, a modny telefon okazuje się atrapą. Choć nawijanie takich wersów na bitach, które „wyglądają jak trzysta baniek”, i to zaraz po refrenie, który wyceniłbym na drugie sześćset, nie uwiarygadnia raczej wersji chłopców z Flexxip. (Kuba Ambrożewski)
128. Voo Voo – Nim stanie się tak, jak gdyby nigdy nic
[muz i sł: W. Waglewski; 1988]Czy można zrobić przegląd najlepszych rodzimych piosenek i ani razu nie wspomnieć o polskiej pogodzie? Odpowiedź będzie taka sama, jak na pytanie: „czy można na imprezie bawić się bez alkoholu”: można, ale po co. „Nim stanie się tak... ” w swoim ciepłym brzmieniu pierwszych 150 sekund i pozytywnym tekście faktycznie może rozgrzać zmarzniętego słuchacza i dać nadzieję na rychły koniec mrozów. Ostatnia minuta jednak studzi nasz entuzjazm, wkrada się moment zwątpienia, poparty w warstwie muzycznej psychodelicznym zwolnieniem, a Waglewski nie wypowiada już słów „jak gdyby nigdy nic” w równie optymistycznym, jak wcześniej, tonie. W końcu z pogodą w Polsce nigdy nic nie wiadomo. I nie tylko z pogodą. (Paweł Szygendowski)
127. Andrzej Dąbrowski – Przygoda z Marią
[muz: J. P. Wróblewski; sł: A. Osiecka; 1970]Nie dajcie się zwieść miejscu – Andrzej Dąbrowski, perkusista, kierowca rajdowy, człowiek orkiestra i absolutna maszynka do hitów jako postać jest artystą absolutnie z pierwszej dziesiątki. Gdyby jakimś cudem połączyć w jedno „Do zakochania jeden krok”, „Jej portret” czy – znaną młodszej publiczności – piosenkę z filmu „Toy Story”, to dla naszej polskiej wersji Elvisa Costello nie zabrakłoby miejsca na najwyższym stopniu podium. Autor „Zielono mi” jak nikt potrafił i do dziś potrafi skupiać na sobie wszystkie spojrzenia, występując w kanonie podręcznikowego wokalnego show. Słuchanie Dąbrowskiego przypomina wszystkie piękne piosenki z lat 70., które przy swojej zwiewności potrafiły opowiadać bardzo konkretne historie. Utwór o Marii, która miała zawsze rację i pachniała miętą, jest tego świetnym przykładem. Tekst Osieckiej, muzyka Jana Ptaszyna Wróblewskiego. No i sposób, w jaki śpiewa słowo „u-u-u-u-lic”. Poezja. (Kamil J. Bałuk)
126. Edyta Bartosiewicz – Jenny
[muz i sł: E. Bartosiewicz; 1997]Jakkolwiek nie mówiłaby ta lista, dla mnie „Jenny” to absolutne opus magnum Edyty. W 1997 była już artystką utytułowaną i wielką gwiazdą. Czy dlatego mogła pozwolić sobie na taką produkcyjną rozpustę? Być może, ale, co ważne, ta rozpusta idzie tu w parze z perfekcjonizmem. To prawdziwy klejnot kobiecego rocka, dopracowany w detalach, pełen modułów, motywów, motywików i niuansów, a wciąż – wielki hit! I jak tu uwierzyć, że „Dziecko” nagrywali na setkę? (Jędrzej Szymanowski)
125. Czerwone Gitary – Ciągle pada
[muz: S. Krajewski, sł: K. Dzikowski; 1974]Krzysztof Dzikowski nie jest celebrytą na miarę Jacka Cygana – właściwie wcale nie jest celebrytą. Nie jest też legendą pokroju Bogdana Olewicza czy zaiksowym luminarzem jak Marek Dutkiewicz. Jeśli jednak mierzyć polskich autorów liczbą przebojów, do których ułożyli słowa, to Dzikowskiego wypadałoby chyba uplasować w czołowej dziesiątce – zwłaszcza ceniąc sobie bezpretensjonalny, serdeczny język tekstów Czerwonych Gitar, którym „dostarczał hity hurtem”. „Ciągle pada” jest tu przypadkiem szczególnym, zawiera bowiem linijkę uwodzącą humorem, literackim kunsztem i oryginalnością zarazem. Otóż pada w piosence Seweryna Krajewskiego tak mocno i nieprzerwanie, że asfalt ulic jest dziś śliski jak brzuch ryby. Po raz n-ty uśmiecham się do siebie i przepraszając kompozytora tego przeuroczego przeboju z mundialowego roku ’74 za brak należnej mu uwagi, kłaniam się raz jeszcze autorowi tych słów. (Kuba Ambrożewski)
124. Super Girl & Romantic Boys – Spokój
[muz: K. Usenko; sł: K. Usenko, Ewik; 2000]Super Girl & Romantic Boys to formacja o punkrockowym rodowodzie, skłoterskiej tożsamości, wywodząca się ze środowisk przesiąkniętych radykalnym myśleniem o podziałach na linii mainstream – muzyka niezależna. Z jednej strony więc electropopowy sznyt zespołu kiełkował na wstydzie wynikającym z fascynacji topowymi nurtami lat 80. – new romantic i synthpopem, z drugiej – Romantiki znalazły na skłotach całkiem sporą grupę odbiorców, która pozwoliła pchnąć koncept do przodu. Żadne inne środowisko pod koniec lat 90. nie było tak mocno otwarte na prowokację, zabawę wizerunkiem i podszczypywanie społecznych przyzwyczajeń. Z przewrotnością wczesnego punk rocka zespół Konstantego Usenki i jego odbiorcy testowali granice mieszczańskiego smaku, bawili się androginizmem, skórzanymi akcesoriami i w końcu muzyką tak odległą od ówczesnych realiów. Wszystko na poważnie, bez elementu pastiszu. A było to przed wielką rehabilitacją lat 80., przed opętańczym recyklingiem kolejnych dekad, nawet przed akceptacją dla popu jako takiego. Singlowy „Spokój” jest cudowną fuzją brytyjskiej tradycji w duchu Soft Cell i naszych polskich, kanciastych syntezatorów Kapitana Nemo. Podparty sporą wiedzą o historii gatunku, bez chybionych momentów. To czysta esencja genre – starcie podskórnego smutku z barwnością entourage’u. Między wierszami „Spokój” zupełnie naturalnie wpisuje się też w rozkwit electroclashu, czuć ich niewymuszone pokrewieństwo i podobną wrażliwość. Koniec końców debiutancka płyta Romantików z powodu konfliktu z wytwórnią nie ukazała się na rynku, ale wiele lat później polscy skłotersi za wszczepienie im sympatii do synth-popu odwdzięczyli się najlepiej, jak mogli – wydając w Hannoverze album w formie winylowego bootlegu. (Marta Słomka)
123. Ścianka – Harfa traw
[muz i sł: M. Cieślak; 2002]Drugi singiel z trzeciego longplaya to bardziej wygładzona i przystępna odsłona Ścianki, można by rzec „radiowa” (to chyba najbardziej rozpoznawalny utwór Cieślaka, oczywiście nie licząc featuringu frontmana zespołu u Smolika), lecz nawet w tym spokojnym, piosenkowym fragmencie „Białych wakacji” pojawiają się lekko psychodeliczne wstawki (przykładowo „plumkający” motyw przewodni), a pod koniec wręcz resztki garażowego mielenia ze „Statku kosmicznego”. O ile trójmiejski zespół (nadmorskie złote pokolenie yassu i Biodro Records) zawsze wykazywał ogromną muzyczną erudycję – zestawmy stoogesowski debiut z „Secret Sister” czy eksperymentalnymi fragmentami opus magnum z 2001 roku – to jednak niektóre co bardziej odjechane nagrania Ścianki mogą odstraszyć przeciętnego zjadacza chleba. A „Harfa traw” to świetny materiał, by rozpocząć znajomość. (Dariusz Hanusiak)
122. Sztywny Pal Azji – Wieża radości, wieża samotności
[muz: Sztywny Pal Azji; sł: J. Kisiński; 1987]Przeglądając nasze zestawienie, zatrzymujecie się pewnie przy konkretnych utworach i zastanawiacie się „czemu nie wyżej”. Ja tak mam w przypadku „Wieży”. Wejście klawiszy i narastająca galopada perkusji nadają piosence podniosłości, jednocześnie nie odbierając jej wielkiego przebojowego potencjału. Po pierwszych fragmentach można by spodziewać się finału w postaci eksplozji solówki i wykrzyczanego refrenu. Jednak gitarowa partia „Wieży radości, wieży samotności” stanowi raczej uzupełnienie liryków tego hymnu, z pewnością jednego z najlepszych „niegłupich” tekstów powstałych w latach osiemdziesiątych i chyba nieważne, czy traktuje on o kryzysie twórczym artysty, czy też kondycji psychicznej szarego człowieka. Naprawdę, „czemu nie wyżej”. (Witek Wierzchowski)
121. Klaus Mitffoch – Jezu, jak się cieszę
[muz i sł: L. Janerka; 1983]Lech Janerka zarzekał się, że new wave i post-punk to muzyka, która go nigdy nie interesowała. A jednak – mimo iż prywatnie zasłuchiwał się w The Beatles, właśnie te nurty wybrał na tło dla swoich nerwowych tekstów, pełnych aliteracji i neologizmów, napisanych w duchu groteski. „Jezu, jak się cieszę” jest idealną fuzją dwóch głównych tropów pojawiających się w twórczości grupy. Z jednej strony dorobek Klausa stawia go w roli spadkobiercy podminowanej, szarpanej energii zespołów Gang of Four czy Wire, z drugiej – nie stroni od lekkości i przewrotności wczesnych utworów Talking Heads z „77”. Jasna podcięta gitara, funkujący bas, całość skąpana w lekkiej nucie ska – ładnie i wesoło, i oczywiście wszystko na pozór, bo zaraz ma uderzyć obuchem ciężkawy refren, skandowany z siłą armii stoczniowców. Janerka nie byłby sobą, gdyby z premedytacją nie okrasił tego skocznego numeru ponurym tekstem o chocholim tańcu w PRL-owskiej codzienności, marazmie i stagnacji. Próba sklasyfikowania dokonań Klausa Mitffocha zawsze będzie zadaniem karkołomnym. Siłą muzyki Janerki jest bowiem jej ściśle autorski charakter, brzmi ona raczej jak wariacja i fantazja na temat przeczytanych w prasie notek o post-punku, aniżeli inspiracja wynikająca z wielogodzinnego zasłuchiwania się w „Entertainment!” czy „More Songs About Buildings And Food”. Zresztą nie zdziwiłabym się, gdyby pierwszy odsłuch tych płyt był dla niego wielkim rozczarowaniem, podobnie jak dziewiczy kontakt z Sex Pistols. (Marta Słomka)
Komentarze
[1 czerwca 2012]
[30 maja 2012]
mam nadzieję, że w pierwszej dziesiątce znajdzie się "Jestem Bogiem" , "Mechaniczna Pomarańcza" czy może "Od A Do Z" : )
[30 maja 2012]
[29 maja 2012]
[29 maja 2012]
[29 maja 2012]
[29 maja 2012]