Polskie Piosenki Wszech Czasów

150–141

Obrazek pozycja 150. Maryla Rodowicz – Remedium

150. Maryla Rodowicz – Remedium

[muz: S. Krajewski; sł: M. Czapińska; 1978]

Jeśli piosenki Boba Dylana stały się takim elementem współczesnej kultury, jakim przed wiekiem były tradycyjne pieśni ludowe, to Maryla Rodowicz musi być naszym Bobem Dylanem. Nie ma innego polskiego artysty, którego dorobek stanowiłby podobny zestaw uniwersalnych wartości, ponadczasowych fraz i zaraźliwych melodii. I nie ma też większego znaczenia, że nie Maryla jest ich autorką – ona je kompozytorom odebrała, by potem podarować nam. W pewnym sensie każdy może zaśpiewać „Małgośkę” czy właśnie „Remedium”, tak jak każdy nucił kiedyś „Blowin’ In The Wind”. Dzisiaj, jutro, za pięćdziesiąt, sto lat. (Paweł Sajewicz)

Posłuchaj >>

Obrazek pozycja 149. Kamp! – Heats

149. Kamp! – Heats

[muz i sł: Kamp!; 2010]

Mody muzyczne zwykle docierały do Polski z kilkuletnim poślizgiem. Z chillwave’em było inaczej – „Heats” ukazało się wiosną 2010 roku, w bezpośrednim następstwie szaleństwa wywołanego przez debiutanckie wydawnictwa Toro Y Moi czy Washed Out i wyjątkowo dało nam poczucie bycia w centrum wydarzeń, legitymację czynnego uczestnictwa w globalnej zajawce na glo-fi, choć tak naprawdę łódzko-wrocławskie trio bardziej prowadziło z nurtem krótkometrażowy flirt niż mogło czuć się jego częścią. Najczulsze z nagrań Kamp! zachwycało bowiem na kilku różnych frontach: klubowiczów – nieskazitelną i bardzo świadomą produkcją; popowców – efemerycznym, wakacyjnym klimatem; entuzjastów gitar – de facto rockową narracją piosenki, w której dramaturgię The Cure wprowadzono w klawiszowy entourage. Nowi romantycy, jak się patrzy. (Kuba Ambrożewski)

Posłuchaj >>

Obrazek pozycja 148. Reni Jusis – Nic o mnie nie wiecie

148. Reni Jusis – Nic o mnie nie wiecie

[muz: R. Jusis; sł: M. Margielewski, R. Jusis; 2001]

Teledysk i tekst do tej piosenki koresponduje idealnie z filozofią Reni Jusis, ścieżką, którą od wielu lat kroczy zupełnie po swojemu. Czy to w początkach swojej kariery, czy w popowo-elektronicznym szczycie popularności dekadę temu, czy też niedawno, koncertując po starych kinach ze swoim akustycznym projektem. Robi to, na co ma ochotę. Sama pisze piosenki bez mdłych momentów i teksty bez mielizn. Jest gdzieś pomiędzy ekscentrycznym śpiewaniem na ulicy o tym, że ludzie nie powinni się nią interesować, a faktem, że robiąc to, wzbudza ich zainteresowanie. Nigdy niepostrzegana jako pierwszoplanowa popowa gwiazda, doczekała się w tym podsumowaniu niejednej wzmianki. (Kamil J. Bałuk)

Posłuchaj >>

Obrazek pozycja 147. Kobiety – Pozwól sobie

147. Kobiety – Pozwól sobie

[muz i sł: A. Lasocka, G. Nawrocki; 2004]

Zespół Kobiety wiele razy wspominał, że ich piosenki oddają klimat Trójmiasta latem: słońca, plaży, roześmianych turystów i leniwego ratownika. Grupa Grzegorza Nawrockiego nigdy leniwa nie była i eksperymentowała z formą, zwykle jednak mieszcząc się w definicjach radosnego, nieco eksperymentalnego indie-popu. Tekstowo i muzycznie ten kawałek jest lekki jak piórko, więc (jeśli nie słyszycie tego wyraźnie) pozwól sobie, pozwól sobie, pozwól sobie na maleńki cud! (Kamil J. Bałuk)

Posłuchaj >>

Obrazek pozycja 146. Muchy – Miasto doznań

146. Muchy – Miasto doznań

[muz: M. Wiraszko, P. Maciejewski, Sz. Waliszewski; sł: M. Wiraszko; 2007]

Dla osoby z zewnątrz Poznań ma w sobie coś specyficznego, bo nie wszędzie można spotkać się z tak silnie eksponowanym lokalnym patriotyzmem i obrotnością. Da się to zauważyć w różnych kręgach, począwszy od akademickich, a na kibicowskich skończywszy, jednak apogeum osiąga w środowiskach artystycznych, i to rozumianych bardzo szeroko, bo od Kabaretu Tey, po Grabaża, Ryszarda z Jeżyc czy wreszcie Muchy.

„Miasto doznań” to muzyczny ukłon Wiraszki, Maciejewskiego i Waliszewskiego w stronę ich rodzinnego miasta (choć nie jedyny, patrz: refren „Przesilenia”, a lepsi znawcy wielkopolskich klimatów i liczni fani grupy zapewne coś jeszcze wynajdą), a przy okazji jeden z głównych nośników energii orzeźwiającego debiutu. Choć kompozycja brzmi nieco syntetycznie, to trudno odmówić jej – jakby napisało jedyne pismo rockowe w Polsce – „rockowego pazura”, głównie dzięki umiejętnemu budowanie napięcia przez zespół i emocjonalnej ekspresji Michała Wiraszki.

Muchom zdarzało się obrywać, a to za grafomanię (tutaj mamy popularne spadanie z dachu i wyglądasz tak nieistotnie), a to za bycie pupilkiem mediów, jednak trudno nie odnieść wrażenia, że to „Terroromans” będzie – obok debiutu CKOD – wspominany w pierwszej kolejności, gdy padnie pytanie o najlepsze offensywowe, pop-rockowe albumy minionej dekady (ostatnio zasłyszałem określenie „czasy przedhipsterskie”, co poniekąd do polskiego kontekstu pasuje). Bo po prostu po latach (kilku, ale jednak) od strony jakości kompozycji broni się znakomicie, w ogromnej mierze dzięki „Miastu doznań”. (Dariusz Hanusiak)

Posłuchaj >>

Obrazek pozycja 145. Krystyna Prońko – Może pisać to palcem na wodzie

145. Krystyna Prońko – Może pisać to palcem na wodzie

[muz: K. Prońko; sł: M. Maliszewska; 1983]

To bodaj najbardziej „biały” utwór Krystyny Prońko, naczelnej damy polskiej piosenki, która wraz z Ewą Bem i Grażyną Łobaszewską niestrudzenie niosła rodakom soul, r&b i jazzujący czarny pop. „Może pisać to palcem na wodzie” jest jedną z ulubionych własnych kompozycji Prońko, z racji nagromadzenia długich dźwięków – bardzo trudną do zaśpiewania. Piosenka operuje szalenie ciekawym kontrastem: z jednej strony punktem wyjścia jest tu smooth pop, z drugiej – przygniata go ciężar monumentalnego prog-rocka. Na gitarze zdaje się pogrywać Brian May, werbel wprowadza dramaturgię godną „Innuendo” Queen, całość toczy się z rozmachem pomnikowej rockowej suity. A co robi Prońko? Zamiast drapieżnego, podniosłego, rockowego wokalu częstuje nas swoim najdelikatniejszym głosem – lirycznym, niemalże ulotnym. W tle pogrywa wyfiokowany saksofon, a my rozpływamy się w miękkości tego przedziwnego tworu. (Marta Słomka)

Posłuchaj >>

Obrazek pozycja 144. Kolorofon – Bomba atomowa

144. Kolorofon – Bomba atomowa

[muz i sł: P. Mazurek; 2008]

To niesamowite, jak w ciągu stu ośmiu sekund warszawskiemu kwartetowi udało się stworzyć coś, co można bez cienia wątpliwości określić jako trademarkowy shoegaze znad Wisły. Później dzieją się dziwne rzeczy – zamiast przewidywalnie dolać oliwy do ognia, disotrtion do pieca i stworzyć indie-wymiatacza o potencjale komercyjnym, następuje spowolnienie reaktora. Ale „Bomba atomowa” to najdojrzalszy utwór Kolorofonu: skupia w sobie eklektyczne zapędy debiutanckiego krążka „Kpt. Skała” – wystarczy rozłożyć wszystkie elementy utworu na osi czasu i zobaczyć, jak proporcjonalnie są odmierzone, wyrachowanie wyważone. Przy takich piosenkach, może się wydawać, że – cytując Anitę Lipnicką – świat migocze tysiącem barw. (Sebastian Niemczyk)

Posłuchaj >>

Obrazek pozycja 143. Wilki – Son Of The Blue Sky

143. Wilki – Son Of The Blue Sky

[muz i sł: R. Gawliński; 1992]

Bez wątpienia materiał na przebój międzynarodowy. Gdyby utwór z taką linią melodyczną znalazł się na debiucie brytyjskiego zespołu, niewykluczone, że byłby dziś wspominany jako szlagier początku lat dziewięćdziesiątych. Klip trafił co prawda do MTV, ale z uwagi na brak punktów za pochodzenie nie zapewnił grupie uznania poza granicami kraju. Wielka szkoda! Przy talencie Gawlińskiego do pisania melodyjnych piosenek, Wilki mogły stać się towarem eksportowym RP. (Witek Wierzchowski)

Posłuchaj >>

Obrazek pozycja 142. Andrzej Zaucha – Myśmy byli sobie pisani

142. Andrzej Zaucha – Myśmy byli sobie pisani

[muz: J. Dobrzyński; sł: A. Zaucha, Z. Książek; 1987]

Ten numer to prawdziwy synthpopowy kryształek morskiej opowieści w, często jednak dyskusyjnej jakościowo, dyskografii Zauchy. Startuje wonderowskim klawiszem jak od Dębskiego i, napędzany szelestem hi-hatu, prowadzi słuchacza przez amplifikację błahej plażowej historyjki. Poza zręcznymi aliteracjami oraz złożonym rymowaniem wrażenie robi w międzyczasie asymetryczny rozkład akordów w zwrotce i oktawowe skoki wokalu (pa-niiii) w opartym na zaczepnej kadencji basu refrenie. W ogóle Jędruś miał szczęście do charakternych basowych riffów (no, przynajmniej dwa razy). Punkt kulminacyjny tej całkiem przecież zwiewnej kompozycji to jednak dopiero kunsztowny mostek pełen melodycznych zwrotów akcji, jakże paralelnych z właściwym momentem równoczesnego storytellingu. (Jędrzej Szymanowski)

Posłuchaj >>

Obrazek pozycja 141. T. Love – King

141. T. Love – King

[muz: J. Benedek, sł: Z. Staszczyk; 1992]

Ileż tu się łączy szlaków! Chuligańska, knajacka historia charyzmatycznego outsidera zostaje przez Muńka Staszczyka „zapodana” w stylu najlepszych ulicznych MCs. Z drugiej strony „King” jest pierwszą zapowiedzią hołdu, jaki wrażliwości warszawskiego folkloru i cwaniackich podwórkowych kapel lider T. Love złoży w projekcie Szwagierkolaska. Z trzeciej: idealnie widać, ile częstochowskiej kapeli zawdzięczają miłośnicy „żoliborskich” klimatów pielęgnowanych przez zespoły w rodzaju Partii. A przecież w 1992 roku, kiedy utwór ujrzał światło dzienne, żaden z tych tropów nie istniał – punktem odniesienia dla „Kinga” mogły być najwyżej Elektryczne Gitary. (Kuba Ambrożewski)

Posłuchaj >>

Screenagers.pl (29 maja 2012)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: generał jarecki
[30 maja 2012]
Przepuściłem tekst o piosence Andrzeja Zauchy przez Maszynę Turinga. Posypała się.
Gość: Sajmon
[29 maja 2012]
i?
Gość: kow
[29 maja 2012]
MIasto doznań? Dajcie spokój... na "Terroromansie" jest z 5 lepszych kawałków.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także