Polskie Piosenki Wszech Czasów
190–181
190. Kombi – Piękna, szalona
[muz: S. Łosowski; sł: M. Niezabitowska; 1980]Highlightem „Pięknej, szalonej” jest genialny, klawiszowy mostek, którym Sławomir Łosowski wyprzedził „Seconds” Human League. Ciekawe też, na ile świadomie Kombi opierali się na „Gotta Go Home” Boney M, ale jeśli chcesz poprawić kondycję wieczornym joggingiem, bierz „Piękną, szaloną” ze sobą. Tylko jeśli trafisz akurat na uczęszczany przez innych biegaczy szlak, możesz poczuć się dziwnie, biegnąc za przedstawicielką płci pięknej. Biegnę, ja biegnę, gonię cię, gonię wciąż / Dotknąć, zatrzymać, przez chwilę dla mnie bądź. Skawiński jest w tym utworze tak zaawansowanym stalkerem, że gdyby ktoś usłyszał słowa dobiegające z Twoich słuchawek, w najlepszym razie trafiłbyś do aresztu. Nawet dobór głosek jest tu niepokojący, wykorzystuje głównie szeleszczące perwersyjnie słowa faceta ogarniętego pożądaniem niknącej w imprezowym tłumie dziewczyny. PS.: Ku wielkiemu rozczarowaniu niektórych czytelników, w naszym przeglądzie zabrakło hitu „Jesteś szalona”, ale niech zastąpi go ten kawałek, ze względu na podobną tematykę. (Mateusz Błaszczyk)
189. Kazik – Spalam się
[muz: J. Kufirski; sł: K. Staszewski; 1990]W życiu większości heteroseksualnych mężczyzn była taka nauczycielka z angielskiego, która w okolicach szkoły podstawowej/liceum wydatnie przyczyniła się do przyspieszenia procesu ich dojrzewania biologicznego, uzbrojona wyłącznie w kredę, tablicę, dzienniczek uwag i mięsistą sferę domysłów, która mimochodem, ale nieubłagalnie się wokół niej ogniskowała. W przypadku Kazika Staszewskiego, ten epizod musiał być na tyle przyjemny, że zainspirował go do nagrania pierwszej płyty w historii polskiego rapu. (Łukasz Błaszczyk)
188. Anna Jurksztowicz – Będzie tak jak jest
[muz: K. Dębski; sł: J. Cygan; 1988]Trzykrotnie na debiutanckim albumie Anna Jurksztowicz w asyście Dębskiego, Cygana i Paczkowskiego próbowała ujarzmić materię zwiewnej, popowej ballady, za każdym razem nie umiejąc poskromić kompozycyjnej nudy. Pozornie nastałe dwa lata później „Będzie tak jak jest” to podobnego sortu flaki z olejem. Lecz... nic bardziej mylnego. Ta późnowieczorna kołysanka z lekkością bossanovy i czułością najlepszych pościelówek Madonny czy Whitney Houston posiada jeden atut: linię melodyczną, która przy bliższym zapoznaniu paraliżuje bezwzględną urodą. Jurksztowicz miewała piosenki (a nawet ballady – patrz: „Zmysły precz!”) lepsze artystycznie, oryginalniejsze i bardziej przebojowe, ale ładniejszych od tej – ani jednej. (Kuba Ambrożewski)
187. Justyna Steczkowska – Oko za oko
[muz: J. Steczkowska; sł: E. Omernik; 1996]Trudno powiedzieć, czy Justyna Steczkowska jest najbardziej zmarnowanym talentem w historii polskiego popu, czy może kolejnym świetnym projektem Grzegorza Ciechowskiego aka Ewy Omernik, który po zerwaniu współpracy ze swoim mastermindem nie wykazał większych zdolności do samodzielnego działania. Tak czy inaczej, single z „Dziewczyny szamana” to była najbardziej awangardowa rzecz w polskim mainstreamie połowy lat 90. „Oko za oko” wydawało się najprzystępniejszym z nich, ale mantryczny flow piosenki wyrastał z tego samego narkotykowego korzenia, z którego wzięło się bardziej odważne „Tatuuj mnie”. (Paweł Sajewicz)
186. Halina Frąckowiak – Papierowy księżyc
[muz: J. Kukulski; sł: J. Kondratowicz; 1986]Choć Halina Frąckowiak żartobliwie nazywa dziś „Papierowy księżyc”, wielki hit Opola ’86, rytmiczną łupanką, jest to niewątpliwie dokument pewnej wrażliwości i potęgi kreatywności, która w siermiężnych warunkach pozwalała sprostać wyzwaniom stadionowego popu lat 80. Janusz Kondratowicz i Jarosław Kukulski, jak sami podkreślają, pisząc piosenkę, błądzili myślami wokół tragicznie zmarłej Anny Jantar. To utwór o marzeniach i nadziei, które kiedyś w końcu wykiełkują na smutku, tesknocie i stracie. To zresztą kompozycja mocno osadzona w stylu Jantar, której muzyka zawsze opierała się na kontraście jej niecodziennego głosu, przepełnionego niewysłowionym żalem i melancholią, z muzyką optymistyczną, utkaną z radosnych durowych akordów. Halina Frąckowiak z wielką klasą zrealizowała jej testament. (Marta Słomka)
185. Zbigniew Wodecki – Rzuć to wszystko co złe
[muz: Z. Wodecki, sł: L. Długosz; 1976]Zbigniewa Wodeckiego „coś optymistycznego”. Jak to możliwe, że dysponując od blisko czterech dekad taką perłą, polskie wesela wciąż kojarzą się z muzyką biesiadną, a na pierwszy taniec „młodzi” wybierają koszmarki w rodzaju „Cudownych rodziców mam” Sipińskiej lub „Złotych obrączek” Giżowskiej? W „Rzuć to wszystko co złe” Zbigniew Wodecki żeni elegancję Burta Bacharacha z pocztówkową estetyką wczesnych komedii Stanisława Barei – utwór musi więc brzmieć jak nieskończona celebracja miłości, jeden wielki happy end, na którym wszyscy obecni płaczą ze szczęścia, a następnie jak jeden mąż pędzą sami dać na zapowiedzi. (Kuba Ambrożewski)
184. Andrzej Kurylewicz i Wanda Warska – Czułość
[muz: A. Kurylewicz; sł: C. K. Norwid; 1971]To co w muzyce amerykańskiej było przejawem historycznej konieczności i efektem przemyślanego procesu twórczego – próba wlania „poważki” w piosenkową formę – w polskim popie wydaje się o wiele bardziej przypadkowe, a jednocześnie naturalne. No, przecież w naszej tradycji rolę Cole’a Portera odgrywa nie kto inny, tylko Władysław Szpilman. W tym sensie „Czułość” – neo-romantyczna ballada, smagnięta jazzową sekcją i utrzymana w duchu poezji śpiewanej – jest wzorcem polskiej piosenki jako takiej. A w praktyce, jednym z najoryginalniejszych utworów, jakie w tej części świata powstały. (Paweł Sajewicz)
183. Kaliber 44 – Plus i minus
[prod: Magik; sł: Magik; 1996]Nie będzie ani słowa o rzekomo zawoalowanej treści przy odsłuchu „Plus i minus” od tyłu. Najbardziej znany singiel z pierwszego albumu ślązaków i bez tych „rewelacji” jest jednym z najbardziej frapujących utworów polskiego hip-hopu. Zupełnie nieporównywalny do niczego, nieprzyjemny, psychodeliczny, krzykliwy, nacechowany dużą dozą niepewności monolog Magika, czekającego na wyniki badań lekarskich, stał się rozpoznawalną wizytówką jakże oryginalnego charakteru Kalibra i ich długogrającego debiutu. To najbardziej psychotyczny kawał świetnego rapu, jaki wyrósł na polskiej ziemi. (Paweł Szygendowski)
182. Bemibem – Dlaczego nas tam nie ma
[muz: A. Bem; sł: W. Młynarski; 1974]W notacji muzycznej bem jest znakiem, który wprowadza słoneczną pogodę nawet w szare struktury kompozycyjne socjalizmu. Z kolei bem zastosowany w obrębie jednego utworu wespół z bemolem, to przepis na tęskną melancholię przepalającego się w czerwonych liściach lata. Wplecenie smutku w bemowe frazy jest jednak zadaniem karkołomnym, a jego udane próby zasługują na najwyższe uznanie. Więc dlaczego, do cholery, nie ma ich w finałowej setce? (Paweł Sajewicz)
181. Maanam – Simple Story
[muz: M. Jackowski; sł. O. Jackowska; 1984]Kiedy nagraliśmy „Mental Cut”, ta płyta była publicznie łamana, jako fatalna, denna. „Lucciola” była postrzegana przez niektórych słuchaczy jako totalna zdrada – mówił kilka lat temu Marek Jackowski w wywiadzie dla „Teraz Rocka”. To swoisty paradoks: zespołowi, który w publicznej świadomości zaistniał po występie w Opolu (sic!) i który kochano przede wszystkim za przeboje, odmawiano prawa do ich tworzenia. A sprawa była prosta – Maanam po dusznej diagnozie stanu wojennego na „Nocnym patrolu” znalazł wentyl bezpieczeństwa w nowofalowym popie, piosenkach często ostentacyjnie niezaangażowanych. Kiedy dziś zespołom śpiewającym po angielsku zarzuca się, że robią to, nie mając nic do powiedzenia, może to być trauma po „Simple Story” – pierwszym tak spektakularnym sell-oucie polskiego rocka. (Kuba Ambrożewski)
Komentarze
[29 maja 2012]
[28 maja 2012]
[28 maja 2012]
[28 maja 2012]
[28 maja 2012]
[28 maja 2012]
[28 maja 2012]
[28 maja 2012]
[28 maja 2012]
[28 maja 2012]