Iceland Airwaves Festival – Reykjavik 2010

Iceland Airwaves Festival – Reykjavik 2010

Iceland Airwaves Festival – Reykjavik 2010 - Iceland Airwaves Festival – Reykjavik 2010 1

Islandia kocha muzykę. Z wzajemnością.

Naprawdę ciężko się nie zgodzić z powyższą opinią. Każdy, kto miał okazję zobaczyć na własne oczy, czym jest Iceland Airwaves, nie zapomni tych kilku dni do końca życia. Ale po kolei.

Najpierw kilka słów wprowadzenia, zanim patos zagości tu na dobre. Iceland Airwaves odbywa się corocznie w Reykjaviku. Pierwszy festiwal to rok 1999, mały i skromny, by w ciągu najbliższych lat osiągnąć status jednego z najważniejszych muzycznych wydarzeń w Europie. To właśnie tam swoje kariery rozpoczęli Clap Your Hands Say Yeah, The Bravery czy The Rapture, a lista dotychczasowych artystów, którzy wystąpili na festiwalu, jest imponująca: The Shins, TV On The Radio, Florence And The Machine, Klaxons, Hot Chip, Flaming Lips, Wolf Parade, Bloc Party, Sigur Rós, FM Belfast, GusGus, Múm i wielu innych...

W ramach Iceland Airwaves obok setek mniejszych i większych koncertów odbywają się również wystawy, projekcje filmowe oraz panele dyskusyjne. Reykjavik na tydzień zamienia się w prawdziwą stolicę kultury. 11. już edycja była na to żywym dowodem, co więcej, wielu uważa tegoroczny festiwal za najlepszy w jego dotychczasowej historii.

Niewątpliwie wielkim zbawieniem na festiwalu okazała się formuła off-venue, czyli małe, odbywające się w ciągu dnia koncerty artystów, którzy wieczorami kolidowali ze sobą i to okrutnie. Przy dziesięciu (!!!) głównych scenach, na których koncerty zaczynały się od 19.00 i kończyły grubo po północy, naprawdę ciężko ustalić sobie grafik. Wtedy właśnie z pomocą przychodziły te małe, zwykle akustyczne koncerty w sklepach muzycznych, u fryzjera, na poczcie, w księgarniach, w pubach czy na ulicy. Zwykle te koncerty były darmowe i raczej nie waliły na nie dzikie tłumy.

5 dni, 250 wykonawców, ponad 600 koncertów, tysiące fanów muzyki z całego świata, niezliczona ilość niezapomnianych wrażeń. Spośród kilkudziesięciu koncertów, jakie dane mi było zobaczyć, przedstawiam elitarną dziesiątkę moim zdaniem najlepszych z najlepszych na Iceland Airwaves 2010:

Iceland Airwaves Festival – Reykjavik 2010 - Iceland Airwaves Festival – Reykjavik 2010 2

Andvari

Zakochałem się w muzyce Andvari. Ta grupa młodych, skromnych ludzi ma wszelkie predyspozycje, aby zaistnieć na rynku muzycznym poza granicami Islandii. Zespół powstał

całkiem przypadkowo podczas zeszłorocznej edycji festiwalu, kiedy to Teitur i Júlíus Óttar Björgvinssonowie wystąpili gościnnie z Myrrą Rós Þrastardóttir, grającą wówczas swój solowy koncert. Od tamtego czasu zaczęli się regularnie spotykać i wspólnie tworzyć muzykę dla zwykłej przyjemności. Efektem tych spotkań jest właśnie Andvari – zespół z pogranicza jawy i snu, grający muzykę trochę nierzeczywistą, zanurzoną w bajce niczym Sigur Rós. Snujące się melodie i piękny głos Myrry to niepodważalne atuty tej grupy, której oba koncerty powalały swoją siłą, pięknem i niepowtarzalnym klimatem. Warto mieć na nich oko, bo mam przeczucie, że niebawem wypłyną na zasłużonej wielkiej fali.

Iceland Airwaves Festival – Reykjavik 2010 - Iceland Airwaves Festival – Reykjavik 2010 3

Alcoholic Faith Mission

Podobno główny koncert był słaby i mało interesujący. Mnie udało się jedynie zobaczyć ich występ off-venue, który odbył się w piątkowe popołudnie w pięknym muzeum Nordic House, stworzonym wprost dla akustycznych koncertów. Duńska grupa Alcoholic Faith Mission zainteresowała mnie już jakiś czas temu, gdy zobaczyłem ich występ z serii Balcony Session TV. Piękna, prosta muzyka, bez zbędnych upiększeń, jakby od niechcenia, po prostu wychodzi grupka ludzi po przejściach, którzy mają coś do powiedzenia, zasiadają przed swoimi instrumentami i snują mniej lub bardziej poważne opowieści o życiu. Zdobyli moje serce naturalnością i bezpretensjonalnością, która aż biła od nich podczas występu... Niektórzy kręcą nosem, że wtórne, że słabe, że Arcade Fire czy Múm. Pomimo rzeczywistych podobieństw do chociażby tych drugich, zasługują na swoje miejsce w dziesiątce.

Iceland Airwaves Festival – Reykjavik 2010 - Iceland Airwaves Festival – Reykjavik 2010 4

Diamond Rings

Kolejne rewelacyjne odkrycie festiwalu. John O’Regan, czyli Diamond Rings to z pewnością jeden z ciekawszych tegorocznych debiutów. Najpierw zdobył mnie rozwieszając płachtę z jednorożcem i tęczą, a później, gdy już zaczął swój występ. W tym chłopaku jest wszystko – inteligentne teksty, intrygująca muzyka, niezaprzeczalna charyzma i poczucie humoru. Jest w nim coś, co sprawia, że nie można oderwać od niego wzroku. Brzmi i wygląda jak połączenie wczesnego Davida Bowie z Patrickiem Wolfem i IAMX, ale mimo wszystko czuć w tym jego własną tożsamość. Muzyka O’Regana jest szczera i widać, że sprawia mu wiele radości. Nie sposób stać w miejscu podczas zadziornego „Wait & See” czy żartobliwego „On Our Own”.

W towarzystwie wysłużonego Maca, gitary z second handu i pożyczonego keyboardu ten 24-latek z Kanady wyczarował dwa świetne koncerty, które w mojej głowie zapisały się jako highlighty całego festiwalu.

Iceland Airwaves Festival – Reykjavik 2010 - Iceland Airwaves Festival – Reykjavik 2010 6

Moderat

Tej nocy byłem już wystarczająco upojony radością i szczęściem po najlepszym koncercie festiwalu, o którym później. Czekając na Moderat właściwie nie spodziewałem się niczego wielkiego, zwłaszcza że nie przepadam za tym gatunkiem muzyki. Kojarzy mi się to raczej z przećpanymi imprezami i generalnie staram się unikać takich projektów. Tym razem jednak zostałem, bo aż huczało, że ten koncert będzie niesamowity. I Matko Święta mieli rację! Tych trzech panów z Niemiec przy użyciu swoich niepozornych komputerów absolutnie wysłało mnie w kosmos!!! Byłem trzeźwy, upojony jedynie szczęściem z poprzedniego koncertu (tak, tak, o nim później) i to była prawdopodobnie najlepsza impreza w moim życiu. Dawno nie byłem w takim transie, muzyka zwalała mnie z nóg, potęga basów w „New Error” przyprawiała o odruchy wymiotne, pot lał się po karku, ludzie całkowicie zwariowali. Ograniczyłem się do zrobienia kilku zdjęć i oddałem się bez reszty muzyce, co po chwili uczynił cały rząd fotoreporterów. Plotki krążą, że to ich ostatnia trasa, tym większa jest moja radość, że zostałem tej nocy pod główną sceną.

Dawid Stabik (24 grudnia 2010)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także