Relacja z CMJ Music Marathon 2008
Wstęp
College Music Journal Marathon to jedna z najważniejszych amerykańskich imprez poświęconych muzyce alternatywnej, a zarazem niezwykły miejski festiwal (choć używana przez organizatorów nazwa „maraton” w obliczu przygniatającej ilości różnego rodzaju imprez, wydaje się bardziej na miejscu). Przez pięć dni prawie całe miasto (a dokładniej: jego najbardziej hipsterska część: East Village, Lower East Side i Williamsburg, po drugiej stronie East River) żyje muzyką (a po części także filmem: festiwal jest muzyczno-filmowy, choć ten pierwszy element zdecydowanie dominuje). Od rana trwają panele dyskusyjne dla ludzi związanych z muzyką w ten czy inny sposób: wydawców, dziennikarzy, agentów reprezentujących artystów, a także warsztaty dla instrumentalistów, dj-ów, radiowców czy realizatorów dźwięku.
Jednak najciekawsza dla zwykłej publiczności część rozpoczyna się wieczorem, kiedy we wszystkich klubach tej części miasta odbywają się koncerty.W niemożliwym do ogarnięcia line-upie znaleźć można około 500 nazw zespołów, grających wszystkie odmiany alternatywnej muzyki: od indie-rocka i metalu przez punk, taneczną elektronikę i disco aż do hip hopu. Na próżno szukać jednak na tej liście nazw znanych z pierwszych stron muzycznej prasy: przeważają zespoły młode, debiutujące, zupełnie nieznane. Bo taki jest właśnie główny cel festiwalu: dać okazję najmłodszemu pokoleniu alternatywnych muzyków zaprezentowania się przed słuchaczami, wśród których nie brakuje przedstawicieli małych i większych wytwórni, poszukujących młodych talentów czy dziennikarzy, polujących na zupełnie nowe twarze.
I jest tylko jeden problem, który nie pozwala w pełni cieszyć się możliwością uczestniczenia w tej imprezie: kolosalny nadmiar koncertów. Każdy dzień oznacza konieczność ustalenia precyzyjnego rozkładu jazdy i podjęcia bolesnych decyzji, z czego trzeba będzie zrezygnować bo np. kluby są za daleko od siebie. Co prawda to poniekąd problem każdego dużego festiwalu, ale gdy z jednego klubu do drugiego trzeba przejechać metrem pod rzeką, odczuwa się to szczególnie boleśnie.