Najlepsze single roku 2007
Miejsca 21 - 30
30. Charlotte Hatherley - Behave
Miesiące temu uznałem płytę Hatherley za prztyczek w nos za sądy, że z Ash nie można wycisnąć nic dobrego. Euforia stopniała, jak wosk, ale z jej resztek lepię do dziś figurki... (wtf?). Poważniej: melodia startowa nie do pomylenia z żadnym tegorocznym utworem, zgrabne parzyste rymy tekstu, chłodna Charlotte w teledysku i moment, kiedy powtarza behave, behave, behaaa-i-vvve. Dobra piosenka, choć nie zabójcza i pewne, że zmieściła się tu na zasadzie consensusu – raczej nie drażni nikogo, a wiele osób uważa ją za wartą uwagi. (kjb)
29. Maki i Chłopaki - Albatrosy
Niczym mityczna kapela Wiślanie ’69, autorzy genialnej piosenki z serialu „Do przerwy 0:1”, Maki i Chłopaki z małej miejscowości Mrozy podbiły w te wakacje serca dzieci i młodzieży. Tak jak wielu moim kolegom, również i mi przez chwilę wydawało się, że wystarczy sięgnąć po zdezelowaną gitarę taty, by spod ręki wyfrunęły mi moje własne „Albatrosy”. Zagraj razem z nami, zagraj z kolegami. Jednak siła prostej progresji akordów i życiowe prawdy, które skwaszonym wokalem zaintonował Marcin Biernat pozostają nietykalne, a tajemnicza dziewczyna z Albatrosa – prawdopodobnie najbardziej uniwersalnym portretem kobiety w polskiej piosence od czasu Oli Maj. (ka)
28. Dominique Leone – Clairevoyage (A Medley Performed By The 16th Rebels Of Mung)
Znany i lubiany recenzent Pitchforka bierze do pomocy szwedzkiego producenta Lindstroma i montuje dwunastominutowy, taneczny wymiatacz przechodzący od nawiązującego do Can intro, poprzez bombastyczne prog-space-disco zanurzone w gąszczu polirytmicznych ścieżek i psychodelicznych głosowo-syntezatowowo-gitarowych efektów, aż po czterominutowy falsetowy hołd dla Bee Gees. „Clairevoyage” trwa tyle co jednak kwarta meczu NBA, ale highlightów jest tu nie mniej niż w całym spotkaniu finałowym z czterema dogrywkami. (mm)
27. Trembling Blue Stars - Idyllwild
STOP. W imieniu Światowego Kongresu Krytyków Muzycznych przerywam tę piosenkę. Delegalizuję nagrywanie takich utworów. Co to ma, do cholery, być? Jakiś akustyk, falsetowe chórki, brdią, brdią, „były maje, były bzy”. Przecież ta dziewczyna śpiewa, jakby nie miała chłopaka z dziesięć lat. Nasłuchaliście się za dużo „16 Lovers Lane”? Bo ja tak. Wystarczy mi „Love Goes On!”, przetrzymam The Field Mice, radzę sobie z Belle & Sebastian, ale błagam, taka muzyka naprawdę nie jest już dzisiaj nikomu potrzebna. Polska reprezentacja wygrywa, wskaźniki gospodarcze rosną, wieczorem mam imprezę, a ci wyskakują z linijkami life was so open then/ now it’s closing in/ one by one we’ve watched our dreams disappearing. Nie chcę tego więcej słyszeć, ok? Pieprzona melancholia. (ka)
26. Roisin Murphy - Let Me Know
Co najmniej trzy utwory z tegorocznego albumu „Overpowered” zasługują na uwzględnienie w tym zestawieniu. Nasz wybór padł na utrzymany w estetyce retro-futurystycznego disco „Let Me Know”, którego elegancko skrojony, taneczny sznyt pokocha zarówno wyczulona na trendy maturzystka, jak i jej jedząca bezę łyżeczką mama. „Let Me Know” lubimy nawet pomimo tego, że zuchwale kradnie fortepianowy motyw z utworu „Sure Shot” Tracy Weber z 1981 roku, bo w obliczu zaraźliwej przebojowości tego kawałka szkodliwość społeczna tego czynu wydaje się znikoma. (mm)
25. M.I.A. - Jimmy
M.I.A. niczym współczesna Szeherezada snuje opowieść z politycznym podtekstem, a perfekcyjną, soczystą produkcją przywołuje bogactwo indyjskiego mauzoleum Tadż Mahal i luksusowe radżastańskie pałace, po których krążył Roger Moore w „Ośmiorniczce”. Zostają one zminiaturyzowane i zamknięte w trzy i pół minutowym wymiataczu osadzonym w przerysowanej bollywoodzkiej konwencji, napędzanym przez turbo bit, nachalną partię skrzypiec oraz nieprzeciętnie seksowny głos Mayi. Najbardziej bossowski numer 2007 roku? Zdecydowanie. (ms)
24. Feist - 1 2 3 4
Czy to w czasach narodzin rock'n'rolla („Rock Around The Clock”), czy w złotej erze dance'u lat dziewięćdziesiątych („Eins, zwei, Polizei”) wyliczanka zawsze była gwarantem przebojowości. Leslie nie raz udowodniła, że jest naprawdę bystrą dziewczynką, więc umiejętnie wykorzystała ten niezawodny patent, pisząc piękną piosenkę o miłości z poruszającym tekstem i aranżacją dęciaków godną „Illinois” Sufjana Stevensa. Wpadła bomba do piwnicy, napisała na tablicy: deus deus kosmateus i morele Feist. (psz)
23. Tokyo Police Club - Cheer It On
Debiutująca w tym roku formacja Tokyo Police Club śmiało i bez kompleksów wdarła się na naszą listę ze swoim energicznym przebojem „Cheer It On”. Wydawać by się mogło, że kolejna wariacja na temat estetyki The Strokes to najlepszy sposób na efektowną klęskę, a jednak młodym Kanadyjczykom wyjątkowo sprawnie udało się odkurzyć tę stylistykę i dodać jej odrobinę przestrzeni. Głównym walorem singla pozostaje jednak niesamowicie chwytliwa, porażająca szczerą prostotą linia melodyczna i wzruszająca wręcz, rockandrollowa niedbałość artystyczna. (pn)
22. Björk - Earth Intruders
Bębny rodem z dorzecza Nigru, względnie rytm akompaniujący do nowoczesnej wersji haki tańczonej przez Najlepszych na Świecie a Dostających-Baty-Za-Każdym-Razem-Od-Tysiącdziewięćsetosiemdziesiąte-gosiódmego „All Blacks”. Największy sukces singla Björk w USA od czternastu lat nie powinien dziwić, wszakże łapy w jego stworzeniu maczał ostatnio najmodniejszy i wszystkomający producent na zachód od Nowej Fundlandii. Pieśń wojenna ze stylizowaną na egzotyczną rytmiką może doprowadzić cały album Islandki do wygrania jubileuszowej edycji The Grammy Awards. Metallic carnage! Feriocity! Feel the speed! (ww)
21. Los Campesinos! - We Throw Parties, You Throw Knives
Właściwie to ten kawałek posiada wszystkie cechy, które teoretycznie zasługują na porządny diss. Męczące domowe brzmienie, zrzynki z The Go! Team skrzyżowanych z Broken Social Scene (zresztą David Newfeld wyprodukował ich EP-kę) zmiksowanych przez Architecture In Helsinki, a w dodatku jakieś zakamuflowane anty-wojenne przesłanie (niby słusznie, ale yo, to indie pop). Jednak gdy pojawia się ten przesłodki dialog damsko-męskich wokali, w tle brzęczą dzwoneczki, a melodia co chwilę łapie na swoje haczyki, znów chce się mieć te naście lat. (ms)