Janelle Monáe
Q.U.E.E.N. (feat. Erykah Badu)
Jak sugeruje „Q.U.E.E.N.”, w ciągu trzech lat od wydania „The ArchAndroid” ogólna stylistyka twórczości Monáe nie uległa specjalnej modyfikacji. Dalej jest to muzyka niezmiernie gitarowa i całkiem atrakcyjna, ze wszystkich stron podbudowywana silnym konceptem, tak ideologicznym, jak estetycznym. Dalej też – co tu kryć – nie najciekawsza od strony kompozycyjnej, a w tym wypadku pod względem piosenkowym wręcz mierna. Na niosącym cały singiel wątłym riffie Janelle w nieskończoność osadza jeden schemacik, bardzo nieznacznie modulując go w ramach mało przebojowego refrenu. Brzmi to jak prymarnie stuzwrotkowy, murzyński work-song zagrany na urban-funkową modłę, co – zważywszy na zaangażowaną tematykę – nie musi być wcale tak absurdalnym skojarzeniem. Równościowe wątki artystka z największym naciskiem podnosi w zarapowanym z przejęciem (choć nieporadnie) finale, mimo że wcześniej kawałek ze trzy razy sprawia wrażenie jakby się już kończył. Niestety, pomysły na aranżacyjne smaczki mające kilkakrotnie reanimować ten lichy szkielet nie są tu jednak tak dobre, jak na „20/20 Experience” Timberlake’a, płycie wręcz ufundowanej na takiej metodzie. Nie pomaga nawet lapidarny wkład Eryki Badu, która – mam czasem takie wrażenie – odnotowuje ostatnio featuring na każdej płycie, jakiej słucham (mini-trend: najczęściej w utworze drugim). Zazwyczaj fajny, więc nie narzekam (to w końcu Eryka, do diaska). Ten tu – doklejony jakby na siłę. Sama zaś Janelle wspólną z Justinem ma jedynie garderobę.
Komentarze
[15 maja 2013]
[15 maja 2013]
[15 maja 2013]