Tomasz Makowiecki
Najdłuższe pocałunki w Polsce
Gdy piszę ten tekst, koszulka lepi mi się do ciała – po raz kolejny w te wakacje żar się leje z nieba. Szukając ochłody, sięgnąłem po nowy singiel Tomka Makowieckiego. Nieoczekiwanie idol (hehe) polskiej współczesnej sceny gitarowej dostarczył nam świetnej zabawy z pogranicza indie rockowego świata Tame Impali i postchillwave'owego Toro y Moi, a wszystko to jest wsparte nieśmiertelnym polskim romantyzmem. „Najdłuższe pocałunki w Polsce” zamiast mnie ochłodzić, podgrzały moje buzujące w pokoju celsjusze.
Utwór bawi nas gitarowym indie rockowym motywem, na tle którego Makowiecki ze stażem wieloletniego zmęczonego egzystencją Don Juana wypowiada słowa: gram, gram, gram na wiolonczeli. Ta niepozorna fraza to przejaw geniuszu tego singla. Tomek używa tutaj swojego głosu jak instrumentu, podbija on nerwowy i seksualny nastrój utworu, brniemy wraz z nim przez ten czysty, pełen przestrzeni ezoteryczny, delikatny hook. Nagle w refrenie następuje delikatne nawarstwienie motywów, które wcześniej nam towarzyszyły na drugim tle. Wtedy Makowiecki odkrywa wszystkie karty i już wiemy,z jakim kalibrem utworu mamy do czynienia. „Najdłuższe pocałunki w Polsce” to słowiański b-side z „Currents”, uszyty zgodnie ze standardami zachodniego popu.
Makowiecki zaskoczył nas zwiewną i elektryzującą powietrze balladą. Jest to mój ulubiony tegoroczny letni utwór, doskonale umuzycznia mający teraz miejsce dziwny okres kończącego się lata. Okres ten w polskiej alternatywie opisywały między innymi Muchy, Lenny Valentino czy też Nerwowe wakacje. Myślę, że Tomek śmiało może podać rękę tym artystom.