Interpol

Berlin, Columbiahalle - 13 kwietnia 2005

Zdjęcie Interpol - Berlin, Columbiahalle

Interpol to chyba jeden z najbardziej pracowitych zespołów świata, jeśli chodzi o ilość zagranych koncertów. Tak było na początku, kiedy zaczynali i występowali dla kilku znajomych w nowojorskich piwnicach, tak jest i dziś, kiedy objeżdżają Europę i Stany Zjednoczone z niekończącymi się, oddzielonymi od siebie tylko kilkudniowymi przerwami, trasami koncertowymi. Nic więc dziwnego, że w ledwie cztery miesiące po ostatnim koncercie w Berlinie, zawitali tu ponownie, trzeci już raz od niedawnej premiery swojej drugiej płyty.

Jechałem na ten koncert ze sporą rezerwą i dystansem, nie wierząc za bardzo, że po dwóch występach zespołu, które udało mi się zobaczyć, trzeci zdoła mnie czymkolwiek zaskoczyć. Teraz nie wiem, jak mogłem choć przez chwilę zwątpić w ten zespół, w grupę, która tego ciepłego kwietniowego wieczoru po raz kolejny udowodniła, że jest doprawdy wielka. Choć w jednym z tekstów zespołu padają znamienne słowa o byciu „niewolnikiem szczegółów”, berliński koncert udowodnił, że członkowie grupy bynajmniej nie trzymają się szczegółów niewolniczo. Bo właśnie drobiazgi, małe niespodzianki, niepozorne zaskoczenia różniły ten koncert od poprzednich i to właśnie one w dużej mierze zaważyły na tym, że nietrudno go uznać za wyśmienity.

Bo z pozoru wszystko było takie jak zawsze: członkowie zespołu na scenie zachowywali się raczej mało dynamicznie, przez większość czasu stojąc po prostu na swoich miejscach i odgrywając swoje partie, skupieni na instrumentach, zasłuchani w to, co grają koledzy, nawet ubrani tak samo jak zawsze. Repertuar występu był świetnie znany i przewidywalny: zespół nie zaprezentował żadnego nowego utworu, przedstawił niemal półtorej godzinny wybór najciekawszych kawałków z obu płyt, z lekkim wskazaniem na tą późniejszą. I jak zwykle kontakt z publicznością ograniczył się do obowiązkowych i zdawkowych serdeczności rzuconych od niechcenia przed i po występie. Czyli niby nic szczególnego – kolejny typowy koncert zespołu grającego rozdzierająco smutną muzykę i sztywno trzymającego się konwencji dużej oszczędności w okazywaniu jakichkolwiek emocji na scenie.

Ale jednak tych kilka drobiazgów, niby niewiele znaczących, ale jednak istotnych zdefiniowało ten występ na nowo i kazało spojrzeć nań w zupełnie innym świetle. To były doprawdy drobiazgi, prawie niezauważalne szczegóły: bardzo rozbudowane, stworzone ze zgrzytów i sprzężeń intro do „Not Even Jail”, umieszczenie w programie występu co najmniej kilku, rzadko pojawiających się na koncertach kawałków, z zagranym na początku bisu, najbardziej chyba kultowym utworem grupy, „Specialist”, na czele, wydłużona do rozmiaru, który tworzył napięcie niemal nie do wytrzymania, przerwa w samym środku wstrząsającego i bez niej utworu „PDA” i ten moment, kiedy po powalającej antysolówce w tym samym kawałku, gitarzysta Daniel Kessler po prostu... padł na kolana. To wszystko. To starczyło, żeby rzucić na kolana tłum miotający się pod sceną w rytm tych wszystkich apokaliptycznie smutnych utworów.

Oczywiście, do tego trzeba dodać całą profesjonalną otoczkę, która różniła ten, było nie było, halowy koncert od poprzedniego, w kameralnym klubie SO36: dużo potężniejsze nagłośnienie, liczniejsza ekipa techniczna, a przede wszystkim – zadziwiająco bogata oprawa świetlna występu. Scena to tonęła w lodowato zimnym niebieskim świetle, to rozkwitała gryzącą, krwistą czerwienią, pogrążała się w kompletnych ciemnościach, albo wybuchała nagle oślepiającym białym blaskiem.

Ale najważniejsze jest chyba to, że pomimo tej pozornej bierności, sztywnych kołnierzyków i stania w miejscu, bez trudu można było dostrzec, że muzycy wprost kipią jakąś wewnętrzną energią, że od środka rozsadza ich jakieś napięcie, które wyrzucają z siebie z każdym kolejnym gorzko smutnym kawałkiem. I to było chyba coś, co zdecydowało, że ten koncert był tak szczególny, mimo wszystkich pozorów i pochopnych ocen.

Przemek Gulda (15 kwietnia 2005)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także