PiotrkOFF Art Festival 2019
Piotrków Trybunalski - 13-14 września 2019
Gdy ktoś używa w jednym zdaniu słów Piotrków Trybunalski i muzyka, pierwsze skojarzenie automatycznie wędruje ku corocznej imprezie artystycznej (skoncentrowanej jednak głównie wokół muzyki), jaką jest PiotrkOFF Art Festival. Dla wszystkich miejscowych (i nie tylko) fanów alternatywny impreza ta cyklicznie stanowi godne uwagi zwieńczenie letniego sezonu festiwalowego. W tym roku nie mogło być inaczej: jedenasta edycja PiotrkOFFa po raz kolejny pokazała, na czym polega urok kameralności pewnych miejsc i wydarzeń, a także w niezwykle wyważony sposób pozwoliła wszystkich zainteresowanym doświadczyć zarówno transcendencji, jak i po prostu dobrej zabawy. Jako że festiwal zaczął się w piątek wieczorem w lokalnym kościele ewangelicko-augsburskim, transcendencja uzyskała pierwszeństwo, a całość zaczęła się od wystawy psychodeliczno-folkowych obrazów Alicji Jończyk.
Hanowska/Karnowski
Muzycznie impreza została zainaugurowana przez duet Hanowska/Karnowski. Ich występ w kościele był oczywistym strzałem w dziesiątkę. Jak nikt inny potrafili oni połączyć ze sobą ociekające ambientem, senne dźwięki handpanu z neofolkowym wręcz brzmieniem skrzypiec – to właśnie one grały tu przez większość czasu główną rolę, momentami ustępując wyłącznie perkusji, na której co jakiś czas, odrywając się od handpanu, zaczynał grać Karnowski. Momenty te stanowiły smakowity kąsek dla wszystkich fanów dynamicznej sekcji rytmicznej, gdyż trzeba przyznać, że sposób gry multiinstrumentalisty był na wskroś eklektyczny – można było w nim wyłapać zarówno elementy rockowe, jak i jazzowe czy rytualne. (gm)
Resina
Z równie ciekawej strony zaprezentowała się Resina, wznosząc metafizyczny charakter wspomnianego miejsca na jeszcze wyższy poziom. Samotna wiolonczelistka, wyposażona w swój główny instrument, ale również w klawisze i sprzęt zapętlający, zaprezentowała wszystkim zgromadzonym autorskie podejście do dark ambientu i współczesnej muzyki klasycznej, pokazując tym samym, jak bardzo oba gatunki podatne są na wzajemne wpływy. Trzeba przyznać, iż Karolina Rec ma wyobraźnię muzyczną zdecydowanie nieprzeciętną: sposób, w jaki rozwijały się na żywo jej kompozycje, to czysta poezja. (gm)
Felocai
Felocai to już nieco inna, aczkolwiek równie ciekawa, para kaloszy. Ich występ – w przeciwieństwie do poprzednich dwóch koncertów – odbył się w auli lokalnego I LO, i o ile zdawała się na tym tracić nieco akustyka, to klimat pozostał równie ujmujący. Smaczku dodawał fakt, że Felocai to piotrkowscy lokalsi; sam koncert cechował się sporym dynamizmem i odpowiednią dawką dronowego hałasu. Na dodatek był na tyle interesujący, że można było odczuć spory zawód gdy chłopaki skończyli grać: chciałoby się ich słuchać więcej i więcej. (gm)
Performance Elizy Gawrjołek
Występ kolejnej grupy muzycznej poprzedził około 20-minutowy performance, wykonany przez Elizę Gawrjołek. O ile nieco trudno odnieść mi się do warstwy intelektualnej owego spektaklu, o tyle w warstwie wizualnej był on na swój sposób hipnotyzujący. Odziana w czerwień dziewczyna z ogromnym rulonem papieru, nieco nieudolnie próbuje go rozłożyć, aby w następstwie namalować na nim ludzi i ostatecznie wypchać sobie tymi ludźmi kieszenie. No dobrze – tak zupełnie ostatecznie performerka właściwie zasnęła, wprawiając tym samym publikę w niemałą konsternację. Szanuję takie podejście. (gm)
Loa Frida
Jedyny zagraniczny akcent imprezy. Francuskie trio zaprezentowało zdecydowanie najbardziej piosenkowy set tego wieczoru. Nie były to jednak takie zwykłe piosenki, a balansujące między dream i synth popem. Wkręcające się keyboardowe progresje, oryginalnie zaaranżowana perkusja, a także dosyć wysoki, damski wokal – to musiało się udać. Loa Frida skutecznie podtrzymali uduchowioną atmosferę. A przecież zaraz uczestnicy festiwalu mieli wrócić w progi budynku, w którym wszystko się zaczęło... (gm)
Księżyc
Są takie zespoły, których muzyka ma dość specyficzne wymagania odnośnie przestrzeni, w której odbywa się koncert. Dało się to odczuć podczas występu zespołu Księżyc na OFF Festivalu trzy lata temu, gdy ich mistyczny performance był bez szans w starciu z festiwalową, wakacyjną atmosferą. W piotrkowskim kościele ewangelicko-augsburskim miało być zupełnie inaczej, miało tu mieć miejsce spełnienie marzeń organizatorów, stanowiące ukoronowanie tej edycji. I stało się. Podróż na inspirowany słowiańskimi tradycjami ludowymi Księżyc był jedynym biletowanym występem XI edycji PiotrkOFF Art Festivalu. Aby umożliwić organizatorom zaproszenie tego zespołu, należało dorzucić cegiełkę do zbiórki i po zakończonej powodzeniem akcji można było uczestniczyć w tym koncercie. Zdecydowanie było warto: przepiękny, tajemniczy i owiany dymem występ przyniósł zdecydowanie coś więcej niż wyłącznie doznania muzyczne. Leśnym, ambientowym dźwiękom (wygrywanym m.in. na… budziku) towarzyszyły odbijane przez publiczność dmuchane piłki, element rzucania lampionami po podłodze czy przeglądanie się wraz z widownią w lusterku. Do tego szereg rekwizytów na ustawionym przed Katarzyną Smoluk i Agatą Harz stoliku – kielichy, bibeloty i przedmioty z których nawet nie wyobrażamy sobie, że można wydobyć melodyjny dźwięk. Bezdyskusyjne jest, że do takiego koncertu nie ma lepszej scenerii niż kościelny półmrok. (jf)
Piątkowe afterparty
Po przeżyciach mistycznych trzeba jednak było wrócić do rzeczywistości i rozruszać się na afterparty przygotowanym przez duet didżejsko-blogerski Luksja Sound. Oni sami wystąpili w sobotę, natomiast w piątek zaprosili dwójkę innych artystów – debiutującą na scenie fasten seatbels oraz DJ Prystyna Krońko, czyli Martę i Aleksa. Pierwszy set lekko wprowadził w nastrój i rozbujał, drugi pociągnął w tropikalną, intensywną imprezę. Zwrócić uwagę należy też na dbającą przez cały ten czas o kapitalne wizualizacje Adyszk, rodowitą piotrkowiankę, w której portfolio znajduje się już świecenie na znacznie większych festiwalach (Audioriver czy Upper Festival). (jf)
Performance Daniela Sołtysiaka
Sobotnia część festiwalu w większości odbyła się na terenie nowo wybudowanego budynku biblioteki miejskiej w Piotrkowie Trybunalskim, w którym znajduje się specjalna sala koncertowa. Wydarzeniem inaugurującym ten dzień była wystawa prac graficznych Patrycji Gorzeli. Mieliśmy zatem okazję podziwiać zarówno hipnotyzujące sitodruki, jak i zupełnie abstrakcyjne, minimalistyczne w swej formie, pseudo-geometryczne figury. Wizje Patrycji bardzo zgrabnie zlały się z performansem Daniela Sołtysika, który postarał się wciągnąć wszystkich słuchaczy do swego snu, zachęcając ich tym samym do praktykowania świadomego śnienia. (gm)
Lastryko
Pierwszy muzyczny występ tego dnia zaprezentowało Lastryko – grupa znana ze swojego psychodeliczno-progresywnego stylu, wchodzącego miejscami w iście matematyczne granie. Muzycy zdecydowanie pozwolili słuchaczom odpłynąć w przestrzeń; nie była to jednak przestrzeń statyczna, a to za sprawą wyważonej dynamiki grania. W efekcie cały koncert zabrzmiał niczym podróż statkiem kosmicznym. (gm)
Jesień
Z bardzo dobrej strony zaprezentowała się także grupa Jesień. Dynamiczny, nieco walczący z słuchaczem noise rock stanowił ciekawą kontynuację sposobu grania zaprezentowanego przez Lastryko. Umieszczenie obu zespołów jeden po drugim było w tym wypadku jak najbardziej trafnym posunięciem. W pozytywnym odbiorze koncertu nie przeszkodziły nawet drobne problemy techniczne (ta mnogość kabelków), a niezwykle kreatywna gra perkusisty i rozbrajająca szczerość basisty stanowiły wyłącznie wartość dodaną. Swoją drogą, tegoroczny PiotrkOFF był zdecydowanie wypełniony świetnymi perkusistami. (gm)
The Saturday Tea
Po dawce rocka eksperymentalnego przyszedł czas na granie nieco bardziej klasyczne i nieco bardziej do... tańczenia. The Saturday Tea zaprezentowało wszystkim zebranym porcję garażowego rocka mocno osadzonego w grunge'owej stylistyce. Kompozycje grupy nie były może szczytem skomplikowania, ale cechowały się za to odpowiednio porcją przesteru i chwytliwymi melodiami. Jedyną wadą koncertu był w zasadzie brak bisu. No ale jak jest obsuwa, to czasem po prostu się nie da. (gm)
Wczasy
W końcu przyszedł czas na gwiazdę sobotniego wieczoru: duet Wczasy. The Saturday Tea skutecznie poderwało publikę z krzesełek, natomiast Wczasy równie skutecznie zatrzymały ją w pozycji stojącej, prowokując do tańca. Grupa po raz kolejny udowodniła, że świetnie spisuje się podczas występów na żywo. Zresztą jakby nie patrzeć, „Zawody” od początku predysponowały grupę do grania energetyzujących live'ów. Inna sprawa, że panowie Bartłomiej i Jakub roztaczali wokół siebie swoistą pozytywną aurę wyluzowania. Może się to wydać oczywiste dla każdego, kto przesłuchał ich debiut, ale uwagą tą pragnę wyłącznie zwrócić uwagę, że jako muzycy są oni bardzo autentyczni w tym co robią. Oby tak dalej! (gm)
Sobotnie afterparty
Tak jak dzień wcześniej, imprezę zakończyli didżeje. Tego dnia wystąpili b r a k i wspomniany już wcześniej duet Luksja Sound. B r a k zaserwował wszystkim obecnym porcję ciekawie dobranego, mocno industrialnego techno, natomiast Luksja Sound z charakterystycznym dla siebie rytualno-afrykańskim sznytem ostatecznie zakończyli całość festiwalu. (gm)
Czy było warto? Jak najbardziej! Czy wrócimy na PiotrkOFF za rok? Owszem! Czy warto się na festiwal wybrać? Zdecydowanie: Piotrków Trybunalski jest – jak się okazuje – jednym z najlepszych miejsc gdzie można doświadczyć uroków kameralności w iście niekameralnym, doborowym towarzystwie.