Franz Nicolay, Fishtank Ensamble
różne kluby, Nowy Jork - 15-21 sierpnia 2011
Franz Nicolay to muzyk, który ze sporym powodzeniem występuje już od lat na alternatywnej scenie muzycznej. Z powodzeniem, które warto docenić tym bardziej, że większość jego działań ma bardzo niekoniunkturalny charakter. Pierwszym bardziej znanym zespołem, z którym współpracował ten bardzo utalentowany multiinstrumentalista, był punkowo-kabaretowy kolektyw World/Inferno Friendship Society, który słynął raczej z pełnych energii występów na żywo, niż z płyt studyjnych. Szczyt popularności Nicolaya przypadł jednak na czas, kiedy występował w składzie grupy The Hold Steady – brał udział w powstaniu kilku jej najważniejszych płyt i zjechał wraz z pozostałymi muzykami pół świata. I kiedy grupie udało się wreszcie przebić szklany sufit popularności zamkniętej tylko w granicach sceny alternatywnej i dać się poznać dużo szerszej publiczności, Nicolay postanowił opuścić jej szeregi i zacząć karierę solową. Karierę z gruntu skazaną na funkcjonowanie na zupełnie innych zasadach niż w przypadku The Hold Steady – kiedy koledzy zaczęli grać w halach, Nicolay wrócił do mikroskopijnych klubów w piwnicach i koncertów dla kilku, czasem zupełnie przypadkowych, osób. Ale widać, że właśnie w takich warunkach artysta czuje się najlepiej i sprawdza się znakomicie, co być może tłumaczy w jakiś sposób jego decyzję o wycofaniu się z kariery na szczytach rockowej sławy.
W tygodniu w środku sierpnia muzyk – trochę przez przypadek – zagrał aż trzy takie właśnie, małe, kameralne, niemal intymne koncerty w mieście, w którym mieszka już od piętnastu lat. Trudno się dziwić, że miały one dość podobny repertuar i charakter, ale jednak każdy z nich trochę różnił się od pozostałych, a najważniejsze, że każdy wypadł znakomicie.
Nicolay przygotowuje właśnie materiał na nową, trzecią już w jego solowej dyskografii, płytę, nic więc dziwnego, że grał na koncertach kilka nowych piosenek, ale nie zapominał też o swoich wcześniejszych dokonaniach – sięgał np. po jeden ze swoich najwybitniejszych utworów, „This Is Not A Pipe” – przejmującą opowieść o oszukiwaniu samego siebie, sięgał nawet głębiej, po dynamiczną piosenkę „Dead Sailors” z pierwszej płyty, którą grał – całkiem dosłownie – z przytupem.
Muzyk, jak na wszechstronnego multiinstrumentalistę przystało, zmieniał instrumenty niemal jak rękawiczki: część utworów grał na gitarze, część na banjo, resztę na akordeonie, w każdym przypadku radząc sobie znakomicie. Ale koncerty Nicolaya przynoszą nie tylko wrażenia muzyczne. Artysta jest bowiem bardzo gadatliwy i każdy ze swoich utworów ubarwia bardzo zabawnymi anegdotami, co powoduje, że jego występy są czymś pomiędzy koncertami a stand up comedy shows.
Dwa razy podczas tego tygodnia muzyk otwierał występy zespołu Fishtank Ensamble, czteroosobowej formacji, która swą ognistą muzykę buduje przede wszystkim na bazie cygańskiego folkloru, Ubarwia go jednak elementami nieco zaskakujących gatunków, takich jak np. flamenco. Oba koncerty były zbudowane na podobnym schemacie – muzycy zaczynali od zaprezentowania dwóch czy trzech nieco spokojniejszych kompozycji, a potem z każdym kolejnym utworem wyraźnie zwiększali tempo, dochodząc niemal do ekstremalnego poziomu. Pod koniec każdego z występu poziom szaleństwa na scenie był tak wysoki, że basista grupy tańczył ze swoim potężnym instrumentem, a nawet podrzucał go pod sam sufit. Twórczość grupy to muzyka, która w Polsce zawsze miała sporą publiczność, raczej nie należy się więc obawiać o frekwencję i dobrą zabawę na zapowiadanych za kilka miesięcy polskich koncertach zespołu. Do Europy wybiera się także wkrótce Nicolay – zdecydowanie warto nie przegapić jego występów w Polsce.