Nouvelle Vague

Poznań, CK Zamek - 14 marca 2008

Zdjęcie Nouvelle Vague - Poznań, CK Zamek

Jedni uważają Nouvelle Vague za szargających świętość i pozbawionych talentu cyników. Drudzy – z organizatorem koncertu na czele - za „mistrzów muzycznych interpretacji”. Francuski zespół znany z kowerowania klasycznych pozycji z archiwum brytyjskiego new wave w konwencji brazylijskiej bossa-novy, zawitał do Poznania, ściągając tłumy wiernych. Byli i smutni panowie w koszulkach Joy Division, spragnieni usłyszenia „Love Will Tear Us Apart” na żywo, były i eleganckie kobiety w pięknych tutaj toaletach, spragnione Szyku & Stylu, no bo nie dość że „dżezik” to jeszcze de la France. Trampki, blue-dżinsy oraz the best of smooth bezy i łyżeczki ever – target francuskiej brygady wydaje się być równie zróżnicowany co opinie jakie ona budzi.

Kwestie płaszczyzn interpretacyjnych (od)twórczości Francuzów zostawmy jednak chwilowo na boku – grunt, że występ podobał się wszystkim zgromadzonym. Największa w tym zasługa dwóch uroczych wokalistek. Emocje budziła zwłaszcza blondynka – może niekoniecznie z powodu pomylenia tekstu w czwartym wersie „Making Plans For Nigel”, co raczej dlatego, że stanowiła emanujące seksem połączenie Brigitte Bardot i Nico... Nouvelle Vague zaprezentowali w Poznaniu materiał z obu ich płyt, które dane mi było usłyszeć. Najlepiej przyjęte zostały „Too Drunk To Fuck” Dead Kennedys oraz „Just Can’t Get Enough” Depeche Mode - zapewne ze względu na jasnogórsko-ostrobramski status jakim formacja ta cieszy się w naszym kraju. Pojawiło się nieobecne na wspomnianych płytach „God Save The Queen” Sex Pistols, a także utwory których nie mogło tu zabraknąć - „Blue Monday” , „Guns Of Brixton”, „Friday Night, Saturday Morning” czy wreszcie odśpiewane chóralnie przez publikę „Love Will Tear Us Apart”. Osobiście zabrakło mi mojego ulubionego koweru Francuzów, jakim jest „In A Manner Of Speaking” z repertuaru Tuxedomoon. Bisy za to były. No i tyle. NME porównał ponoć działalność Nouvelle Vague do kopiowania rzeźby Michała Anioła w gównie... Ze względu na kowerowy profil działalności Francuzi kwalifikują się oczywiście jedynie do rozgrywek barażowych do drugiej ligi, a eksploatowanie świeżego pomysłu z debiutu na następnych albumach wydaje mi się niesmaczne. Ale porównując urokliwy debiut Nouvelle Vague do kowerowej żenady zespołów pokroju Easy-Star All-Stars przyznać muszę jedno – rzeźbić w gównie też trzeba umieć.

Maciej Maćkowski (14 kwietnia 2008)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także