The Thermals / The Teenagers

Nowy Jork, Studio B / Hiro Ballroom - 31 stycznia 2008

Zdjęcie The Thermals / The Teenagers - Nowy Jork, Studio B / Hiro Ballroom

Na ostatni wieczór stycznia zaplanowana została bardzo nietypowa impreza – promocyjny wieczór nowojorskiego pisma „New York”, pod hasłem Karaoke Relapse with The Thermals, podczas którego ta znakomita art-punkowa grupa z Portland miała grać na żywo podkłady pod popisy domorosłych wokalistów.

Zanim jednak do tego doszło, zespół na szczęście zagrał własny, tradycyjny koncert, nieco krótszy od ostatnich występów podczas trasy promującej wydany jeszcze w 2006 roku album „The Body, The Blood, The Machine”. Tym razem dynamiczne trio w ciągu pięćdziesięciu minut zmieściło najważniejsze utwory z tej płyty i kilka starszych rarytasów, w tym m.in. swój sztandarowy utwór, pochodzącą jeszcze z debiutanckiego singla kompozycję „No Culture Icons”. Jeszcze większą niespodzianką było zaprezentowanie bardzo rzadko grywanego na żywo utworu z tej samej epki, piosenki „Capture With A Magnet”. Najmocniejszym fragmentem koncertu były chyba połączone w jedną, zawrotnie dynamiczną i porywająca całość utwory „No Culture Icons” właśnie i „Stare Like Yours” oraz zagrana pod sam koniec występu, poruszająca zarówno pod względem muzycznym, jak i tekstowym (to prowokacyjne oskarżenie władzy, że bezwstydnie wykorzystuje zwykłych ludzi) kompozycja „Power Doesn’t Run On Nothing”. Choć już w wersji studyjnej to piosenka niespodziewanie długa, jak na standardy, które sami narzucili sobie członkowie zespołu – pięć minut to prawie trzykrotnie tyle, ile zazwyczaj trwały ich starsze utwory – na koncercie została jeszcze wydłużona, a niemal transowe, instrumentalne zakończenie potrafiło niemal przygwoździć do ziemi. I znów, jak to zwykle na koncertach The Thermals bywa, utwory z najnowszej płyty zyskały nieco zmienioną w stosunku do wersji studyjnych formę – proste, choć precyzyjne gitarowe solówki w ferworze tego niemal punkowego koncertu są przecież niezwykle trudne do odtworzenia. Ale nikomu to absolutnie nie przeszkadzało. Nowojorska publiczność ruszyła do wściekłego, choć zupełnie nie brutalnego pogo, już od pierwszych uderzeń w bębny. Na dodatek wykrzykiwała z pamięci niemal wszystkie teksty, chętnie dawała się też namówić na wyklaskiwanie rytmu poszczególnych utworów. Muzykom zespołu taka forma współdziałania bardzo się spodobała i okazała się znakomitym wstępem do drugiej części wieczoru.

Po kilkunastominutowej przerwie muzycy znów pojawili się na scenie. Tym razem – w świeżych ubraniach i w zupełnie innej, nietypowej roli. Choć karaoke z towarzyszeniem żywego zespołu nie są w Nowym Jorku wielką rzadkością – cotygodniowe punkowo-metalowe wydanie tego typu imprezy odbywa się choćby w klubie Arlene Grocery, jednym z najpopularniejszych miejsc w mekce nocnego życia miasta – dzielnicy Lower East Side, ale rzadko się zdarza, żeby za instrumenty chwytały prawdziwe gwiazdy. A taki przecież status mają dziś bez najmniejszych wątpliwości na amerykańskiej scenie indie muzycy The Thermals. Ale bynajmniej nic sobie z tego nie robią – z powodzeniem postawili się w roli skromnych akompaniatorów. Na dodatek wyraźnie było widać, że sprawia im to wielką radość. Zagrali około dwudziestu utworów – pojawiły się w tym zestawie kompozycje z repertuaru m.in. The Rolling Stones, The Clash, Buzzcocks czy… Queen. Nie zabrakło także kilku piosenek samych The Thermals. Wokaliści wypadali bardzo różnie – niektórzy radzili sobie niemal jak zawodowcy: niewysoki brodacz śpiewający „Ever Fallen In Love” Buzzcocks z powodzeniem nadawałby się do jakieś przyzwoitego zespoły. Inni z kolei fałszowali niemiłosiernie i gubili się nieustannie, dukając z kartki tekst utworu. Takie są wszak uroki tego typu imprez. Ale uśmiechy nie schodzące ani na chwilę z twarzy muzyków zespołu i ich wielka biegłość w odtwarzaniu pozycji z rockowego kanonu powodowały, że z przyjemnością słuchało się tego nietypowego występu.

Ale nie było czasu na rozmyślania – gdy tylko koncert się skończył, trzeba było natychmiast gnać na drugi koniec miasta, by w restauracjo-dyskotece Hiro Ballroom zdążyć na drugi z nowojorskich występów The Teenagers, europejskiego objawienia ostatnich tygodni.

Trzech właściwych członków grupy i dwie wspomagające ich instrumentalistki wpadło na niewielką scenę i znów, tak jak poprzedniego wieczoru rozpoczęło koncert od wielkiego hitu, piosenki „Starlett Johansson”. Tym razem występ był nieco krótszy – trwał tylko niewiele ponad pół godziny. Ale to wystarczyło, żeby publiczność – po raz kolejny – zwariowała na punkcie tych prostych i zabójczo przebojowych piosenek. Kiedy przyszedł czas na wykonanie utworu „Homecoming” i muzycy poprosili na scenę dziewczynę, która chciałaby zaśpiewać z nimi, za chwilę ciasna przestrzeń wypełniła się kilkunastoma fankami słowo w słowo odtwarzającymi „gadaną” zwrotkę o błyskawicznym i bardzo erotycznym międzynarodowym romansie. Mimo, że grupa zabrzmiała dużo bardziej rockowo niż na płytach i tak cała publiczność ruszyła do szalonego tańca. Bo przecież, jak śpiewa zespół w jednej ze swoich piosenek, The Teenagers po to właśnie istnieją, żeby ich słuchacze mogli tańczyć i poczuć się dobrze. W Hiro Ballroom udało się to znakomicie.

Przemek Gulda (3 kwietnia 2008)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także