Primal Scream
Screamadelica
[Creation; 1991]
Byłem ślepy, ale przejrzałem na oczy
Sprawiłaś, że uwierzyłem
Byłem zagubiony, ale odnalazłem się
Wierzę w ciebie, nie znam granic
Do kogo kierował słowa otwierające "Screamadelikę" Bobby Gillespie? A może bardziej zasadne byłoby pytanie: do czego? Powiedziano już, że każdy utwór na tym albumie jest o narkotykach. Muzycy musieli przerobić ich w studio nagraniowym na tyle dużo, żeby słuchaczom nie był potrzebny ani jeden gram. Mamy do czynienia z wielkim, psychodelicznym odjazdem, będącym przy okazji porcją muzyki świeżej, oryginalnej i melodyjnej. Z zachowaniem proporcji - Sierżantem Pieprzem swojej generacji.
Zjawisko pod nazwą Primal Scream narodziło się w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych w Glasgow. Gillespie równoległe maczał palce w wielkim "Psychocandy" The Jesus And Mary Chain (1985) jako ich perkusista. Szybko okazało się jednak, że monotonne łomotanie w tle gitar braci Reid jest stanowczo zbyt mało kreatywnym zajęciem dla Boba. Podziękował i odszedł, żeby skupić się na swojej "autorskiej" formacji. Cóż można powiedzieć o tym zespole z tamtego okresu? Grupa jakich wiele. Dwa przyzwoite, melodyjne, indie-poprockowe albumy, kilka niezauważonych singli, jeden kultowy utwór ze strony B ("Velocity Girl"). Przełom przyszedł wraz z rokiem 1989 i "I'm Losing More Than I'll Ever Have", miłosną balladą tradycyjnie nawiązującą do estetyki The Rolling Stones. Wszystko odmienił Andrew Weatherall. Bez tego człowieka nie byłoby Primal Scream, jaki znamy z lat dziewięćdziesiątych. Nie doszłoby do nagrania "Vanishing Point" ani "XTRMNTR". Być może skończyliby Primale podobnie, jak startujący równolegle z nimi "koledzy". Mówię tu o wykonawcach ze składanki C-86, jak The Soup Dragons czy The Pastels, żeby wymienić tych najbardziej znanych. Nie pytajcie o zespół We've Got A Fuzzbox And We're Gonna Use It. Nie o nich to opowiadanie. Wróćmy raczej do Andrew Weatheralla, który z oryginalnej wersji "I'm Losing More..." zostawił sobie motyw klawiszowy, sekcję dętą i basy. To, co zdołał wykrzesać z tego ten człowiek, zmieniło muzykę. Oparty na banalnej, ale genialnej, funkującej linii basu, siedmiominutowy "Loaded" dotarł do drugiej dziesiątki zestawienia singli w Wielkiej Brytanii. Ilość sprzedanych egzemplarzy tego małego wydawnictwa przebiła całościowe wyniki sprzedaży wszystkich poprzednich płyt Primal Scream razem wziętych!
Chcemy być wolni i robić to, co nam się podoba!
I chcemy się dobrze bawić!
Sample z filmu "Wild Angels" z Peterem Fondą rozpoczyna wielką, narkotykową przejażdżkę. "Loaded" dla indie-dance'u jest tym, czym dla madchesteru kilka miesięcy starsze "Fools Gold". Szczytowym osiągnięciem. Długością odcinka, o jaki dzięki zjawisku przesunął się wózek pod nazwą "muzyka rozrywkowa". Jest to również centralny punkt samej "Screamadeliki" i jej najważniejszy fragment. Czy najlepszy? Wróćmy do początku. "Movin' On Up" to opener idealny. Mówi się, że Primal Scream są tu bardziej stonesowscy niż sami The Rolling Stones. Faktem jest, że prostota tych trzech akustycznych akordów i klawiszowego motywu powalają. Porwany przez gospelowy chórek i śpiewającego z iście jaggerowską pasją Bobby'ego, nie mam wątpliwości. To musi być wielka płyta. To musi być moja płyta.
Wykonanie coveru teksańskiego 13th Floor Elevators, "Slip Inside This House", zdradza część muzycznych inspiracji zespołu. W oryginale to ośmiominutowa, gitarowa piosenka, typowy przedstawiciel psychodelicznego rocka końca lat sześćdziesiątych. Wersja Primal Scream jest poprowadzona ciężkim, house'owym bitem, skocznym basem i mnóstwem ciepłych klawiszy, jednocześnie w tle nakładając na siebie kolejne chórki i rozwijając pojękującą, nerwową partię sitaru. Pytanie brzmi tylko: co brał Bobby podczas nagrywania wokali? "Don't Fight It, Feel It" to najmniej strawny fragment albumu dla fanów tradycyjnego, rockowego grania. Gęsty zestaw bitów, "czarny", porywający głos znakomitej Denise Johnson i madchesterskie, "lejące się" klawisze sprawiają wrażenie remixu utworu Happy Mondays - gdyby choć połowa tanecznych produkcji zahaczała o poziom tego utworu, kluby pękałyby w szwach z powodu fanów indie. A gdyby całość "Screamadeliki" dorównywała kolejnemu fragmentowi, należałby do ścisłej czołówki moich płyt wszechczasów.
Tego, co mam w głowie, nie da się kupić, ukraść, ani pożyczyć
Żyj i pozwól żyć
Wierzę, że dostajesz to, co dajesz
Jestem wyżej niż słońce...
"Higher Than The Sun" to, jak zauważył sam Bobby Gillespie, apogeum twórczego dorobku Primal Scream. Trzy i pół minuty a potem jeszcze ponad siedem "dubowej symfonii w dwóch częściach". W nich uchwycili cały sens grania takiej muzyki. Pod numerem czwartym mamy znakomitą, podlaną syntezatorową plamą, psychodeliczną kompozycję, która jednak ani na moment nie przestaje być piosenką. Remix Weatheralla w drugiej części albumu "wyzwala" te wszystkie kręcące w głowie dźwięki, układając je w zupełnie nową mozaikę. Kosmicznej całości udaje się dotrzeć w rejony, o jakich wcześniej nie śmieli pomarzyć ci najodważniejsi.
Łącznikiem pomiędzy "Screamadelicą", a brzmieniem kolejnego albumu Primal Scream, tradycyjnego, stonesowskiego "Give Out But Don't Give Up" jest tu ballada "Damaged". Z kolei "I'm Comin' Down" z kapitalną partią saksofonu i ostatnie na krążku, "lajtowo" odprężające "Shine Like Stars" to znów narkotyczne wizje idealnie wpasowujące się w ogólną stylistykę płyty - utworów odjechanych, które świetnie się nuci.
Wielką czwórkę najważniejszych momentów "Screamadeliki" zamyka "Come Together". To od tego utworu zaczęła się moja znajomość z tym zespołem. Dziesięć minut, które zawsze odbierałem jako tylko dziesięć. Po kilkunastu przesłuchaniach pamiętałem już wszystko. Wiedziałem kiedy wejdą klawisze, wiedziałem kiedy dołączy perkusja, wiedziałem kiedy pojawi się chórek, eksploatujący do granic możliwości: come together - as one, ten fenomenalnie unoszący zaśpiew. Wyczuwałem też, kiedy zacznie się to najważniejsze pod względem muzycznym przesłanie, jakie niesie ten album.
To piękny dzień, to nowy dzień
Jesteśmy tu razem i jesteśmy zjednoczeni
I to wszystko dlatego, że mamy moc, wszyscy razem i każdy z osobna
Dziś usłyszycie tu i gospel, i rhythm 'n' bluesa, i jazz
Ale to wszystko tylko etykietki
My wiemy - muzyka jest muzyką
Jesse Jackson wykrzyczał te piękne i mądre słowa podczas Watts Summer Festival, "czarnego Woodstock" z sierpnia 1972 roku. Niecałe 20 lat później okazało się, że to najlepsze podsumowanie "Screamadeliki" - albumu, który "ożenił" rocka z muzyką klubową, soulem, jazzem i tysiącem innych gatunków. Genialnej, wizjonerskiej płyty, którą Primal Scream wyprzedzili epokę.
Komentarze
[1 lutego 2016]
[1 lutego 2016]