Split Enz: Top 5 singli

Zdjęcie Split Enz: Top 5 singli

Nowa Zelandia nie jest krajem, który mówiłby szczególnie wiele Polakowi. Kojarzy się z mniejszym, uboższym, południowym krewnym Australii i... Enter Google. „Gwiazdą rozsławiającą Nową Zelandię na całym świecie jest z racji swego maoryskiego pochodzenia sopranistka Kiri Te Kanawa” – podaje Wikipedia. Szkoda że nie z racji głosu, może posłuchalibyśmy. Inne chluby państewka to sir Peter Blake, reprezentacja rugby – All Blacks z Jonah Lomu czy były skrzydłowy Werderu Brema, Wynton Rufer. W muzyce Nowozelandczycy powiedzieli równie dużo. Nadal nie przeprosili za The Datsuns, więc reszta świata nadal nie podziękowała im za The Chills. Nieważne, bo zarówno ta dwójka, jak i setki innych, anonimowych wykonawców bledną przy nowozelandzkiej kapeli wszech czasów – Split Enz.

Założony w 1971 zespół przez ładnych kilka lat próbował realizować swoje ambicje w nudziarskim art-rocku, dopiero rotacje składu wraz z nadejściem ery new wave doprowadziły do wykrystalizowania się podstawowej szóstki i rozkwitu jej talentów. Split Enz byli kompletnym zespołem, dysponując dwójką urodzonych na scenie, utalentowanych songwritersko braci Tima i Neila Finnów, a także solidnym zapleczem w postaci kreatywnych, inteligentnych muzyków, jak klawiszowiec Eddie Rayner, ponadprzeciętnie sprawny basista Nigel Briggs i rzetelny bębniarz Malcolm Green. Paczkę zamykał będący w grupie na specjalnych prawach Noel Crombie, odpowiadający za perkusjonalia, a także mega ważne w ich przypadku sprawy: image, oprawę graficzną wydawnictw i teledyski Split Enz.

Pech chciał, że dorabiając się szerokiego wachlarzu bardzo dobrych albumów (zarówno „True Colours” z 1980, jak i „Time & Tide” z 1982 wyróżniają się w swoich mocarnych przecież rocznikach), Nowozelandczycy nigdy nie otarli się tu o sprawy dziesiątkowe. Najlogiczniejszą rekomendacją będą w ich przypadku single, zatem składanka „History Never Repeats”, a na niej prawie same celne strzały. Poniżej selekcja piątki najfajniejszych, a więc...

5 - Six Months In A Leaky Boat („Time & Tide” LP; 1982)

Legenda głosi, że brytyjskie media publiczne zabanowały „Six Months”, by nie siać złej propagandy kampanii o Falklandy i nie obniżać morale młodych Wyspiarzy wyprawionych przez Panią Premier w rejs życia. Dopatrywano się aluzji w tekście Tima, ale sam utwór powstał wiele miesięcy zanim junta Galtieriego wpadła na pomysł wojny z Brytyjczykami i odnosił się do podróżników morskich, którzy przemierzali pół świata by dotrzeć do tak odległych jego zakątków, jak Nowa Zelandia. Tym samym „Six Months” wielu mieszkańców wyspy bierze za jeden z nieoficjalnych hymnów państewka. Wprowadzony instrumentalnym intro „Pioneer”, obrazującym samotność żeglującej po oceanie łódki, utwór jest flagową kompozycją „Time & Tide”, przy którym Split Enz wspierał bodaj najmodniejszy i najciekawszy nowofalowy producent Hugh Padgham. Wyczerpujące wielomiesięczne trasy po Ameryce Północnej i Antypodach wypaliły ich wszystkich, a najsilniej Tima, który po wypełnieniu obowiązków wziął urlop, by nagrywać solo i już nigdy później nie odgrywał w zespole tak silnej roli, jak wcześniej.

4 - History Never Repeats („Waiata” LP; 1981)

Neil nie musiał przynosić do Split Enz fascynacji The Beatles, ona tam była od początku, ale to dopiero młodszy z braci Finn wiedział gdzie ją pokierować. „History Never Repeats” ewidentnie nosi cechy wczesno-środkowego Fab Four, wstrzelając się, powiedzmy, w okolice „Help!”/„Rubber Soul”. Start od überprzylepnego refrenu, krótka niewiele mniej czepliwa zwrotka, pomysłowy mostek w centrum zostawiający chórek a cappella na kilka sekund i ostatnia prosta – intensywność melodii na centymetr kwadratowy niewiele tu ustępuje szlagierom duetu Lennon/McCartney. W „History” – pilocie mniej udanej płyty „Waiata” – widziano następcę „I Got You”; po prawdzie, widziano go w połowie singli Split Enz ery post-True Colours, ale tu nadzieje były poparte realiami. Jak sądzicie, udało się?

3 - I Walk Away („See Ya 'Round” LP; 1984)

Split Enz mieli to szczęście, że byli w stanie skontrolować czy nawet precyzyjnie zaplanować swój, yyy, split. Oficjalne pożegnanie Neila Finna z fanami Enz, „I Walk Away”, jawi się przede wszystkim podsumowaniem kariery zespołu, który nie mógł trwać dłużej. No room for regrets. Finally marching to a different tune. Dokładnie tak. Dwa lata później nowe, bardziej gitarowe (i nieco słabsze) wykonanie weszło na debiutancką płytę Crowded House. Gładziutka, klarowna produkcja wydaje się zresztą bardziej adekwatna do nieco middle-of-the-roadowego stylu kolejnej formacji Neila. „I Walk Away” w wersji Split Enz brzmi jak wymarzony singiel pożegnalny – stroje galowe, zwycięskie smyki, brakuje tylko napisów końcowych i zaciągnięcia kurtyny. Grałoby to zerową rolę, gdyby nie jakość piosenki. Że melodia świetna, to wiadomo. Ja zwrócę uwagę na kapitalny mostek ze zdublowaną perkusją tandemu Hester/Crombie, napieprzającymi niczym Safri Duo od 2:17 i zagęszczoną codę utworu. Plus: podoba mi się sposób, w jaki Neil trzyma gitarę w teledysku.

2 - I See Red („Frenzy” LP; 1978)

Opener pod wieloma względami przełomowego albumu Split Enz. Skręt z wybrukowanej, ślepej uliczki teatralnego art-rocka w przyszłościową aleję popu rozpoczął się już na „Dizrhythmii”, ale to dopiero odejście perfekcjonisty Phila Judda i dokoptowanie do line-up młodszego z braci Finnów dopełniło transformacji Nowozelandczyków w pełnoprawny skład nowofalowy. Od „I See Red” zaczęto wymieniać Split Enz jednym tchem obok The Buzzcocks czy Costello, a listy przebojów przywitały ich z otwartymi ramionami. Ech, nie do końca. Ten singielek wprawdzie był przyzwoicie ogrywany przez stacje radiowe, nie na tyle jednak skutecznie, by w większym stopniu zawojować rynek brytyjski. Może to wpływ zawirowań związanych z produkcją i wydaniem „Frenzy” (wytwórnia zwolniła Split Enz, album nagrywany był dwukrotnie, a jego pierwotna edycja zostawiła zespół z nieskrywanym rozgoryczeniem, zatartym dopiero drugim, zremiksowanym wydaniem z 1981). Prądotwórczy charakter tej trzyminutówki podkręcają typowe dla epoki klawisze i naładowany młodzieńczą frustracją, krzykliwy, powtarzany refren, zapętlający się ku wściekłej końcówce. Klip zapewnia dodatkową atrakcję w postaci jak zwykle unikalnego imidżu grupy. A więc jeśli kiedyś ktoś w towarzystwie zada pytanie o to, co należy rozumieć przez termin new wave, zyskacie szacunek kolegów i uwielbienie kobiet podając „I See Red” jako jedną z najprecyzyjniejszych singlowych definicji stylu.

1 - I Got You („True Colours” LP; 1980)

„Hej, mam tu taki numer, co o nim sądzisz, bo wydaje mi się, że zwrotki są ok, ale chyba muszę popracować nad refrenem” – mniej więcej to miał powiedzieć Neil do Tima prezentując mu szkic „I Got You”. Na szczęście reszta gamoni, włącznie z producentem i wytwórnią, usłyszała potencjał. Mimo tego bezprecedensowy sukces (Top 10 i Top Of The Pops w UK, pierwsza czterdziestka Billboardu, singiel roku Down Under) był dla Split Enz szokiem. Początkowo promocję „True Colours” pociągnąć miał nawet inny kawałek Neila, „Missing Person”. „I Got You” powstało gdzieś na uboczu, niby przypadkiem, od niechcenia. Brakuje mitologii, która wyjaśniłaby skąd spłynęło na młodszego Finna boskie, mccartneyowskie natchnienie w chwili, w której doszedł do pisania refrenu. Uzależnia bitelsowska lekkość, niewymuszoność, świeżość tej spadającej po schodkach melodii: I don’t know why sometimes I get frightened/ You can see my eyes, can tell that I’m not lying. Dodatkowo do powtórek zmusza misterna konstrukcja piosenki: wrażenie jakichś przesunięć, asymetrii poszczególnych elementów, a efekt to wciąż stuprocentowy pop. Klasyczności „I Got You” dopełnia prościutki, ale inteligentnie pomyślany teledysk, dodający jej niewinnego, lirycznego i nieco niemodnego uroku. Zatem ponadczasowa piosenka, a z drugiej strony przykry kompleks singla, którego nie da się przebić. History never repeats.

Kuba Ambrożewski (8 maja 2007)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: kniaź
[25 października 2011]
Ciekawy artykuł, świetne kawałki.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także