Dźwięki Stereo #1
Przed Wami pierwsza odsłona nowej rubryki na Screenagers, w której będziemy dostarczać wam update'y o najciekawszych singlach hip-hopowych (ale nie tylko).
Willow Smith ft. Jaden - 5 (8/10)
Trochę boję się, że prokuratura prędzej czy później zapuka do moich drzwi, bo Willow Smith ma tylko 14 lat, a ja jakieś 10 lat więcej. Co ja jednak poradzę, że ona totalnie nie brzmi jakby była taka młoda. Sami sprawdźcie, Willow to dziecko jeszcze przecież, ale razem z bratem nagrała jedną z najfajniejszych rzeczy jakie odkryłam w tym roku. „5” już na wstępie serwuje nam nawiązanie do Jackson 5, za chwilę zaprasza nas w świat wrażliwości the Internet, jednak mający w sobie coś z niezwykle urokliwej niewinności. Dawno nie słyszałam tyle bezpretensjonalnej szczerości w popowym kawałku. Dobra robota, Will Smith! (Katarzyna Walas)
Action Bronson - Easy Rider (8/10)
Dawny szef kuchni wciąż serwuje tłuste dania, bez sztampy, za to z naturalnością, jakiej może pozazdrościć mu większość kolegów i koleżanek po fachu. „Easy Rider”, promujący jego nadchodzący krążek „Wonderful” (wydawany, co ciekawe, przez Atlantic w kooperacji z VICE), to hołd złożony idei wolności, w stylistyce sprzed kilku dekad. Psychodeliczny, uzależniający bit od Party Supplies to znakomity kompan dla narracji Action Bronsona, który wciela się w rolę tytułowego Easy Ridera. Bronsolinio ujeżdża bit niczym Harley’a, wkraczając na terytorium jednego z lepszych storytellingów ostatnich lat. Dennis Hopper byłby dumny.(Paweł Klimczak)
Vince Staples - Blue Suede (8/10)
Vince wreszcie wychodzi z cienia OFWGDGAF i sam staje się główną atrakcją. Po niezwykle lekko podanych, rodzinnych narkoopowieściach z „Nate”, Staples zaskakuje osadzonymi na grzmiącym basie, rozjechanymi, atonicznymi klawiszami rodem z „Yonkers”, choć w zdecydowanie bardziej lokalnej, g-funkowej stylistyce. No, to może starczy już tych mixtape’ów i będzie jakiś pełnoprawny debiut? (Mateusz Błaszczyk)
Vic Mensa - Wimme Nah (7/10)
Ja już w końcy nie wiem czy Vic Mensa jest bratem Chenca The Rappera, czy nie. Kiedyś wyczytałam tę ciekawostkę na Rapgeniusie, ale Google nie daje mi jasnej odpowiedzi na to pytanie - równie dobrze mogą być jedynie braćmi mentalnymi. W przypadku twórczości Vica z poziomu mixtape’u „Innetape” to stwierdzenie było jak najbardziej uprawnione – obaj raperzy z Chicago poruszali się w obrębie podobnej wrazliwości i estetyki. Obecnie jednak Vic wyraźnie oddalił się brzmieniowo od bardziej znanego kolegi - zaczął eksperymentować z elektronicznymi i tanecznymi brzmieniami z różnym skutkiem. O ile singiel „Down On My Luck” był fajowym house’owym wypełniaczem parkietu w stylu Disclosure (przecież Vic jest z Chicago, kto miałby większe prawo, żeby robić wyskoki w kierunku house’u? Do tego pokazał, że nie tylko umie rapować, ale i nieźle radzi sobie ze śpiewaniem.), to już jego track „Major Pain” na tegorocznej składance XXL Freshman Class, był dość żenujący. Tak czy siak, dobrze, że chłopak na pierwszym planie zawsze stawia melodie i hooki, no i że stara się zrobić coś więcej niż kopiować brzmienia starych Chicagowskich MC. Nowe czasy wymagają nowych środków wyrazu. „Wimmie Nah” jest świeże, energiczne, człowiek od razu zaczyna zastanawiać się kiedy doczeka się longplaya. (Katarzyna Walas)
Wu-Tang Clan - Ron O'Neal (5/10)
Ciemne chmury zebrały się nad Wu-Mansion. Po wielu problemach kadrowych, dysputach medialnych i tweet warach, Raekwon dogadał się z RZĄ i zdecydował znaleźć czas by z kompletną już załogą wskrzesić legendę - chociaż na żadnym z trzech ujawnionych dotąd singli jeszcze nie wystąpił. W każdym z tych utworów Wu rzucają w eter dostojne wersy przeplecione niezbyt wyszukanymi hookami na zapętlonych melodiach i wygląda na to, że w takim stylu, na luźnym biegu dojadą na metę z napisem „A Better Tomorrow”. Tylko nie wiem czy o takie jutro chciał walczyć Rae, mówiąc o wspólnej potrzebie odnalezienia świeżości w kroku i obrania przez grupę nowego, innowacyjnego stylu i nieskazitelnej jakości.
Jeśli kiedyś usłyszę ten kawałek w radio, szczerze się ucieszę, choć wolałbym trafić na bardziej popowe „Keep Watch”. ODB miał rację, Wu-Tang is for the children, ale kiedyś jego koledzy bardziej się starali. (Mateusz Błaszczyk)
Joey Bada$$ - Big Dusty (7/10)
Nowojorski kolektyw Pro Era to obok TDE chyba jedna z najciekawszych działających obecnie grup hip-hopowych. Możliwe, że 2014 będzie dla nich na prawdę dobrym rokiem – w marcu wydali mixtape „The Shift”, który potwierdziła, że chłopaki mają na siebie ciekawy pomysł, nie brakuje im też skillsów jeżeli chodzi o songwiting i melodie - sama ciągle noszę ten krążek na ipodzie (obadajcie np. „On my life”). 2014 r. ma być przełomowy także dla najzdolniejszego chyba ze współzałożycieli Pro Era – Joey’a Bada$$a, który zapowiedział na jesień swój debiutancki album. Pierwszym singlem z krążka jest niepokojące, klawiszowe „Big Dusty”. Kawałek brzmi bardzo obiecująco – wszystkie dźwięki są w nim jakby skrojone na miarę, nic nie odstaje, nic się nie mnie, jest prosto, minimalistycznie, stylowo, ale i stanowczo. (Katarzyna Walas)
Rustie ft. Danny Brown - Attak (6/10)
Po glorii „Glass Swords” zostało Rustiemu niewiele - zaskakujące deklaracje odcinające się od albumu i kilka brzmieniowych patentów, zastosowanych na „Green Language”, nowym krążku szkockiego producenta. „Attak” ratuje Danny Brown, który frenetyczny bit, stojący ledwie kilka kroków od paskudnego, festiwalowego trapu, traktuje po swojemu - wyrzucając z siebie potok agresywnych linijek. Trudno mi sobie wyobrazić innego rapera, który pasowałby do tego bitu - Danny ma nie tylko szybkość, ale i niemal gimnastyczne zdolności w trzymaniu się bitowej trajektorii. Lirycznie nie jest to najciekawszy utwór Danny'ego, ale i tak to szalony raper jest jasnym punktem numeru. „Attak” jest głośny, ofensywny, ale w jakiś sposób skłania do naciśnięcia „play" raz jeszcze. Szkoda tylko, że Rustie z proroka maksymalizmu stał się producentem porządnych, choć na dobrą sprawę dość przeciętnych bitów. Od takiej kooperacji można wymagać więcej. (Paweł Klimczak)
GoldLink - Sober Thoughts (7/10)
Może i teksty GoldLinka nie wyszły jeszcze z poziomu przysłowiowej „gimbazy", ale co tam, chłopak ma dopiero jakieś 20 lat, może wyrośnie. Ważne, że jest uzdolniony na innych polach, a do tego ma na tyle odwagi, żeby porwać się na rapowanie do kawałków prawie dwa razy szybszych niż standardowe hip-hopowe tracki. Jego debiutancki mixtape „The God Complex", pomimo że był lekko chaotyczny i, przynajmniej moim zdaniem, nie do końca dopracowany, to cieszy tym, że GoldLink starał się wypełnić lukę pomiędzy hip-hopem a muzyką „taneczną". Amerykanin na szczęście wziął pod uwagę jak to się skończyło jeżeli chodzi o hip-house, dlatego sam postanowił ruszyć w odrobinę innym kierunku - głównie nowego disco i garażu. Wakacyjne „Sober Thoughts" to bonusowy singiel do „The God Complex" i co więcej chyba najlepszy kawałek jaki się na nim znalazł - jest doskonałym soundtrackiem do popijania drinków z palemką na plaży. (Katarzyna Walas)
Tinashe ft. A$AP Rocky - Pretend (7/10)
Po Schoolboy’u Q także A$AP Rocky postanowił zagrać drugi plan u uroczej Tinashe. Wokalistka z Los Angeles konsekwentnie od paru lat stawiała coraz bardziej odważne kroki we współczesnym r’n’b, by jesienią w końcu wydać pierwszą, oficjalną, debiutancką płytę. Porównując „Pretend” do „2 On” z początku tego roku, pozornie można czuć lekki niedosyt. Nowy singiel nie jest bowiem ani mocno zmysłową balladą (co mogłaby sugerować obecność Detaila odpowiedzialnego za produkcję utworu – tego samego, który stał za rewelacyjnym „Drunk In Love”), ani tym bardziej nośnym, miejskim bangerem (jak choćby wspomniane „2 On”). Chemii między panną Kachingwe a A$AP Rocky’im nie ma prawie wcale, ale prawda jest taka, że rapera mogłoby nawet w „Pretend” nie być i nikt by tego braku specjalnie nie odczuwał. Singiel Tinashe i tak się broni w kategorii ładnie minimalistycznej, słodko-naiwnej ballady o iluzji miłości, aksamitnego r’n’b, w którym 21-latka brzmi nawet fajniej niż taka Cassie w swoich powolniejszych kawałkach. (Kasia Wolanin)
Kaytranada ft. Shay Lia - Leave Me Alone (6/10)
Kaytranada to chyba obecnie ulubiony producent raperów mających ochotę flirtować z dyskotekowymi brzmieniami (to on odpowiadał za dwa z opisanych wyżej tracków - „Wimme Nah" Vica Mensy i „Sober Thoughts" GoldLinka). Amerykanin nie zadowala się jednak współtworzeniem utworów dla kolegów, sam na swoim koncie ma wiele mixtapów (jeszcze wszystkich nie sprawdziłam więc nie będę się wypowiadać). „Leave Me Alone" to jego najnowszy singiel nagrany wraz z wokalistką Shay Lia - ma w sobie typową dla Kaytranady subtelność i uroczą melodykę, brak mu jednak chwytających za serce hooków. Mimo to brzmi obiecująco. (Katarzyna Walas)
Shafiq Husayn ft. El Sadiq - Picking Flowers (7/10)
Ładnych parę lat przyszło nam czekać na jakiekolwiek nowe dźwięki z obozu The Sa-Ra Creative Partners. Od „Nuclear Evolution: The Age Of Love” i solowego LP Husayna minęło już wszak pięć lat! „Picking Flowers” nie wnosi wiele nowego do gry, to typowy Shafiq, z rozedrganymi, pofalowanymi dźwiękami i afrykańsko rozbudowaną, blaszaną motoryką, robotyczno-onirycznym rapem i gęstą, reverbową produkcją. Brak nowości wcale mi tu jednak nie przeszkadza. I smoke a lot of cannabis, twierdzi Shafiq, ale przecież to słychać. (Mateusz Błaszczyk)
Mick Jenkins ft. The Mind - Dehydration (7/10)
To dla takich momentów wciąż zmuszam się do przynajmniej pobieżnego przegrzebywania pierdyliardów nowych mixtape'ów pojawiających się na Bandcampie. Mick Jenkins to kolejny młodziak z Chicago, który potwierdza, że w tym mieście mogą dziać się jeszcze ciekawe rzeczy, jeżeli chodzi o hip-hop. Jego wydany zaledwie przed kilkoma dniami mixtape „Water[s]" to dobrze przemyślane cacko - spójne pod każdym względem (brzmieniowym, tekstowym i graficznym), niestety, przynajmniej moim zdaniem, odrobinę kulejące pod względem songwritingu. Niezależnie warto po krążek ten sięgnąć chociażby dla kawałka „Dehydration", który dzięki pomocy The Mind wystawia doskonałą wizytówkę „Water[s]". (Katarzyna Walas)
THURZ ft. Kelsey Bulkin - Perfect Words (7/10)
„Perfect Words" ma w swojej atmosferze coś z końca lata i być może nie ma lepszej pory na przedstawienie Wam tego numeru niż dzisiaj. Rozmarzonej, słodziutkiej pościelówce r'n'b wyśpiewanej przez Kelsey Bulkin towarzyszy bardzo porządna (choć z pewnością nie szałowa) nawijka THURZa. Godne odnotowania jest podejście Kalifornijczyka do produkcji - w rytm bardzo interesującej pulsacji bas-werbel, kaskadowe synciaki bardzo smacznie przeplatają się z figurami flangerowego duetu gitarowego. Serve chilled. (Paweł Szygendowski)
Elle Varner ft. A$AP Ferg - Dont Wanna Dance (7/10)
Miłość w czasach Facebooka. Mogę spokojnie przybić piątkę Elle Varner, która w dowcipny i bezpretensjonalny sposób napisał piosenkę o żałosnych męczarniach na imprezach, gdzie muzyka jest kiepska, a chłopaki mało interesujące. Fajnie i dość zaskakująco wypada też A$AP Ferg - chyba nikt nie podejrzewał, że usłyszy go rapującego o oglądaniu seriali i robieniu zdjęć Polaroidem. Do tego jego linijka: See, I told your ass not to go to that damn party. You don't listen, now you singing this damn sorry song taka meta, taka dobra w kontekście całego utworu.(Katarzyna Walas)