Flesz 04/11/2013
Odtwarzając „na ripicie” debiutancki album Dorgas po kilku tygodniach przerwy przypomniałem sobie, dlaczego ta brazylijska banda jak nikt chyba inny w ostatnich latach znalazła tak łatwo wspólny język z kolektywem redakcji Screenagers. Wyobrażam sobie, że gdyby ktoś do jednego gara wrzucił preferencje dziesięciu losowo wybranych osób piszących dziś na Screenagers, to skończyłby z wywarem w postaci tych dziewięciu kawałków. Wzrusza mnie to, bo nie sądziłem, że to się nam jeszcze zdarzy – nagrać tak dobrą płytę, która będzie odpowiadać równocześnie tak wielu wymagającym ludziom, jest już naprawdę piekielnie trudno. Ale mamy to, udało się, jest – i to jest brzmi niczym JESSSSST po naprawdę zajebiście trudnym, karkołomnym zagraniu, które akurat wyszło na boisku piłkarskim.
Guerra, Verdeja, Freire i Augusto sprawili, że mogliśmy usłyszeć wiele z naszych ulubionych zespołów w jednej chwili, jednocześnie ani przez chwilę nie słysząc zespołów, których nie lubimy. Ja przynajmniej uwierzyłem w metafizyczne, interkontynentalne porozumienie z czterema ziomkami z Rio, którzy do swoich faworytów zaliczają Steely Dan, XTC albo Scritti Politti z okresu „Cupid & Psyche ‘85”. Nic dziwnego, że na Dorgas znalazłem nawet fragment, który brzmi jak wykapane Heróis do Mar. Żeby było lepiej – jest to fragment instrumentalny (synth-popowy mostek „Hortencii” na 1:50). Albo główny riff tejże „Hortencii”, który równie dobrze mógłby być wizytówką Dismemberment Plan. Czy w „Campus Elysium”, jak Verdeja gra niepozorną solóweczkę jakby wykrojoną z „Drums & Wires” (od 3:34). Momentami czuję się, jakby ktoś sobie ze mnie jaja robił.
Ale nawet nie o to chodzi. To są smaczki, namechecking to prawie zawsze smaczki. I choć smaczki, niuanse i tego rodzaju szpargały są ważne, bo to dzięki nim słuchając płyty uśmiechamy się pod wąsem, to nie byłyby w stanie ubarwić słabego materiału. Jest na tej płycie ekstrakt z wielu wątków, którym niejednokrotnie przyklaskiwaliśmy na tych łamach: od hagiograficznych wykopalisk Pawła Sajewicza, przez klasykę post-punku i new popu, po nawiedzony psycho-pop Ariela Pinka. A przecież nie brak na „Dorgas” śladów house’u, indie rocka czy zwłaszcza jazzu. Przede wszystkim jednak jest coś więcej niż szufladki: przy zachowaniu imponującego rygoru kompozycyjnego, Dorgas mają w sobie jakże pożądane dziś wartości – optymizm, luz, poczucie humoru.
Tak pasującej nam płyty, jak self-titled, już pewnie nie nagrają, ale sympatii nić, jaka nawiązała się między Dorgas a redakcją Screenagers, nie jest dziełem jednorazowego przypadku. Przekonuje mnie o tym niepozorna, przemilczana przez nas wakacyjna EP-ka „Semanas Góticas”, rezygnująca z syntezatorowych faktur i falsetowych refrenów na rzecz wirtuozerskiej guitarrady Eduardo Verdejy. Efekt jest taki, jakby The Police zamiast „Ghost In The Machine” postanowili nagrać instrumentalny, słoneczny, organiczny, zainspirowany fusion i debiutancką płytą Kombi album pozbawiony jakiegokolwiek ciśnienia komercyjnego. I wiecie co? Jego też słucham na ripicie.
Posłuchaj EP-ki Dorgas „Semanas Góticas” poniżej:
Komentarze
[5 listopada 2013]
[5 listopada 2013]
http://screenagers.pl/index.php?service=albums&action=show&id=421
[5 listopada 2013]
[4 listopada 2013]
Pozdrawiam
[4 listopada 2013]
[4 listopada 2013]
[4 listopada 2013]