Indie UK: podsumowanie 2011

Zdjęcie Indie UK: podsumowanie 2011

Wyspiarska muzyka gitarowa od niepamiętnych czasów podlega w Polsce ścisłemu ustereotypowieniu. Niezależne co się w niej dzieje – nie dzieje się nic ciekawego. Na przestrzeni lat kolejne generacje słuchaczy podchodziły do tematu z pobłażaniem, określając niejednorodną i nieustannie ewoluującą przecież scenę wiązką generalizujących i często nietrafnych określeń, przy jednocześnie wątpliwym często zapatrzeniu we wzorce amerykańskie, zwykle o wiele bardziej odległe kulturowo. W efekcie wielu pochodzących z Wielkiej Brytanii artystów dotrzeżono w Polsce znacznie później niż doświadczyli tego ich koledzy zza Oceanu – z Amerykanami od dobrych 20 lat jesteśmy bardziej na bieżąco. Na łamach tego końcoworocznego tekstu postaram się przybliżyć subiektywnie najciekawsze trendy w brytyjskiej gitarowej alternatywie 2011 – ze wskazaniem na nowych, definiujących muzycznie rok wykonawców.

Tradycyjnym percepcyjnie źródłem jeśli chodzi o brytyjskie Best New Music jest tygodnik „New Musical Express”. Tymczasem ta gazeta już jakiś czas temu oddaliła się od poszukującego nowości młodego odbiorcy w kierunku bardziej tradycyjnym, stając się w efekcie nieco młodszym bratem „Q”. Tam gdzie w 2005/06 z okładek spoglądali na nas Bloc Party, Kaiser Chiefs i Klaxons, dzisiejsze numery „NME” reklamują co najmniej wczorajsze gwiazdy – bracia Gallagher kolektywne zaliczyli w 2011 więcej okładek niż w 1994. Ciężko dowieść, czy nieustanna rotacja newsów w temacie Kasabian/Arctic Monkeys/Stone Roses jest tym, czego faktycznie oczekują dzisiejsi osiemnastolatkowie, czy coraz większy udział brytyjskiego trad-rocka w „NME” nie dowodzi bardziej targetowania tatusiejących i ciągle kupujących płyty czytelników w kurczącym się rynku (jak kurczy się rynek muzyczny, udowadnia los ostatniej sieci sklepów muzycznych, akcje grupy HMV straciły przez ostatnie pięć lat 99% wartości). „NME” w mijającym roku wydaje się być o wiele bardziej reaktywne, ich artystyczne wybory o wiele bezpieczniejsze, i choć na dalszych stronach da się ciągle znaleźć ciekawe rzeczy, a w końcoworocznych rankingach „wstydu nie ma”, opiniotwórczość została poszatkowana na wiele kawałków i przeniosła się do internetu.

Tym cięższe zadanie przed słuchaczem – jak pozostać na bieżąco? Wielka Brytania nie dorobiła się promocyjnego kombajnu na miarę Pitchforka, żadna ze stron założonych w epoce „starego” internetu nie funkcjonuje dziś jako absolutne źródło kreacji „the next big thing”, wręcz przeciwnie – im starsza rocznikowo strona, tym większe prawdopodobieństwo mielenia tego, co wszyscy inni. Paradoksalnie najlepszym źródłem promocji brytyjskich zespołów jest PFM właśnie, co prowadzi do dość kuriozalnych sytuacji, kiedy to przebicie się za Ocean gwarantuje uwagę na kontynencie. Yuck nie jest jedyną kapelą na Wyspach zainspirowaną Teenage Fanclub, jednak promocja w Stanach zrobiła swoje – o kwartecie pisano w tym roku nawet nad Wisłą. Machesterski kwartet WU LYF dorobił się w 2011 Best New Music na Pitchu, lista ich planowanych koncertów obejmuje obecnie cztery kontynenty. Startujący dopiero King Krule już wzbudza spore zainteresowanie w USA, a debiutancki album tego młodzieńca z powodzeniem zagwarantuje mu sloty na alternatywnych europejskich festiwalach. Cała reszta początkujących kapel musi umiejętnie budować wizerunek w internecie, bo to właśnie tu pracuje się na pierwszy kontrakt płytowy. Kluczem otwierającym drzwi do branży jest blogosfera, najtrafniej odzwierciedlająca dzisiaj wybory nowego artystycznego pokolenia.

Zanim jednak wgłębimy się w muzyczny przegląd roku na blogach, rzućmy okiem na sytuację na kilku bardziej docenionych, żeby nie powiedzieć mainstreamowych, artystów młodego pokolenia. Tutaj rok 2011 kontynuował trend zainicjowany jakieś dwa lata temu, kiedy to odwrócenie się wytwórni/mediów od usilnego wznoszenia debiutujących kapel na krytyczne piedestały dał tym kapelom nieco więcej oddechu: tam, gdzie Franz Ferdinand czy Bloc Party być może już nigdy nie rozprawią się z syndromem definiującego karierę debiutu, tak ich młodsi o pięć lat koledzy mają szansę na poprawianie notowań poprzez skrupulatne i systematycznie podnoszenie poziomu kolejnych pozycji dyskografii. Kluczowym dowodem w sprawie będzie tegoroczny breakthrough Metronomy, wznoszący ich z poziomu post-klaxonowego chałupniczego indie-electro ligi Late Of The Pier, do nominowanych do Mercury twórców mocnej pozycji na 40-letnim firmanencie charakterystycznie brytyjskiego, lekko ekscentrycznego, wysmakowanego popu.

Posłuchaj >>

Nie tylko oni. Trzecia płyta The Horrors była równie acclaimed, co dwie poprzednie, kontynuując ewolucję zespołu w kierunku motorycznej psychodelii (warto też wspomnieć o udanym projekcie pobocznym Farisa – Cat’s Eyes). Trzeci album Bombay Bicycle Club nieoczekiwanie podążył w rejony popu zainspirowanego latami osiemdziesiątymi, umiejętnie zaszczepiając XTC czy Scritti Politti do ich dotychczasowego arsenału inspiracji. Fani bardziej lirycznego podejścia mogli czuć się nasyceni kolejnym dobrym albumem Wild Beasts, ugruntowującym ich wysokie notowania u krytyków, a także najlepiej sprzedającym się do tej pory. Nawet posiadacze kontraktu w XL, Friendly Fires, zrobili sobie trzy lata przerwy po debiucie, wracając z dopieszczoną pod każdym względem „Palą”, mogącą z powodzeniem ścigać się z nowymi wynalazkami DFA czy Modular. Jedynym zespołem wyciśniętym jak cytryna przez media w 2011 okazali się być The Vaccines, gdzie jakoś tam rokującemu zespołowi z pół roku działalności na koncie i gówniarskimi trzyminutówkami w temacie rockandrollowego „Psychocandy” w przeciągu tygodni zrobiono z tyłka Glasvegas. Cała reszta mogła spokojnie umieszczać swoje trzecie albumy w Top 10 bez obsuwy w poziomie, a zapowiadany na styczeń trzeci LP The Maccabees powinien ten trend utrzymać.

Posłuchaj >>

No ale co w nowościach? Rok 2011 był chrzestem oxfordzkiego kolektywu Blessing Force, skupiającego ze sobą pół tuzina wydających single i EP-ki kapel, i kto wie czy nie najbardziej wyrazistej obecnie brytyjskiej sceny lokalnej. Jej ojcem chrzestnym jest globalny muzyczny towar eksportowy Oxfordu: Foals – elementy ich twórczości będą obecne w większości skupionych wokół BF wykonawców. Wydawniczy chrzest bojowy przeszły już uprawiający melancholijny, skrupulatnie zaaranżowany dance-pop Trophy Wife, gustujący w balearycznym popie Chad Valley (minialbum w 2011), dwie EP-ki dostarczyli lubujący się w beachboysowej wielogłosowości Fixers, i ci ostatni są najbliżej długograja w chwili obecnej. W drugim szeregu stoją Solid Gold Dragons, Pet Moon, Wild Swim i parę innych – zapowiada się ciekawy rok dla Oxfordu.

Posłuchaj >>

Pozostając w temacie Foals, formacja Yannisa Phillippakisa od paru lat jest silnym źródłem inspiracji sceny gitarowej, a ubiegłoroczoczny, poszerzający ich stylistykę „Total Life Forever” jedynie spotęgował wrażenie wszechobecności elementów ich twórczości w róznych formach. Mamy zatem interpretację taneczną (Trophy Wife), dęciakowo-soulową (Solid Gold Dragons) czy balearyczną (Chad Valley). Elementów drugiej płyty Foals można doszukać się na tegorocznym Bombay Bicycle Club czy zwiastunach przyszłorocznego Maccabees, choć w dalszym ciągu brzmi to oryginalnie. Dodatkowo mamy zespoły intepretujące ich twórczość w sposób bardziej dosłowny, Little Comets czy Coastal Cities niech będą tego przykładem.

Posłuchaj >>

Modna pozostaje balearyczność, czy jak to ktoś określił tropikalne indie, choć nie ma w tym temacie w 2011 oszałamiających sukcesów. Debiutancki album Is Tropical rozczarowywał zachowawczością, Egyptian Hip Hop po dość fantastycznym debiutanckim singlu wydali dość mało spektakularną EP-kę, singlowo w tym roku ratowali się jedynie talkingheadsowscy Theme Park. Ciekawsze rzeczy działy się poza tradycyjną piosenkowością: Vondelpark kontynuowali intrygującą koncepcję balearycznej wersji The XX, a Christian AIDS/Stay+ dostarczyli kilka imprezowych numerów, których najbardziej trafnym otagowaniem wydaje się być „chill-rave”.

Posłuchaj >>

2011 był z pewnością rokiem kombinowania, zarówno jeśli chodzi o sięganie po nieco zapomniane wzorce, czy też skrupulatną obróbkę studyjną znajomych brzmień – prostota „The English Riviera” Metronomy jest na tym tle wyjątkiem. Z niewspomnianych wcześniej artystów warto nadmienić debiutancki album nerdowskiego, hotchipowego indie w wykonaniu Dutch Uncles, multi-layerowe podejście do melancholii Elbow serwowane przez londyńczyków z Clock Opera, czy dyskotekową wariację w temacie późnego Beta Band u Django Django. Nieodżałowani i przedwcześnie rozwiązani Evryone opierali swój kombinujący pop na prowadzonych pianinem pętlach godnych Roxy Music, Outfit zadebiutowali wspaniałym singlem nawiązującym do romantyzmu The Blue Nile, a La Shark strzelili dwie bramki grając równie głośno i kontrowersyjnie, co Public Image Limited.

Posłuchaj >>

Potentny pozostawał revival C-86 łamany na slacker-pop w stylu Dinosaur Jr. Sukces projektów w rodzaju Yuck czy Veronica Falls na Pitchforku dowodził, że takie granie niesłychanie podoba się Amerykanom. W odwodzie pozostaje kilka innych podobnie myślących kapel, jak Fanzine, Bos Angeles czy Tall Ships, a „Roman Holiday” tego pierwszego to najlepsza rzecz, jaka do tej pory wyszła z nurtu gitarowych niedbalców. Dużo bardziej wymagającego revivalu dokonali w tym roku Szkoci z Copy Haho, których debiutancki self-titled składał hołd brzmieniom Pavement. Równie ciekawie wypada także intepretacja żeńskiego grunge’u autorstwa FOE. Singlowy „Deep Water Heartbreaker” pozwala sądzić, że da się coś z tego jeszcze wycisnąć. Ściśle myślącymi naprzód revivalistami są natomiast Gross Magic, których „Teen Jamz” EP przepuszcza radiowość Smashing Pumpkins przez filtr Ariela Pinka, dostarczając jednocześnie kilku murowanych hitów.

Posłuchaj >>

Na koniec prywatne dziesiątki albumów, EP-ek i singli.

LP

1. Metronomy – The English Riviera
2. The Go! Team – Rolling Blackouts
3. British Sea Power – Valhalla Dancehall
4. Copy Haho – Copy Haho
5. Cornershop – Cornershop & The Double “O” Groove Of
6. Bombay Bicycle Club – A Different Kind Of Fix
7. WU LYF – Go Tell Fire To The Mountain
8. Gruff Rhys – Hotel Shampoo
9. Dutch Uncles – Cadenza
10. Cat’s Eyes – Cat’s Eyes

EP

1. Spectral Park – Factory Peeled
2. Trophy Wife – Bruxism
3. Gross Magic – Teen Jamz
4. Hot Horizons – All Of This
5. Fixers – Here Comes 2001 So Let’s All Head For The Sun
6. Chad Valley – Equatorial Ultravox
7. Vondelpark – NYC Stuff and NYC Bags
8. Sunless 97 – Making Waves
9.King Krule – King Krule
10. Fixers – Imperial Goddess of Mercy

Single

1. Bombay Bicycle Club – Lights Out, Word Gone
2. Outfit – Two Islands
3. Entrepreneurs – Bubblegunk
4. Metronomy – The Bay
5. Fixers – Crystals
6. Solid Gold Dragons – Serious Lover
7. Chad Valley – Shell Suite
8. The Crookes – Godless Girl
9. Trophy Wife – Wolf
10. La Shark – Magazine Cover

Do usłyszenia za rok!

Tomasz Tomporowski (9 stycznia 2012)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: kow
[10 stycznia 2012]
Bombay Bicycle Club bardzo ładne. kojarzyłem z ich zupełnie innym graniem.
Gość: kolargol
[10 stycznia 2012]
Jeśli chodzi o promocję nowej brytyjskiej muzyki, to trzeba tu wyróżnić radio BBC 6Music. Zespół bez ep-ki na koncie grajacy tam sesję to raczej normalna sytuacja, w środku dnia spokojnie może polecieć kawałek ideologicznie wręcz drugooligowego zespołu jak The Lovely Eggs albo Big Deal itd. Na pewno sa szybsi od Pitchforka jeśli chodzi o brytyjską muzykę, czasami nawet szybsi od bloggerów, a na pewwno mają wiekszy zasięg (i to nawet mimo tego że DAB to nie jest najpopularniejszy format).

Z singli mozna jeszcze wyróżnić niesamowicie chwytliwe kawałki Wolf Gang (ten tytułowy) i Eugena McGuiessa (Lion). No i Pete And The Pirates. Wiem, że Koala się rozczarował płytą, ale jednak single bardzo dobre, całość też solidna.
Gość: szwed
[10 stycznia 2012]
Koala powraca jak Thierry Henry!
Gość: Koala
[10 stycznia 2012]
Gdyby kogos interesowalo, playlista - 30 kawalkow, bite 2 godziny muzyki w temacie artykulu. http://www.youtube.com/playlist?list=PL41DB3219FEF6CC30
Gość: Koala
[9 stycznia 2012]
@MN: http://www.google.co.uk/finance - wejdz na strone, wpisz w wyszukiwarke HMV, a potem na grafie wybierz widok 5-letni. Na poczatku 2005 akcje staly po £2.70, dzis stoja po £0.03p - mkt cap grupy wynosi na dzien dzisiejszy £12.5m funtow - to strasznie malo, niejedna kamienica w centrum londynu jest warta wiecej niz ta posiadajaca 400+ placowek firma.

@Krzysiek - it ain\'t, co ten tekst probuje udowodnic. Jest uncool, ale uncool bylo zawsze w tym kraju, czasem bardziej, czasem mniej.

@TS, jezeli przez niegdysiejszy rozumiesz sprzed 5 lat, to mysle ze w dalszym ciagu czyta NME - te liczne featuringi Libs, Kasabian czy Monkeys sa wlasnie dla nich przeciez.

A w ogole to podyskutowalbym o muzyce, nie o tekscie.
Gość: tvvojstary
[9 stycznia 2012]
tak btw to ciekawy wątek tutaj został poruszony:

co czyta dzisiaj w sieci niegdysiejszy target nme?
po prostu pitchfork? a może siedzą na elbo.ws? albo dis?

ktoś wie coś na ten temat?
Gość: Ethan
[9 stycznia 2012]
Bardzo fajny tekst
Gość: kniaź
[9 stycznia 2012]
fajne!
Gość: krzysiek
[9 stycznia 2012]
Indie UK is dead.
Gość: -A-
[9 stycznia 2012]
Nie czytałem wstępu więc tym bardziej dzięki za odpowiedź. Pozdrawiam.
Gość: a co to?
[9 stycznia 2012]
potentny???
Gość: Marcin Nowicki
[9 stycznia 2012]
"akcje grupy HMV straciły przez ostatnie pięć lat 99% wartości" - czy można źródło?
kuba a
[9 stycznia 2012]
Tak, spokojnie. Jak napisano we wstępie, najpierw będzie trochę freestyle'owych publikacji, potem bardziej ogólne i tradycyjne.
Gość: -A-
[9 stycznia 2012]
Czy będzie \"jakieś\" klasyczne podsumowanie? Jak poprzednie, bez podziału na kawalerię szatana, indie czy może nawet Górną Abchazję ;) ?

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także