Ocena: 6

Myslovitz

Happiness Is Easy

Okładka Myslovitz - Happiness Is Easy

[EMI Music Poland; maj 2006]

Biedni są muzycy Myslovitz, kiedy w każdym kolejnym wywiadzie zmusza się ich do tłumaczenia z tytułu najnowszej płyty. Wiem, sami przyłożyliśmy do tego rękę, ale kiedy czytam, jak nawet reporterka Metropolu zagaduje Artura Rojka o Talk Talk, robi się lekko surrealistycznie. Zapewne polska sprzedaż „The Colour Of Spring” osiąga w tych dniach swoje szczytowe rejony. Inna sprawa czy uderzający od kilku lat w masową publiczność Myslovitz jest w stanie sprawić, że ta wymieni „Peggy Brown” na „After The Flood”. Tym bardziej, że muzycznie nie ma najmniejszego podobieństwa. Ba, skrajnie inna zdaje się być sama wizja obu zespołów. Talk Talk to przecież w historii muzyki modelowy przykład grupy, która na każdym kolejnym albumie wykonywała kolejny już nawet nie krok, ale skok. Pod tym względem wymieniać ich można jednym tchem obok The Beatles. A Myslovitz?

Słuchając „Happiness Is Easy” wydaje się, że wreszcie teraz, jak nigdy wcześniej, pasuje do zespołu metka polskiego Oasis, którą często im przyklejano, choć zawsze było to grubą pomyłką. Nie chodzi jednak wcale o muzykę, a konsekwencję w utrwalaniu swojego stylu. Pomijając niuanse, twórczość Myslovitz A.D. 2006 niespecjalnie odbiega od Myslovitz A.D. 2002, która znów nie była przecież szokiem w zestawieniu z Myslovitz A.D. 1999. Patrząc z perspektywy na progres zespołu, każda jego płyta była dość logiczną kontynuacją poprzedniczki. Tak też jest z nową. Szczęśliwie, nie wyłączając porządnego poziomu piosenek. Właściwie jest bez wpadek, chociaż prywatnie często skipuję dwa utwory. Pierwszy zdaje się być faworytem fanów. To „Spacer w bokserskich rękawicach” – jak dla mnie mało naturalna próba penetracji rejonów à la Interpol. Oprócz tego syntetyczne „W deszczu maleńkich, żółtych kwiatów” z gościnnym udziałem Marii Peszek – nudzi.

Dużo lepiej zespół prezentuje się w konkretnych, krótkich, gitarowych numerach. Do rangi killera po kilkunastu, kilkudziesięciu może przesłuchaniach urasta proste jak konstrukcja cepa otwarcie płyty, „Fikcja jest modna”, z wyraźnymi echami rockowych singli Oasis w rodzaju „The Hindu Times” czy „Roll With It”. Jedynym mankamentem kompozycji jest średnio udany mostek, ale to błyskawicznie rekompensuje zdecydowany wokal Rojka na tle britpopowych chórków – jak za starych, najlepszych, śniadaniowych czasów. Podobnie wymiata „Złe mi się śni” ze szczególnym uwzględnieniem ostatniej minuty. Od lat nie było w żadnej ich kompozycji takiej wściekłości i determinacji jak tu, żadna też tak dobrze nie kondensowała treści w formacie trzyminutowej piosenki.

To jest pewnym problemem reszty utworów. Ciężko się ich czepiać, ale wystarczy, żeby ktoś wpadł na jakiś naprawdę świeży pomysł, jak orzeźwiający początek „Kilku uścisków, kilku snów”, żeby pożałować rozpuszczenia się zalążku tak obiecującej piosenki do poziomu ledwie przyzwoitego. Odwrotnie „Znów wszystko poszło nie tak” – po sennej, nieciekawej zwrotce nagradza cierpliwych jedną z najlepszych melodii płyty, a za drugim podejściem jeszcze ją modyfikuje powodując kolejny uśmiech. Są też numery całościowo wielce solidne, tylko bez potencjału powyżej pewnego progu. Typowy Myslovitz – chce się powiedzieć kiedy wybrzmi „Ściąć wysokie drzewa”, „Ty i ja i wszystko co mamy” albo „Nocnym pociągiem do końca świata” (choć: przed siebie ciągle biec do ostatniego tchu – aaarrrgh).

Tradycyjnie jest też akcent filmowy. O idei „Gadających głów 80-06” mówił już sam ich autor – Wojtek Powaga – przy okazji wywiadu. Muzycznie to taki młodszy, uboższy krewny „No Surprises”, choć kiedy od 2:00 gitara zaczyna grać nowy motyw, można przypomnieć sobie dawno niesłyszany „Run” Snow Patrol. Całość „Happiness Is Easy” wieńczy natomiast epicka „Czytanka dla niegrzecznych”, najpierw złowrogo rozwijająca się na motywie elektronicznej perkusji, by po dwóch minutach przywalić ścianą gitar i dramatycznym refrenem. To co się dzieje w drugiej części utworu przywołuje nieco psychodeliczno-progresywne próby brytyjskich grup gitarowych z ubiegłej dekady – w tej końcówce słychać i trochę Verve, i nieco Mansun, i Radiohead też. Brawo, tak się kończy płyty.

„Happiness Is Easy” nie jest tak imponującą pozycją w dyskografii Myslovitz jak debiut, „Z rozmyślań przy śniadaniu” czy „Miłość w czasach popkultury”, ale za to być może najbardziej świadomą z nich. Jest też typowym growerem. O ile przy pierwszych kontaktach z wcale przyzwoitym, wbrew powszechnej opinii, singlem „Mieć czy być”, można mieć obawy czy zespół nie poszedł w stronę polskiego „X&Y”, to po kilku tygodniach utwór jest już integralną częścią albumu. Bardzo równego albumu. Na szóstkę, mocną szóstkę.

Kuba Ambrożewski (20 maja 2006)

Oceny

Kasia Wolanin: 6/10
Kuba Ambrożewski: 6/10
Piotr Szwed: 6/10
Witek Wierzchowski: 6/10
Tomasz Łuczak: 5/10
Średnia z 43 ocen: 7,06/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także