Neko Case
Fox Confessor Brings The Flood
[Anti; 7 marca 2006]
Choć wynurzenia z wnętrza redakcji nie są może najbardziej trafnymi początkami recenzji, to jednak posłużę się takim. Mianowicie: Kasia Wolanin bardzo pragnęła, żeby nowy album Neko Case ocenić wysoko. I tu padły kluczowe słowa. Ja mówię, że nudnawy miejscami ten krążek, a mimo wszelkich zalet (o tym może zaraz), konwencja jest dosyć przewidywalna. Bo Neko Case to nie The New Pornographers – nie ten power, nie ten skład personalny, nie ta Neko! Liryczne country (bardziej Nina Nastasia niż Wilco, bynajmniej nie chodzi o płeć) kontrastuje swobodnie z power-popem grupy Newmana i Bejara. Każdy, kto słuchał poprzednich krążków artystki może się spodziewać swego rodzaju kontynuacji – to była moja teza. - „Blacklisted” jest bardziej klasyczne, na „Fox...” czuć progres z miejsca! - brzmiała riposta. No, ja dalej nie wiem gdzie ten wielki progres, ale regresu też się nie dopatrzyłem.
Zachwyt nad country w amerykańskich serwisach jest dosyć zrozumiały, a niekoniecznie słuszny lub niepodważalny dla słuchacza w Europie. Wspomnę choćby Lorettę Lynn i jej rzekomy wielki powrót po latach, „Van Lear Rose”. Nagrywana do spółki z Jackiem Whitem płyta nie była wcale genialna ni odkrywcza, a peany na jej część nie miały końca. I choć Neko w wersji solo nie jest przereklamowana, to musi trafić na podatny grunt. Słuchacza, którego chwyci melodyjna gawęda w tempie spokojnego stępu rumaka. Nie ma wzruszanek-przytulanek wspomnianego Wilco, ani egzotyki całego new-alt-folk-yo-devendra-banhart. Neko Case bazuje na melodii, nie zaczepnej i wrzeszczącej, ale dosyć klasycznej. W tle czasem szumy wiatru, czasem gitara, skrzypce, wszystko podporządkowane nadrzędnej idei piosenki. Czyli zwrotki przechodzą w refreny, a głos (śliczny jak zwykle) prowadzi słuchającego spokojnymi, łagodnymi szlakami. Nie ma krztyny szaleństwa ani zadziornej rockowości – i nie czepiam się tego. Bo takie „Hold On, Hold On” jest mistrzostwem konwencji. Neko śpiewa wykorzystując swoją niebanalną skalę piosenki dosyć do siebie podobne, ale to przecież o to chyba chodzi fanom country. Udane jest też współgranie na linii melodia-tekst. I to swoisty plus przewidywalności muzycznej – bo utwory ekwilibrystyczne, konceptualne i wydumane zakrywają zwykle tekst. A na nowej płycie Neko Case, tak jak napisałem wspominając o gawędzie, historie lub przemyślenia docierają do odbiorcy.
„Fox Confessor Brings The Flood” to taka pieczątka dorobku Neko Case. Będąc z tria tworzącego The New Pornographers tą najbardziej skaczącą w bok w stosunku do dorobku zespołu, Neko jest paradoksalnie najbliższa klasycznej idei muzyki „niealternatywnej”, jakkolwiek to brzmi. Kto lubi – ten lubić będzie. Kto nie lubi – nie zgorszy się. Stało się dużo, a może wcale się nic nie stało – punkt widzenia jest tu jak nigdy subiektywny. A ostatecznie to ocena i tak jest dosyć wysoka, prawda Kasiu?