Ocena: 4

The Charlatans

Simpatico

Okładka The Charlatans - Simpatico

[Sanctuary; 17 kwietnia 2006]

Mniej więcej od albumu „Us & Us Only” formę The Charlatans najlepiej ilustruje taki wężyk przez matematyków nazywany sinusoidą. Po mocnej płycie z 1999, dwa lata później zespół nieco się pogubił przy okazji „Wonderland”, by w 2004 znów wybić się w górę witalnym „Up At The Lake”. Wtedy wydawało się, że znaleźli patent na długowieczność, a płyta The Charlatans bez przynajmniej kilku celnych strzałów nie ma racji bytu. Tymczasem witających dziewiąty w dyskografii „Simpatico” czeka niekoniecznie sympatyczna niespodzianka.

Podstawowe pytanie: o co chodzi na tej płycie? Toż to się kupy nie trzyma. Na wstępie The Charlatans odwołują się do swoich korzeni w „Blackened Blue Eyes”, ale wszystko co najfajniejsze w nim to pierwsze sekundy przywołujące znak firmowy grupy z początków jej działalności – klawisze są tu wyjęte żywcem z okresu „Between 10th & 11th”. Pozostałe cztery minuty są wystarczająco nudne, żeby nazwać kawałek najsłabszym singlem w dorobku Burgessa i kolegów. Dalej wątki zmieniają się jak w kalejdoskopie. Pod dwójką jest jeszcze dobrze. Ba, najlepiej na płycie! „NYC (There’s No Need To Stop)” ma groove nawiązujący do Talking Heads circa 1978 i świetny, krzykliwy refren.

Od numeru trzeciego zaczyna się jednak klasyczne WTF. Oto czterdziestoletnie białasy z północy Anglii zaczynają babrać się w klimatach karaibskich. „For Your Entertainment” wychodzi jeszcze z tego eksperymentu z twarzą, z uwagi na przyjemną melodię. O pomstę do nieba woła natomiast „City Of The Dead”, gdzie britpopowi weterani usiłują być Bobem Marleyem, ale lądują tuż obok UB40. Z kolei „The Architect” próbuje pogodzić rozbujanie The Specials z charlatansowską melodyjnością. Bezskutecznie. Jamajskimi pierdołami lekko splamione są nawet momenty potencjalnie z zupełnie innej planety – „Dead Man’s Eye” mógłby być porcją przyzwoitego rocka, a napisany po ubiegłorocznych eksplozjach w stolicy Anglii „When The Lights Go Out In London” zadłużoną u The Rolling Stones balladą, jaką umieszczali na większości dotychczasowych płyt. Katalog głupot zamykają dwie ostatnie piosenki – proszę sobie wyobrazić quasi-countrową, podniosłą kompozycję The Charlatans z refrenem glory glory hallelujah, a na zakończenie jeszcze zmierzający do nikąd instrumental z silnymi wpływami – zaskoczenie, zaskoczenie – reggae.

Mimo tego, że w środku uchowała się jeszcze jedna bardzo ładna piosenka – spokojne „Muddy Ground” w duchu starego The Charlatans – trudno nie czuć się dziwnie po sesji z „Simpatico”. Nie w jakości songwritingu rzecz, a chybionych pomysłach na same piosenki i robieniu czegoś, w czym zupełnie im nie do twarzy, bo jak wiemy od Jacka Cygana, najważniejsze to być sobą.

Kuba Ambrożewski (28 kwietnia 2006)

Oceny

Kasia Wolanin: 4/10
Kuba Ambrożewski: 4/10
Średnia z 8 ocen: 6,25/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także