Celebration
Celebration
[4AD/Sonic Records; 30 stycznia 2006]
Zespół Celebration swoją płytą zatytułowaną po prostu „Celebration” dopiero debiutuje na scenie muzycznej. Jego dwa główne filary – wokalistka Katrina Ford i multiinstrumentalista Sean Antanaitis, uzupełniani przez perkusistę Davida Bergandera, są już wszakże doświadczonymi artystami. Wspólnie współtworzyli wcześniej Jaks, Love Life i Birdland, a Katrina wspomagała wokalnie TV On The Radio w kilku utworach na ich ostatnich płytach. Współpraca z tą nowojorską grupą przeobraziła się zresztą w poważniejszą kolaborację. David Sitek zdecydował się wyprodukować pierwszą płytę nowego projektu, zareklamował ich też w swojej wytwórni 4AD. Efektem jest album odbiegający od tego, co wcześniej tworzył duet Ford – Antanaitis. I to pod każdym niemal względem.
Elementami spajającymi dotychczasowe dokonania muzyków z ich nowym wcieleniem są post-punkowy podkład kompozycji, sugerujący dalekie pokrewieństwo z The Fall, oraz charakterystyczna zadziorność i wyrazistość. Aranżacje są dość minimalistyczne i ograniczają się w warstwie instrumentalnej właściwie do nieszablonowej sekcji rytmicznej i organów, zastępowanych okazjonalnie gitarą. Najważniejszą rolę w budowaniu nastroju przejmuje głos wokalistki. Tym razem zamiast rockowej surowości zespół serwuje nam bowiem stylistykę przypominającą przedwojenny kabaret. Stąd mogą pojawić się skojarzenia z Dresden Dolls, zwłaszcza że w pierwszej chwili charakter płyty wydaje się zupełnie rozrywkowy. Wrażenie to jednak staje się coraz bardziej złudne w miarę zagłębiania się w muzykę Celebration. Fasadowy, komediowy charakter utworów umyka, odsłaniając ich drugie, znacznie głębsze dno. Kiedy gaśnie światło i setki cekinów przestają oślepiać wzrok, kiedy klub pustoszeje i poza kilkoma kelnerami zostaje w nim już tylko garstka gości, którzy przegapili odpowiedni do wyjścia moment, nagle kurtyna odsłania scenę i prezentuje prawdziwe oblicza artystów. Urzekające już nie pięknem, ale zakazaną, perwersyjną estetyką. Nieobecne, jakby odrealnione. Bogaty, wyzywający makijaż nie współgra już z estradowym charakterem grupy, lecz pogłębia jej sarkastyczną naturę. Piękna Katrina ze swoim ujmującym, delikatnym głosem jawi się raczej jako androgeniczna, aseksualna istota. Zespół otwiera się przed nami ze swoją tajemnicą. Pokazuje, że pozornie umilając czas publiczności, w rzeczywistości pod przykrywką kabaretu od początku zabawiał się jej kosztem i wciągał w swoją grę. Grę dźwięków i obrazów, grę słów i gestów. Surrealistyczną i niebezpieczną...
Trzeba przyznać, że w debiucie Celebration jest zawarty dość silny pierwiastek artystycznego magnetyzmu, jakiejś nienamacalnej i trudnej do sprecyzowania aury, która każe powracać do tej płyty nawet wtedy, gdy wydaje nam się, że już zupełnie się od niej uwolniliśmy. Duża w tym zasługa Davida Siteka, który odnalazł w brzmieniu grupy wszystkie najważniejsze elementy i w doskonały sposób je wyeksponował. Niech będzie to ostrzeżenie dla wszystkich potencjalnych słuchaczy, którzy są podatni na sugestię ze strony artystów. Obcowanie z tą muzyką i jej przesłaniem może zmienić sposób postrzegania świata. Chyba że podejdzie się do tej płyty z odpowiednim dystansem. Bowiem cały urok Celebration polega właśnie na tym, że w ich twórczości niczego nie można być pewnym. Każda jej składowa część jest ulotna i iluzoryczna. Do odbiorcy należy natomiast tylko i aż subiektywna interpretacja muzyki jako całości.