Danko Jones
Sleep Is The Enemy
[Bad Taste; 22 grudnia 2005]
“Witaj kochanie, wyglądasz dziś wspaniale. Mogę wziąć cię za rękę? O, dziękuję. Mam dziś dla ciebie wiele atrakcji. Pójdziemy do kina, na kolację, potem spacer w świetle księżyca... A tak w ogóle, skarbie, mam pytanie: czy całujesz się na pierwszej randce? Czy robisz TO na pierwszej randce? Bo wiedz, że ja tak. Zróbmy to na pierwszej randce!” Przygotujcie się na większą ilość podobnych seksistowskich, poniżających kobiety tekstów. Danko Jones poglądów nie zmienia.
Ta recenzja będzie krótka. Jej napisanie zajęło dokładnie tyle, ile trwa płyta – czyli trzydzieści cztery minuty. Zabraknie w niej mistrzowskich metafor i zręcznego żonglowania aluzjami. Jak na tej płycie. To przecież Danko Jones. Prostak, uroczy łobuz. Mistrz samochodowych odtwarzaczy. Żadnych tam wyszukanych form, wirtuozerskich popisów. Po prostu kawał soczystego rockandrollowego mięcha. Nie lubisz, nie próbuj. Smakuje ci – wsiadaj w samochód i ruszaj na miasto.
Nie mogło się zacząć lepiej. „Sticky Situation” to modelowy przykład stylu kanadyjskiego trio. Szybkie tempo, soczysty riff, arogancka solóweczka i charakterystyczny wokal Jonesa. Rozgrzewa jak pięćdziesiątka w zimny wieczór. A potem płyną kolejne hardrockowe szlagiery. „Baby Hates Me” z wstępem żywcem zerżniętym z evergreenów AC/DC (ale komu to przeszkadza?), przebojowy „Don’t Fall In Love” (And when the radio plays the love song/ Something that you should know/ They all wrong/ Everybody wants to fall in love/ Not me! – dzięki za te słowa, Danko!), ultraszybki, utrzymany w stylu Corrosion Of Conformity, “She’s Drugs”, “First Date”, o którym już była mowa na wstępie, czy kapitalny duet z Johnem Garcią “Invisible” – ciało samo łapie rytm, głowa się kiwa, a piana rośnie w kolejnym kuflu. Ale żeby nie było, że Danko Jones zapodaje tylko teksty o uciechach cielesnych i knajpianym braterstwie. Gorzki „Time Heals Nothing” i agresywny „Sleep Is The Enemy” przypominają o tym, że życie czasem potrafi dokopać. A kiedy cię, chłopie, dopadnie prawdziwe uczucie, to wszystkie te łatwe panienki i kolesie sępiący na piwo przestają się liczyć („When Will I See You?”). Oj, Danko. Niby taki twardziel, a w środku miękki jak galaretka.
Raz-dwa-raz-dwa. „Sleep Is The Enemy” to płyta złożona z rockowych kalek i oklepanych schematów. Prawda. Wypełniona banalnymi tekstami. Też prawda. Ale i cholernie przebojowa, rytmiczna i świetnie zagrana. I to prawda. Bierzesz czy nie?