Devics
Push The Heart
[Bella Union/Sonic Records; 20 lutego 2006]
Z Devics historia jest w sumie dość ciekawa. Funkcjonujący blisko już 10 lat na muzycznej scenie duet (tyle właśnie minęło od czasów wydania przez grupę własnym sumptem albumu „Buxom”) z uporem i godną podziwu konsekwencją realizuje swoją poetycką wizję absolutnie nie bacząc na to, że do pewnego momentu nazwa Devics wydawała się być bardzo elitarna i niszowa czyli, mówiąc wprost, znana tylko i wyłącznie nielicznym. Dopiero tułaczka po świecie z ziemi włoskiej do Anglii na początku nowego wieku otworzyła przed muzyczną parą nowe drzwi – kontrakt z wytwórnią Bella Union sprawił, iż w końcu zespół doczekał się mniej lub bardziej profesjonalnej promocji własnej twórczości, a że zasłużył sobie na to bez cienia wątpliwości udowodniła wydana w 2003 roku płyta „The Stars At Saint Andrea”. Smutne i przejmujące dzieło przy pierwszych podejściach wprawiało w nastrój iście depresyjny, pokłady melancholii przekraczały dawkę tych dopuszczalnych. Dziś już chyba nie bardzo pamięta się klimat tamtego krążka, ale na szczęście Devics przyszło w sukurs z nową płytą.
Nie ma jednego prostego określenia na brzmienie duetu z Los Angeles. Znajduje się ono gdzieś w połowie drogi między estetyką Leonarda Cohena i Nicka Cave’a, tam gdzie baśniowość Cocteau Twins przechodzi w dźwięki zdecydowanie bardziej monotonne i proste, bo właśnie takimi środkami operuje wokalistka Sara Lov, karmiąc nas swym płaczliwym, słodkim i usypiającym głosem. Wtóruje jej instrumentalnie Dustin O’Halloran, który całe brzmienie Devics sprowadził praktycznie do kilku melancholijnych akordów, zdławionych nut i sennych dźwięków, czasem swoim zachrypniętym, wyciszonym wokalem wspomagając koleżankę. Na „Push The Heart” są jednak także wyjątki od reguły. Wydaje się, że niektóre piosenki popychają brzmienie duetu w stronę kompozycji bardziej rozbudowanych, gdzie Sara zrywa z przytłumioną manierą wokalną („Distant Radio”) albo gdzieś w kierunku stylistyki nieco radośniejszej („Song For A Sleeping Girl”). Dzięki temu nowa płyta Devics nie przygnębia już tak mocno jak „The Stars At Saint Andrea”.
„Push The Heart” wbrew tytułowi niespecjalnie mocno chwyta za serce. Płyta ma po prostu swoje momenty, choć niekoniecznie chodzi mi w tym przypadku o usypiający utwór numer 7. Właściwie nie lada rozkoszą dla ucha jest przede wszystkim piosenka otwierająca cały album. Pamięć często zawodzi, ale o ile sobie przypominam to „Lie To Me” jest chyba pierwszą kompozycją Devics o takim potencjale przebojowym (jakkolwiek nie brzmi to dziwacznie przy zespole, który od 10 lat przeważnie tylko i wyłącznie smęci i smuci), jednocześnie definiując tak doskonale brzmienie grupy w ogóle. Właściwie początek „Push The Heart” mógłby być takim sprawdzianem dla każdego, kto chciałby się przekonać, czy Devics przypadłoby jemu do gustu: słuchasz i powinieneś już wiedzieć. Prawda, że proste?