Ocena: 7

Donna Regina

Slow Killer

Okładka Donna Regina - Slow Killer

[Gusstaff Records; 11 października 2005]

Niedawno na jakimś forum internetowym przeczytałem: "Mdli mnie Donna Regina i cały ten avant srop, tego się po prostu nie da słuchać". Mdłości, uczucie senności, osłabienie to częste objawy pojawiające u osób, mających kontakt z muzyką niemieckiego tercetu. Oczywiście istnieje również druga grupa, którą twórczość tej avant popowej formacji wprowadza w przyjemny stan: rozleniwienia, ukojenia czasem delikatnej melancholii. Jeśli nie zaliczasz się ani do jednej, ani do drugiej kategorii specjalnie dla ciebie małe wprowadzenie.

Donna Regina, mimo że pojawiła się na niemieckiej scenie z początkiem lat dziewięćdziesiątych długo pozostawała zespołem, znanym tylko nielicznym. Dopiero szósty album - "Quiet Week In The House" z 1999 roku sprawił, że o zespole zrobiło się głośniej. Prawdziwy sukces odniósł jednak wydany trzy lata później materiał "Northern Classic" - dziewięć absolutnie przemyślanych, minimalistycznych alternatywnych piosenek. Analogowe brzmienia, delikatne gramofonowe ozdobniki, pojawiająca się gdzieniegdzie akustyczna gitara. Na takim tle ciepły głos Reginy Janssen namawiał: let's get slow, let's get slow. Wielu dało się skusić, inni pozostali nieprzekonani. Można powiedzieć, że Donna Regina fanów i anty-fanów zdobywa tym samym - na jej płytach, na pierwszy rzut ucha, niewiele się dzieje. Monotonny elektroniczny podkład, dziecinne, proste melodie i jeszcze te teksty, składające się zazwyczaj tylko z kilku zdań, powtarzanych po wielokroć.

Recenzując najnowszą, dziewiątą płytę Niemców "Slow Killer" postanowiłem udzielić kilku porad osobom, które stykają się z tą muzyką pierwszy raz. Nie słuchajcie jej, gdy nocą prowadzicie samochód (chyba, że wcześniej zażyliście podwójną dawkę reklamowanego na stacjach benzynowych preparatu "no - sleep"). Donna się nie zmieniła, znów jest rozleniwiająco i dekoncentrująco. Nie należy również słuchać tej muzyki na discmanie, podczas spacerów zatłoczonymi ulicami, jazdy przepełnionymi tramwajami itd. Będzie ona wówczas irytować i nudzić. Warunki idealne tworzą: wieczór, kawa, słuchawki. Poczekajcie aż wszyscy położą się spać i dajcie tej płycie szansę, ona ją wykorzysta.

Najnowszy album Donny Reginy nie jest może dokonaniem na miarę "Northern Classic". "Slow Killer" nie zabija, ale zadaje kilka bardzo przyjemnych ran. Zaczyna się to wszystko niewinnie - "Little Baby" i "End Of September" nawiązują do pierwszego okresu działalności grupy, kiedy muzyka opierała na gitarze i wokalu. Później pojawia się coraz więcej elektroniki. Doskonały, mroczny prawie trip-hopowy "Melancholy Man" (jeden z najlepszych utworów jakie nagrali) uzupełnia saksofon zaproszonego do studia Pascala Schafera. Rozmach aranżacyjny (rozumiany oczywiście po donnoreginowsku) kontynuują "Fast As A Shark" i piękny "Enemy No Enemy", w którym szczególne wrażenie robi leniwy gitarowy riff. Słabszym punktem albumu jest "Mirabe, Miraba". Utwór, który byłby ciekawy, gdyby trwał dwie i pół minuty. Niestety trwa prawie osiem i w tym jednym przypadku mogę się zgodzić z wszystkimi zarzucającymi Donnie Reginie nudziarstwo. Ci, którzy przebrną przez "Mirabe, Miraba" zostaną jednak nagrodzeni. "How Beautiful" to absolutna perełka. Rozpoczyna się dynamiczną, akustyczną gitarą, do której w refrenie dołącza delikatna perkusja oraz klawisze. O wyjątkowości tej piosenki decyduje jednak przede wszystkim kapitalna melodia. Naiwny, radosny trzyminutowy kawałek o miłości - czy można jeszcze coś takiego nagrać, nie narażając się na śmieszność? W "How Beautiful" Donna Regina udowadnia, że tak. Po tym wyjątkowo energetycznym utworze, na koniec, muzycy wracają do sprawdzonych patentów. Tytułowy "Slow Killer" mógłby być wizytówką zespołu. Spokojny, zapętlający się beat, na którego tle Donna Janssen śpiewa: time is a very slow killer, I don't believe when they say that it passes fast [...] c'mon let's kill some time together.

Namawiam do zabijania czasu przy dźwiękach z najnowszej płyty Donny Reginy. Mimo, że "Slow Killer" nie stanowi stylistycznej rewolucji, to naprawdę dobry, zróżnicowany album. Po "Northern Classic" i "Late" fani ambitniejszego popu otrzymali kolejną porcję świetnych piosenek.

Piotr Szwed (13 marca 2006)

Oceny

Średnia z 2 ocen: 7/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także