Ocena: 3

Penny Lane

Penny Lane

Okładka Penny Lane - Penny Lane

[EMI; 5 grudnia 2005]

Tak, wiem, nie powinienem się wypowiadać. Rodzimych wykonawców z wyjątkami, które mogę policzyć na palcach jednej ręki, darzę estymą równą sympatii Olbrzyma Minskiego do rodzaju ludzkiego. Ten tekst jest nieobiektywny (swoją drogą chętnie kiedyś przeczytałbym „obiektywną” recenzję) i pod żadnym pozorem nie powinien być brany pod uwagę jako czynnik wpływający na ewentualność zakupu płyty. Nie potrafię podejść do tego krążka z dystansem. Uważam, że jedynym powodem, dla którego się ukazał był kaprys twórców, aby nagrać coś ze starymi kumplami, a przy okazji dobrze się pobawić. Są na świecie wredne kreatury, które jak trafnie ujął to niegdyś redaktor Nowak w recenzji albumu Brakes lubią słuchać muzyki siedząc na twardym krześle, w pozycji usztywnionej, do tego pod krawatem i niestety niekiedy w ich łapy wpadają takie perełki jak „Penny Lane”. Zero zrozumienia, zero poczucia humoru.

Nie ma zmiłuj się. Weźmy „Lot nr 506 – California”, odmienny nieco od większości utworów zbudowanych według schematu riff (albo nawet dwa) i stuku-puku. Naprawdę nie wiem po co dodają do smażonej ryby niby-melodię. Jakby było a capella można by było uznać to za żart. „AAAAaaaa”, „Siugar Bejbi Low”, „Jeeesteś królową moich snów”, rejestracja dźwiękowa tęgiej popijawy alkusów, którym słoń nadepnął na ucho? Nie, piosenka zamieszczona na płycie sygnowanej nazwiskami uznanych muzyków polskiej sceny. „Kałasz” ma być chyba punkowy, „ostrość” gitar przyrównajmy do zużytej żyletki. Ma za to przesłanie, zawiera rewolucyjne prawdy: „jesteśmy tylko sekundą na tyle milionów lat” „ w życiu zazdrości trochę mniej, bogactwo może zgubić cię”, „szanujmy ziemię w każdy dzień”, „zanim coś zrobisz pomyśl”. „Donnie Brasco”, w tym miejscu chyba powinienem zacząć się bać. „Kto ze mną zacznie kula w łeb”, uwierzcie, po tym tekście nie kończy się na znaczącym przywaleniu w kocioł. Naprawdę strzelają! Potem do końca płyty grają na gitarach i perkusji. Aha, jest jeszcze hidden track, akustyczny.

„Słuchamy rocka, tańczymy, bawimy się”. Kuderski/Waluś/Afgan/Słatyński pobawili się. Raczej nic z zastosowanych na „Penny Lane” pomysłów nie załapałoby się do repertuaru ich kapel-matek. Mam nadzieję, że artystyczna porażka skoku w bok skutecznie zniechęci muzyków do kolejnych eksperymentów. Ich dokonania w rodzimych formacjach trzymają jeszcze pewien poziom. Wydając ten album ludzie reprezentujący bądź co bądź uznane w naszym kraju zespoły zaryzykowali przekroczenie granic śmieszności. Byli naprawdę o krok. Ostrzeżenie na opakowaniu głosi: die Abspielbarkeit kann nicht für alle Geräte garantiert werden. Tym razem to zapewnienie wcale nie przeraża.

Witek Wierzchowski (27 lutego 2006)

Oceny

Kasia Wolanin: 4/10
Witek Wierzchowski: 3/10
Średnia z 13 ocen: 5,46/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: meloman
[22 kwietnia 2015]
Przecież to jest piękna płyta. Jedna z najważniejszych w moim życiu i stanowiąca, jak dla mnie, podręcznik rokendrola. Poważnie.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także