The Kooks
Inside In/ Inside Out
[Virgin; 23 stycznia 2005]
Chyba nie będę daleki od prawdy twierdząc, że większość grających w kapelach nastolatków robi to bardziej dla dziewczyn i kumpli niż z powodów stricte artystycznych. Skutkuje to sporą dozą nieufności wobec domorosłych kapel, co nie w każdym przypadku jest słuszne. Zgoda, większość muzyków z przedziału wiekowego 15-19 zadowala się zwykle kopiowaniem zaimplementowanej przez starszych kolegów, aktualnie istniejącej muzycznej mody, lecz pod względem ekspresji trudno odebrać im palmę pierszeństwa. Rock and Roll zawsze opierał się na świeżej krwi, nic więc dziwnego, że 76532 w historii rozbicie gitary przez pryszczatego osiemnastolatka jest bardziej autentyczne niż ten sam gest w wykonaniu trzydziestoletniej gwiazdy z sześcioma albumami na koncie. Na szczęście spora część osiemnastolatków potrafi trochę więcej, a ich wydawnictwa określa się zazwyczaj mianem „niezwykle dojrzałych jak na ich wiek”. Wystarczy przypomnieć Eastern Lane, Llama Farmers, Stony Sleep czy Symposium, z których większość nie dotrwała do trzeciej płyty, lecz które po dziś dzień tworzą coś w rodzaju kanonu gówniarskiej fajności.
Lektura „Inside In/ Inside Out” nie pozostawia złudzeń, wyżej wymienioną listę należy uzupełnić o nową młodzieżową formację. The Kooks pochodzą z Brighton, a ich najmłodszy członek ma zaledwie 17 lat. Dojrzałość to w ich wypadku za duże słowo, tematycznie chłopaki krążą niemal wyłącznie wokół tego co powinno interesować każdego zdrowego samca w ich wieku: dziewczyn i podrywania dziewczyn. I chyba niczego więcej. W efekcie dostajemy nabuzowaną hormonami płytę o damsko-męskich problemach sercowych, której warstwa melodyczna lokuje jej akcję w środku gorącego lata. Nie ma tu oczywistych hitów, ani ultralepnych melodii, jest spowijający całość klimat zaraźliwej pogody ducha, naiwnej szczerości i bezpretensjonalności. Szukając źródeł deja-vu należy sięgnąć po płyty The La’s, The Police, czy The Coral, jednak w tym miejscu można by było wymienić każdy piosenkowy zespół, który da się jakoś powiązać z brytyjską tradycją.
Sceptycy mają powody do wtrącenia swoich trzech groszy. The Kooks są wybitnie nieodkrywczy i dla pro-amerykańskiego odbiorcy będą brzmieć jak wszystko co dokoła nich na Wyspach. Kilkanaście sesji z debiutem kwartetu pozwala jednak dostrzec, że bez młodzieńczej ekspresji Luke Pritchard’a początek roku 2006 nie byłby taki beztroski. Pod względem kompozycyjnym udało się chłopakom stworzyć album zaskakująco równy, z którego każdy kolejny fragment może stać się źródłem radosnej zajawki, a napięcie nie słabnie do końca. “Matchbox”, „See The World”, „Sofa Song”, „Jackie Big Tits”, można tak wymieniać, lepiej sami posłuchajcie i wybierzcie. Uwidaczniające się pod koniec wydawnictwa echa reggae dodatkowo pogłębiają wrażenie nieadekwatności daty premiery do zawartości krążka. W lato byłby to soundtrack do letnich kąpieli, pod koniec stycznia „Inside In/ Inside Out” jest najwyżej wsadzonym pod kołdrę termoforem z gorącą wodą. Włóżcie do odtwarzacza i przykryjcie się po uszy. Do wiosny powinno wystarczyć.