Kimono
Arctic Death Ship
[Bad Taste / Smekkleysa SM hf.; 25 sierpnia 2005]
Zespoły pochodzące z Islandii to w większości artyści z wyimaginowanego nurtu „iceland-rock”. Wspólny pierwiastek można znaleźć dla niemal wszystkich muzyków z wyspy, którzy mniej lub bardziej zasłynęli w świecie. Niemal wszystkich, bo mamy takie wyjątki, jak Kimono.
Band ma już na swoim koncie debiutancki album „Mineur-Agressif”. Dali się na nim poznać jako twórcy mętnego (o ile to słowo nie jest negatywne), nieco egzotycznego rocka. Kiedy słuchałem „Japanese Policeman” byłem skłonny uwierzyć, że nie są Islandczykami, ale choćby właśnie Azjatami. Na nowej, pięknie wydanej płycie „Arctic Death Ship” chłopcy poczynili spore postępy. Muzyka jest bardziej różnorodna, mamy trochę elektronicznych tricków i album pełen koncepcji. W części piosenek można odnaleźć różniące się tempem i stylistyką partie, rzadko jednak utwory brzmią niespójnie. Muzycznie Kimono trzymają się najczęściej blisko post-rocka, łącząc go niespodziewanie z wokalami. Właśnie, wokal. Barwa Alexa jest lekiem na piszczących indie-rockowców. Niski i posępny głos może odstręczać, ale z pewnością brzmi oryginalnie.
Kimono to pojętni uczniowie. W trakcie całego krążka można odnaleźć wpływy choćby Television i The Smiths. Zespół nie brzmi brytyjsko, nie stara się zresztą dopasowywać do żadnej narodowej stylistyki, o ile w ogóle możemy mówić o specyficznych brzmieniach kapel z poszczególnych regionów świata. Co ciekawe zespół odcina się również od wspomnianego nurtu islandzkiego, nie zawierając na krążku żadnych ckliwych piosenek, ani rozedrganych aranży. Kawałki, owszem, są smutne, ale jest to smutek średniowieczny, monumentalny, przywołujący skojarzenia z Decemberists. To, że Kimono nie brzmią jak żadna inna grupa potęguje fakt, że mieszają do tego motywy z pogranicza jazzu i eksperymentu (z takiego „Sonar” mógłby być dumny sam Frank Zappa). Ha, mają też mocny hit – rozkręcający się powoli, melorecytowany „Aftermath”, który przez islandzkich recenzentów został ochrzczony jednym z lepszych utworów z tego kraju w ostatnich latach.
To bardzo dobre uczucie, kiedy wystawiając szóstkę, myśli się o dziewiątce. Kimono są perspektywiczni, mają wyraźny styl i coraz większy bagaż muzycznych doświadczeń. Niedawno postanowili intensywniej podbijać Europę, przeprowadzili się do Niemiec. Jest nadzieja, że pośród Wuerstów i Biersuppe znajdzie się czas na rozwój umiejętności. A potem to już tylko zrecenzuję ich przyszłe arcydzieło.