Ocena: 7

Stephen Malkmus

Face The Truth

Okładka Stephen Malkmus - Face The Truth

[Matador; 24 maja 2005]

Trzecia solowa płyta ikony alternatywnego rocka nie przynosi większych zmian w stosunku do jego poprzednich dokonań. To wciąż ten sam Steve z Pavementu – zrelaksowany, bezpretensjonalny facet grający indie środka. Ani to zbyt ostre, ani zbyt balladowe. Niewątpliwie Malkmus ma swój łatwo rozpoznawalny styl i ci, którzy polubili jego poprzednie płyty wydane pod własnym nazwiskiem, nie będą mieli problemu z absorpcją także i „Face The Truth”.

Jedyną wychwytywalną na pierwszy rzut ucha nowością w muzyce Malmusa jest zwiększony napór dźwięków syntetycznych. Celowo nie napisałem o instrumentach klawiszowych, gdyż Malkmus korzysta z syntezatora raczej w charakterze przeszkadzajki niż kolejnego instrumentu. W „Pencil Rot” atakuje elektronicznymi piskami i zgrzytami, które choć brzmią nieco dziwacznie, jakby nie z tej bajki, to jednak świetnie komponują się z surowizną gitar i sekcji rytmicznej. Trochę podobnej zabawy jest też w „Kindling For The Master” – niemal dyskotekowy rytm, ekscentryczne efekty elektroniczne - ale wciąż jeszcze zbyt zachowawczo, by nazwać Malkmusa eksperymentatorem. Jednak krok w interesującym kierunku został uczyniony, zobaczymy, czy pójdzie tym tropem. Pozostałe nagrania w zasadzie hołdują tradycji – w szeroko rozumianym, „malkmusowym” pojęciu. „It Kills” – to typowy dla Malkmusa, ni to balladowy, ni energiczny kawałek. Fajnie wypada tu dyskretnie wplecione banjo i nieco rozwlekły refren. „I’ve Hardly Been” – akustyczna gitara zestawiona z dziwnymi dźwiękami syntezatora daje dość ciekawy i zakręcony efekt. „Freeze The Saints” – to już klasyczna ballada, bez żadnych udziwnień. W ośmiominutowym “No More Shoes” Malkmus sięga do tradycji psychodelii lat 70., z jej długimi, monotonnymi solówkami gitarowymi. Z kolei taki „Post-Paint Boy” brzmi jak odrzut z sesji Pavement. Dla sceptyków – nawet odrzuty z sesji w przypadku Pavementu miały klasę. Wreszcie „Baby C’mon” – najradośniejszy, najbardziej energetyczny kawałek na płycie, w stylu poprzedniej płyty - „Pig Lib” z The Jicks.

Tekstowo Malkmus również niczym nie zaskakuje. Potrafi przyłożyć mocną frazą, jak w „Pencil Rot” (I’m here to sing a song, a song about privilege/ The spikes you put on your feet when you were crawlin’ and dancin’ to the top of the human shit pile/ Shit pile), ale też wzruszyć się (i nas przy okazji) sielskim wspomnieniem z czasów dzieciństwa: Mama’s in the kitchen with onions/ Daddy’s in the back with Old Hank/ Talkin’ ‘bout the lasers and bunions, talkin’ disability rank/ No, we didn’t have too much money.

W sumie nie ma co narzekać – Malkmus uraczył nas kolejnym solidnym, dobrze brzmiącym albumem z wpadającymi w ucho piosenkami. Za jedyną wadę należy uznać zaledwie kosmetyczne zmiany w podejściu do muzycznego tworzywa. Artysta nie rozwija się, nie idzie do przodu. Może jeszcze nie jest to regres, ale na pewno niepokojący zastój. Mam nadzieję, że kolejną płytą Stephen Malkmus odważniej wyjdzie poza narzucone sobie ramy własnego stylu.

Marceli Frączek (21 września 2005)

Oceny

Tomasz Tomporowski: 8/10
Jakub Radkowski: 7/10
Marceli Frączek: 7/10
Artur Kiela: 6/10
Kamil J. Bałuk: 6/10
Witek Wierzchowski: 6/10
Średnia z 12 ocen: 7,25/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także