Ocena: 6

Dead Meadow

Feathers

Okładka Dead Meadow - Feathers

[Matador; 22 lutego 2005]

Dead Meadow to amerykańskie trio, szczególnie zainspirowane dokonaniami hard-rockowych gigantów z przełomu lat 60 i 70, w szczególności Led Zeppelin oraz Jimiego Hendrixa. Od 1998 roku serwują słuchaczom sporą dawkę wgniatających riffów, nadając kompozycjom odpowiednią motorykę brzmieniową, której charakter nie opiera się tylko i wyłącznie na twórczości wspomnianych wyżej, klasycznych wykonawców. Równie istotnym elementem jest, rozpływające się, przestrzenne brzmienie gitar, budzące skojarzenia z twórczością, neo-psychodelicznego Spiritualized czy wczesnym The Verve. Takie połączenie powoduje, że słuchacz ma do czynienia z niebanalnym zjawiskiem, na mocno zróżnicowanej, amerykańskiej scenie indie.

„Feathers” to już piąte, długogrające dzieło Dead Meadow. Nie przynosi zasadniczych zmian, nie jest też nazbyt nowatorskie. To wszystko nie może jednak dziwić, gdyż zespół na przestrzeni kilku lat, wypracował sobie w pełni już ukształtowane, a zarazem specyficzne brzmienie. Część kompozycji oparta jest na stosunkowo mocnych, gitarowych motywach („Let’s Jump In”, „Eyeless Gaze All Eye / Don’t Tell The River ”), co może przypaść do gustu zwolennikom Queens Of The Stone Age. Z kolei, utwory w stylu „At Her Open Door” przykuwają uwagę swoją przebojowością, lekkością i odrobinę psychodeliczną zwiewnością. Jest też miejsce dla fragmentów bardziej rozbudowanych, opartych na kilku motywach, płynnie przechodzących jeden w drugi. Tak jest w przypadku „Let It All Pass”, który po hipnotycznym wstępie, rozwija się, porażając przestrzennością dźwięków perkusji, basu oraz kończącą utwór gitarową solówką Jasona Simona. Miejscami, brzmienie podkreśla także gitara akustyczna („Stacy’s Song”, „Such Hawks Such Hounds”), której rola tylko pozornie wydaje się drugoplanowa. Bez wątpienia, tym, co przyciąga do dalszego obcowania z „Feathers” jest ogromny wachlarz melodii, które przy kolejnych odsłuchach, wręcz wylewają się z głośnika, zaskakując słuchacza swoją różnorodnością. Oryginalnie prezentuje się też barwa głosu wokalisty Dead Meadow, Jasona Simona, miejscami podskórnie melancholijna, kiedy indziej znowu przywodząca na myśl tembr Perry Farrella z Jane’s Addiction.

Całościowo, „Feathers” przedstawia się jako album równy, prezentujący naprawdę wysoki poziom kompozycyjny, melodyczny oraz brzmieniowy. Poza „Through The Gates Of The Sleepy Silver Door”, nie ma momentów, które należy omijać szerokim łukiem. Dead Meadow udowadniają jednocześnie, że bazowanie na dokonaniach artystów w stylu Led Zeppelin czy Pink Floyd, nie musi okazać się jednoznaczne z wtórnym, mocno przeterminowanym i pozbawionym oryginalności graniem.

Piotr Wojdat (18 kwietnia 2005)

Oceny

Piotr Wojdat: 6/10
Średnia z 4 ocen: 6,25/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także