Ocena: 9

Porcupine Tree

Deadwing

Okładka Porcupine Tree - Deadwing

[Lava; 21 marca 2005]

Pomysł był ryzykowny, pomysł był genialny. Steven Wilson zapragnął stworzyć album, będący integralną częścią scenariusza filmowego. Nie płaskim tłem, nie wybiórczą ścieżką dźwiękową. Muzyka miała funkcjonować na równi z obrazem. Miała być tak nieodłączną częścią scenariusza, jak tlen jest składnikiem powietrza. Niejeden filmowiec powiedziałby, że Wilson ma nie po kolei w głowie. Że zabiera się do budowy domu poczynając od dachu, że zaczyna pisać powieść od rysowania ilustracji. Tak, Porcupine Tree działa na "Deadwing" wbrew logice. Tworzy quasi-filmową muzykę do scenariusza, na podstawie którego być może nigdy nie powstanie film. Lecz Porcupine Tree dokonuje tym samym czegoś nieopisanie ważnego. Czegoś, co można porównać jedynie do filmowych teledysków Pink Floyd, choć Porcupine Tree idzie o krok dalej. Tak jak dla Rogera Watersa obraz był narzędziem dla dźwięku i tak jak dla Cedrica Bixlera Zavala (The Mars Volta) dziesiąta muza jest źródłem inspiracji tekstowo-muzycznej, tak dla Wilsona filmowa rzeczywistość stała się nieodłączną siostrą muzyki. Słuchacze zaczynają widzieć, widzowie zamknęli oczy i słuchają. Aktorzy nie grają roli, aktorzy stają się swoją rolą. Muzyka jest fabułą, a teksty dialogami. Teatralna scena rozpada się na kawałki i każdy obecny na widowni zabiera je na własność. Paranoja? Spokojnie. To tylko Porcupine Tree.

Nie wiem, czy dla postronnego obserwatora istnieje większy parodoks niż fakt oczekiwania na kolejne albumy Porcupine Tree. Jest to bowiem oczekiwanie nieoczekiwanego. Dla fanów, każda nowa płyta będzie jak prezent od oddanego przyjaciela. Nie wiedzą, co znajdą w środku, lecz są przekonani, że na pewno trafi to w ich upodobania. To ewenement. Jednak pozostałe osoby mogą czuć się nieco skonsternowane. Głównie przez problematyczną otoczkę elitarności, jaką nieudolnie próbuje budować się wokół Porcupine Tree. Lecz „Deadwing”, prawie tak jak „In Absentia” z 2002 r., buduje most porozumienia pomiędzy słuchaczami znającymi twórczość zespołu, a tymi, którzy dotychczas nie mieli okazji zapoznać się z jego dyskografią. Słowem – trudno o lepszy moment na zakup swojego pierwszego egzemplarza płyty Porcupine Tree. Na „Deadwing” zespół nie boi się zamknąć oczu, by nie widzieć krępujących barier stylu i gatunkowych przepaści. Muzycy zapominają o wszystkim, co mogłoby zakłócić wierne oddanie własnych konceptów. Film „Deadwing” zostaje więc wyświetlony bezpośrednio w naszej głowie, bez zakłóceń, bez niesmacznych komentarzy wyrostków, którzy siedzą w rzędzie obok a na seans trafili przypadkiem. Tradycyjna segregacja gatunkowa traci tutaj sens, bo napięcie budowane jest nie przez wpływ danego nurtu rocka, a przez efekt, jaki wywiera jego zastosowanie w danej chwili, „tu i teraz”. W hurtowym sortowaniu dźwięków utraci się tę koherentność, siłę nośną całego albumu. Pedanci i innej maści maniacy doszukają się tutaj i rocka progresywnego, i popu, i psychodelii. Utracą jednak tym samym najważniejsze wątki. Wyjdą z kina w trakcie seansu.

Porcupine Tree na „Deadwing” zaskakuje głównie konstrukcją. Lecz nie tylko. Zwykło mówić się (czasami w skrótach myślowych, czasami nie) o Porcupine Tree jako o Stevenie Wilsonie. Zespół Wilsona, pomysły Wilsona, muzyka Wilsona. „Deadwing” dobitnie udowadnia, iż takie nazewnictwo jest wręcz krzywdzące. Gavin Harrison, perkusista, wyczynia cuda w refrenie „Shallow”, podobnie zresztą jak Colin Edwin (bas) w „Open Car”. Klawisze w odważnym, i niezwykle sentymentalnym zarazem „Lazaurs” to krok naprzód w stosunku do „Feel So Low” czy „How Is Your Life Today?” z albumu „Lightbulb Sun”. W „Halo” wokalnie udzielił się Adrian Belew z King Crimson. To kompozycja o Bogu, a raczej o granicach wolnej woli i przeznaczeniu. Wyliczanka w refrenie to jeden z najbardziej przejmujących fragmentów „Deadwing”.

Z tej naprężonej do granic wytrzymałości konstrukcji przypominającej cięciwę łuku, strzała wymyka się w połowie centralnej i bodaj najważniejszej kompozycji na „Deadwing” – "Arriving Somewhere, But Not Here”. Z jednej strony wyznanie przegranej, bunt przeciw losowi, pragnienie znalezienia kawałka własnego miejsca, lecz z drugiej nieugięta żądza trwania, a nawet zaspokojenia prostej ciekawości – co będzie dalej? „All my designs simplified / And all of my plans compromised / All of my dreams sacrificed”. Ściana gitar, burzona żywiołowymi bębnami perkusji. A potem stabilizacja. Na drugim planie wokal gościnnie występującego Mikeala Akerfeldta. I wyciszenie. Subtelna transgresja w „Mellotron Scratch” – w popis aranżacyjny i w kolejną już świetną melodię klawiszy Richarda Barbieri. To chwile kulminacyjne na „Deadwing”, ze szczytu których dźwiękowa fabuła zaczyna nabierać niezwykłego tempa. „Open Car”, z mechanicznie wyrzucanymi przez Wilsona intymnymi wyznaniami, w których fizyczność miesza się z uczuciem, sugeruje gwałtowny i dramatyczny finał...

Co jednak naprawdę przynosi samo zakończenie? Warto przekonać się o tym na własną rękę.

Nie sposób natomiast nie zwrócić uwagi na bardzo ścisłe powiązania motywów w piosenkach, jeszcze bardziej uwydatniające dramatyzm i „filmowość” „Deadwing”. "Never stop the car on a drive in the dark” („Arriving Somewhere But Not Here”) – “Hair blow in an open car / Summer dress slips down her arm” (“Open Car”). “Lost in her arms, I keep a photograph” (“Open Car”) – “I got your voice on tape, I got your spirit in a photograph” (“The Start Of Something Beautiful”). “It's easier to talk to my PC” (“Shallow”) – “God is on the cellphone, God is on the net” (“Halo”). Przypadek?

Jeżeli oczekiwaliście nieoczekiwanego, „Deadwing” wynagrodzi wasze trudy i spełni oczekiwania. A nawet zdoła je przewyższyć. Jeżeli do tej pory baliście się zbliżyć do Porcupine Tree, czas przemóc te bezzasadne obawy. Album i bilet do kina w jednym? Tego jeszcze nie było. Skorzystajcie z tej okazji. Na następną znów trzeba będzie długo czekać.

Łukasz Jadaś (15 kwietnia 2005)

Oceny

Tomasz Łuczak: 8/10
Witek Wierzchowski: 4/10
Średnia z 17 ocen: 7,17/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także