Adam Green
Gemstones
[Rough Trade; 24 stycznia 2005]
Ilekroć wracam do albumu „Gemstones”, po głowie zawsze zaczynają kołotać się słowa utworu „Man On The Moon” grupy R.E.M. Gawędziarski tekst o artyście-ekscentryku harmonijnie odnosi się do twórczości Adama Greena. Bo właśnie on jest tutaj człowiekiem z Księżyca. Jest komikiem, którego przerosła forma piosenki i piosenkarzem, ograniczanym przez wrodzony komizm. Green popełnia mnóstwo aranżacyjnych zgrzytów oraz nadaje swojej twórczości bazarowego kolorytu. I choć pod kopułą barwnego kiczu znajdują się pokłady błyskotliwych tekstów, to tylko cierpliwemu słuchaczowi uda się dotrzeć do ich sedna. Adam Green – człowiek z Księżyca, zdaje się tego nie widzieć i brnie na oślep w przyjętą konwencję.
„Gemstones” jest bardzo amerykańskim albumem. Nie tylko dlatego, że polityczne songi o prezydenturze George’a Busha stawia w jednym szeregu z lirycznymi wariacjami na temat Dunkin Donuts. W syntetyczny sposób Green podaje to, co w najbardziej obcesowy sposób kojarzy się z muzyczną Ameryką. Łączy tradycyjne, folkowe elementy ze swingiem („Emily”) oraz z czystym country („Gemstones”). Z zespolenia tego powstaje brzmienie dość prymitywne - łatwe, lecz średnio przyjemne. Green kreuje tym samym osobliwą wizję piosenki autorskiej, w której największą rolę odgrywają inspiracje zamiast kreatywności oraz amerykański akcent wokalisty zamiast barwy jego głosu. Teksty Adama Greena są za to nieprzewidywalne, świeże, nasycone zabawną ironią i groteską. Daleko im do prostackiego szablonu narzuconego przez warstwę muzyczną, lecz, niestety, siłą rzeczy są mu podporządkowane. Efekt tego miksu jest niesmaczny i dość uciążliwy w odbiorze. Czy wyobrażacie sobie innego quasi-folkowego artystę, wyrzucającego z siebie frazy typu „Dunkin' Donuts, give me Dunkin' Donuts! She's a very funny girl, but I love that crazy bitch, alright!”? Green chciał stworzyć właśnie kogoś takiego i zaeksperymentował na sobie. Dobre intencje to czasami jednak zbyt mało. Eksperyment się udał, lecz jego obiekt dotkliwie ucierpiał.
Adam Green nie jako pierwszy i nie ostatni przegrał walkę z próbą wyłamania się poza sztywne ramy stylu. Jako człowiek z Księżyca, nie wziął pod uwagę otaczających go realiów i współczesnych wymagań artystycznych. Choć na „Gemstones” istnieje kilka ciekawszych momentów i znośnych melodii, to całościowo album ten poległ na zupełnie chybionej koncepcji.