Kaiser Chiefs
Employment
[B-Unique; 7 marca 2005]
Lubujące się w takim graniu, nowofalowe kapele z początku lat 80-tych, mogą na własnej skórze przekonać się o znaczeniu słówka "influential". Spośród nich wymieńmy chociażby XTC albo Dexy's Midnight Runners. Tymi słowami w lipcu ubiegłego roku wprowadzałem tekst na temat szkockiej grupy Dogs Die In Hot Cars, rzeczywiście ciesząc się z okazywanej zasłużonym i nieco zapomnianym zespołom szacunku w tak sympatycznej formie. Tamtego lata wszyscy przytupywaliśmy sobie radośnie do kawałków z "Please Describe Yourself", niespecjalnie przewidując nadejście szerszej fali z tej strony. Później podczas jesiennych deszczowych dni energii regularnie dostarczali Futureheads, ale z kolei debiut kwartetu z Sunderlandu bronił się arcymistrzowskim poziomem kompozycji i wykonania. Jednak pojawienie się kolejnej płyty, która po raz kolejny mieli podobne patenty i to w dużo słabszy sposób, zmusza do postawienia pytania: nie za dużo tego?
Podczas gdy Dogs potrafili bronić się oferując zestaw lekkich, wakacyjnych przebojów, Kaiser Chiefs, bo o nich mowa, wydają się niestety dużo bardziej toporni. Wrażenia siermiężności materiału niełatwo pozbyć się słysząc tak często wyjące, ciężkie, lejące się syntezatory. Dodatkowo zespół nie stroni od kiczowatych, falsetowych chórków, które bez cienia przesady potrafią doprowadzać do szału ("Na Na Na Na Naa", grrr). Poza tym "Employment" męczy bombardując słuchacza tzw. "potencjalnymi singlami". Kończy się to wyprodukowaniem takich gniotów jak refren "Oh My God" (chyba, że Kaiser Chiefs chcą specjalizować się w tandeciarskich wariacjach w temacie "I Love Rock'n'Roll") czy brzmiący jak parodia Supergrass "Saturday Night". Wpadki tekstowe w rodzaju: girls run around with no clothes on / to borrow a pound for a condom, najlepiej przemilczeć.
Jest jednak na "Employment" przynajmniej kilkanaście minut przyzwoitej muzyki. Energiczny "I Predict A Riot" wytrzymuje dzięki nośnej melodii zarzut kopiowania radosnego stylu XTC, doprawianego krzykliwym, "skaczącym" wokalem w stylu Andy'ego Partridge'a. "Time Honoured Tradition" brzmi jak udany cover jakiegoś mało znanego utworu The Monochrome Set (o ile istnieje coś takiego jak "dobrze znany utwór The Monochrome Set"). W przypadku "Modern Way" i "Everyday I Love You Less And Less" prawdopodobieństwo odróżnienia Chiefs od Dogs Die In Hot Cars wynosi tyle, ile osiągnięcia reszki przy rzucie monetą. Wobec tego, jeśli polubiliście "Please Describe Yourself", wystawicie im pozytywne oceny. Przyjemnie jest też kiedy smęcą w stylu Blur (finałowy "Team Mate") lub w niezobowiązujący sposób przypominają Beach Boys (plażowa melancholia "You Can Have It All"). Niestety, to drugie nie zawsze im wychodzi - popełniają pretensjonalne, znów drętwe "Caroline, Yes".
Przypominam sobie, jak kilka tygodni temu umierałem ze śmiechu słuchając wywiadu z trójką czternastoletnich hiphopowców. Pośród kultowych już w wąskim kręgu tekstów, takich jak: "tak się złożyło, że jestem jego bratem" czy "czasami na podwórku jakimś rymem się rzuci", jeden z nich zapytany o ocenę dotychczasowych samodzielnych prób twórczych odpowiadał, że "coś tam wychodzi, ale jeszcze nie tak dobrze". I powiem Wam na zakończenie, że byłoby dobrze, gdyby Kaiser Chiefs umieli wykazać się podobną samokrytyką.
Oceny
PUBLIKACJE POWIĄZANE
Paluch: Daj drugą szklankę.