Ocena: 8

Doves

Some Cities

Okładka Doves - Some Cities

[Heavenly; 21 lutego 2005]

"Długo mnie tu nie było", pomyślał. Rzeczywiście, wracał do kraju po ośmiu latach pobytu za oceanem, w kraju, gdzie kontakt z cywilizacją był mocno ograniczony. Najbardziej brakowało mu świeżych dostaw muzyki z ojczyzny. Wziął ze sobą kilka płyt, które były popularne, kiedy wyjeżdżał. Dwa pierwsze Oasis, bo też pochodził z Manchesteru, debiuty Kula Shaker i Bluetones. "Heh, czy ktoś ich tu dzisiaj pamięta?", uśmiechnął się sam do siebie. Miał wrócić do rozpakowywania się, ale za bardzo go tam ciągnęło.

Po kilkunastu minutach żwawego spaceru wskoczył do autobusu. Kwadrans później odnalazł swój ulubiony sklepik płytowy. Tak jak i w całym mieście, również tu zmiany były widoczne. Ale lada była tam, gdzie przedtem. Poczekał chwilę, aż z zaplecza wyłonił się drobny mężczyzna.

- Pomóc w czymś?

- Hm, od czego zacząć. Nie było mnie trochę w kraju. Nie wiem, co dzieje się na mieście. Nie wiem nawet, kto dziś tu rządzi.

Sprzedawca roześmiał się.

- Powiedziałem coś nie tak?

- Nie nie, wszystko w porządku. Po prostu sam nie wiem. Wygląda na to, że muzyka w Manchesterze dziś lekko leży. Przykro mi to mówić.

- Chce pan powiedzieć, że przez osiem lat nie pojawił się żaden nowy, konkretny zespół w tym mieście?

- Prawie. No, mamy w sumie Doves. Są naprawdę nieźli. Chce pan posłuchać ich ostatniej płyty?

- Jasne. Po to tu przyszedłem.

Wykorzystał chwilę zniknięcia sklepikarza na zapleczu i przerzucił półkę z bestsellerami ostatnich miesięcy. Niestety, nazwy takie jak Busted, Scissor Sisters czy The Darkness nie wydały mu się w jakikolwiek sposób znajome. "Kiedy ja to nadrobię?", pomyślał. Cieplej na sercu zrobiło mu się dopiero, kiedy odnalazł ostatniego Morrisseya. Patrząc na okładkę płyty poczuł upływ czasu. Przerwał mu sprzedawca.

- Tu pan jest! Zapraszam.

Po kilku sekundach dotarły do niego pierwsze dźwięki. Spodobały mu się garażowe akcenty gitary. Zawsze cenił Velvet Underground.

- Fajnie to brzmi.

Nie czuł się powalony kompozycją, ale przypomniał sobie album, który dostał od znajomego kilka miesięcy wcześniej. Przecież płyta tamtego zespołu też nie zaczynała się genialnie, ale wystarczało, że opener idealnie wprowadzał w nastrój albumu. "Interpol", odtworzył ich nazwę. Z zamyślenia wyrwała go rytmiczna perkusja i przyjemna kombinacja akordów archaicznych klawiszy. "Kto wie, może tak brzmieliby dziś The Charlatans? Ciekawe co się z nimi stało?". Chciał spytać, ale został uprzedzony.

- I jak? To jest singiel.

- Świetne. Naprawdę. Oby tak dalej.

Trzeci numer na płycie potrzebował minuty, żeby zacząć się na dobre. Łkająca gitara w refrenie urzekła go. Wychwycił też psychodeliczne chórki i był dumny sam z siebie. Prawdziwie zachwycony poczuł się dopiero około piętnastej sekundy czwartego utworu. Nie był jeszcze w stanie ustalić źródła orientalnego, instrumentalnego refrenu utworu. Pomyślał tylko, że jest cudowny. Następna kompozycja zdobyła go oniryczną atmosferą. Tym razem to on zagadał do sprzedawcy.

- Ten patent ze smyczkami, brzmi jak z jakiegoś filmu.

- Proszę posłuchać dalej. W ten sposób grali na pierwszej płycie.

Już wiedział, że kupi ten i wszystkie poprzednie albumy Doves. Powrócił do rozkoszowania się. Szóstka pobudziła go do życia. Odtworzył sceny z Rio. Był tam trzy czy cztery lata temu podczas karnawału.

- Fantastyczne!

- Czy ja wiem? Trzeba wiedzieć, że mieli już lepszy utwór w tym stylu na drugiej płycie.

- Pan przygotuje, biorę wszystkie.

Siódmy track uznał za nieco mniej interesujący. Chwilę potem jednak znów poczuł się oczarowany. Akustyczna kołysanka była naprawdę niebanalna, ale to, co wyłoniło się po niej? Nie pamiętał, kiedy ostatni raz słyszał coś równie zaskakującego. Sprzedawca wrócił z płytami i zdążył kompletnie odpłynąć. Jak w jakimś pół-śnie, rozmarzonym wzrokiem szukał czegoś na suficie. Z tego stanu nie wyrwał go nawet kolejny utwór, zaśpiewana przez kogoś innego monotematyczna miniaturka z akompaniamentem fortepianu. Poczuł się zafascynowany psychodelicznym tłem. Zwrócił uwagę na wokal. Lubił Mercury Rev, czyżby to Jonathan Donahue na gościnnych występach? Facet za ladą aż podskoczył, poderwany nabijanym rytmem.

- O rany, już dziesiątka.

- To powinien być przebój, prawda?

- Pewnie tak, ale znów przypomina mi singla z ostatniej płyty.

- Marudny pan, bardzo dobre to jest. Widzę, że potrafią też hałasować.

Chciał spytać czy to już ostatni utwór, ale zrezygnował, bo akustyczny pejzaż otwierający kolejną kompozycję nie pozostawiał wątpliwości, że "Some Cities" zmierza ku końcowi. "Pięknie płyną". Tym razem nie podzielił się refleksją ze sklepikarzem, kładąc bez słowa pieniądze na ladzie. Zbierając się do wyjścia, postanowił jeszcze zagaić.

- Te dwie pozostałe są słabsze czy lepsze?

Mężczyzna za kasą stracił orientację. Otworzył tylko usta, jakby miał kłopoty ze zgryzem i potrzebował zaczerpnąć świeżego powietrza. Nie znał odpowiedzi na to pytanie i wątpił, czy ktokolwiek w mieście potrafi jej udzielić. Musiał jakoś uniknąć wyjaśnień, które zajęłyby mu kolejne trzy kwadranse. Tak, musiał koniecznie zmienić temat.

- Przykro mi, ale już zamykamy. Zapraszam w przyszłym miesiącu. Będę miał nowy New Order.

Kuba Ambrożewski (21 lutego 2005)

Oceny

Tomasz Tomporowski: 9/10
Kamil J. Bałuk: 8/10
Kasia Wolanin: 8/10
Kuba Ambrożewski: 8/10
Piotr Szwed: 8/10
Marceli Frączek: 7/10
Witek Wierzchowski: 5/10
Średnia z 38 ocen: 7,65/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także