Maupa
The Minor Highs And The Major Lows
[Necessary Records; 27 września 2004]
Można powiedzieć, że w roku 2004 na Wyspach nastąpił renesans mężczyzn śpiewających "po kobiecemu". Falsety znów były w cenie. Jeszcze wiosną odezwał się nim do nas Greg Gilbert. Natomiast jesień należała w tej konkurencji do Davida Boona z zespołu Maupa. Tak, dokładnie tak pisze się nazwę tego zespołu. Maupa. Długo zastanawiałem się co to w ogóle znaczy, aż w końcu znalazłem odpowiedź w sieci. „Maupa (polish for monkey)”. Ciekawe tylko, jakie są związki panów muzyków z naszym pięknym krajem. Ale dość już o tym.
Sprawa głosu to nie jedyny punkt styczny Maupy i Delays. Należy wspomnieć o dźwiękowym rozmarzeniu, które pojawiło się na „Faded Seaside Glamour”, a którego nie brakuje i tutaj. Już otwierające płytę „Wish” jest utrzymane w takim klimacie. Popowa melodyka kontrastuje z nadającym nieco melancholii głosem Boona, czyniąc z niego materiał na spory przebój. Takim przebojem, nie do końca może sporym, stało się figurujące pod indeksem drugim nagranie „Helpless”. Niektórzy pokusili się nawet o stwierdzenie, że ta piękna pieśń ma coś z ducha „On Your Own” zespołu The Verve. Trzeba też powiedzieć, że pierwsza część płyty robi większe wrażenie, a każde z nagrań ma ogromny potencjał. Semi-akustyczne, nieco patetyczne „Sour Fruit”, będące od początku moim faworytem, pozostawia daleko w tyle brytyjskich wykonawców pokroju Embrace. Nieco bardziej żywiołowe i zwiewne „Bad Song” również może się podobać. Jednak im dalej w las tym gorzej. „Małpiszony” popełniły ten sam błąd co Thirteen Senses na płycie „The Invitation”. Panowie przesadzili z długością materiału. Ponad 51 minut to mimo wszystko trochę za dużo jak na takie dźwięki. Rozpoczyna się zlewanie w jedną całość, co samo w sobie nie oznacza niczego dobrego. Co prawda „Autumn Breeze” zostaje odratowane przez wielogłosowy zaśpiew w refrenie, jednak już „Another Week” najzwyczajniej w świecie nudzi, a westernowy motyw „Railroad” pokazuje najdobitniej, że brytyjski dżentelmen nie pasuje do saloonu. Niemniej pomimo tych kilku drobnych wpadek jest dobrze, a sama płyta potwierdza, że pop-rock na Wyspach ma się nieźle. Dowiodła tego w ubiegłym roku przede wszystkim pierwsza płyta zespołu Delays. Bardzo dzielnie dotrzymywały jej kroku debiuty Thirteen Senses i rzeczonej Maupy.
Jeżeli zatem podkochujecie się w koleżance, która dotychczas podczas waszych spotkań zasłuchiwała się w nowej płycie Wilków czy innych Rozynków, to koniecznie kupcie jej, choćby z okazji zbliżających się Walentynek, ten album. Dziewczę będzie zachwycone, a i Wam łatwiej przyjdzie przy tych dźwiękach podejmować próbę zdobycia jej serca.