The Longcut
Transition [EP]
[Deltasonic; 29 listopada 2004]
Perkusista wyznacza jednostajny rytm na cztery czwarte. Przesterowany bas dudni monotonnie niczym Mani na "XTRMNTR". Wokalista skanduje frazy jakby szedł na czele pochodu. Bezkompromisowi gitarzyści doprawiają całość dużą dawką rzężenia i jazgotu. Odcinek 2:28-2:46 z niesamowicie ekspresyjnym i długim tremolo perkusyjnym zmusza mnie do poszukania szczęki na podłodze. Brytyjska reakcja na Trail Of Dead czy może "tylko" na Black Rebel Motorcycle Club? Na pewno cztery i pół minuty wypełnione po brzegi esencjonalnie surową niczym świeżo utłuczone mięso, stricte rockową jazdą bez trzymanki. "Transition".
Tytułowy utwór z pierwszego oficjalnego wydawnictwa manchesterskich młodziaków The Longcut to dowód na to, że inwencja melodyczna nie jest warunkiem koniecznym wyprodukowania rasowego, rock'n'rollowego killera. To wprawdzie jedyny tak dobry fragment tej epki. Instrumentalny "Late Night Bus" znów daje duże pole do popisu bębniarzowi, powtarzając nieco patenty z pierwszego utworu. "A Last Act Of Desperate Men" zostawia sobie więcej przestrzeni, nie do końca wiedząc jak ją wypełnić - marszowymi werblami, shoegazingową plamą gitarową czy art-punkową sieczką. Jednak wciąż słucha się tego dobrze. Zastrzeżenia w przypadku tej grupy może budzić jedynie wokalista. Jeśli krzykacz z Kasabian potrafił uczynić z tego element spójny z brzmieniem zespołu, to głos w The Longcut trochę zawadza w odbiorze robiącej duże wrażenie muzyki. Po prostu najfajniej jest, jak siedzi cicho.
Mniejsza z tym, bo to i tak może być bardzo mocny debiut. Wszystkim z (chwilowym bądź nie) przesytem popowych, cukierkowych melodii życzymy smacznego.