Devendra Banhart
Rejoicing In The Hands
[Young God Records; 24 maja 2004]
Wbrew pozorom minimalizm i oszczędność w środkach nie jest wynalazkiem współczesnej muzyki. Większość wykonawców z nurtu singer/songwriterów w ten sposób konstruuje swoje kompozycje już od bardzo dawna (Bob Dylan, Tom Waits, Patti Smith, Ani DiFranco). Teraz w natłoku efekciarskich wydawnictw, pełnych rozbudowanych, nachalnych aranżacji i przerostu formy nad treścią, ciągle brakuje nam w muzyce subtelności, szczerości i oryginalności twórczej. Być może właśnie dlatego staliśmy się bardziej wyczuleni na takich artystów jak CocoRosie, Joanna Newsom czy właśnie Devendra Banhart.
Ten ciągle poszukujący "czegoś" w życiu hipis, jak mówią znajomi Devendry Banharta, jest prawdziwy aż do bólu. Nie porywa się na wielkie formy instrumentalne i wokalne wyżyny, być może świadomy tego, że pewnie w ten sposób nie miałby do powiedzenia za wiele jako muzyk. Niespełna 24-letni Amerykanin postawił przede wszystkim na siebie jako wokalistę i kompozytora. Z jakim skutkiem? Wyśmienitym jak najbardziej. "Rejoicing In The Hands", które jest drugim albumem w dyskografii Banharta, to płyta pod wieloma względami wyjątkowa. Surowe aranżacje głównie na akustyczną gitarę, niedługie kompozycje (większość nie przekracza 3 minut) i wysunięty zdecydowanie na pierwszy plan głos wokalisty tworzą spójną, nadzwyczaj dojrzałą i intrygującą całość.
Stwierdzenie, że nagrania Banharta sprawiają wrażenie, jakby stworzone zostały z 70 lat temu i dopiero teraz wyciągnięte z dna szafy, to uwaga niezwykle trafna. Być może to właśnie dzięki tej archaicznej albo lepiej - bardzo tradycyjnej i prostej formie, w tym albumie drzemią tak duże pokłady piękna i emocji. Uczucia są bowiem tym elementem, które wokalista zawiera i przekazuje perfekcyjnie. W "A Sight To Behold" melancholię przeplataną z niepokojem cudownie oddają smyczki i gitarowa partia. Za pięknym "The Body Breaks" kryje się jakaś młodzieńcza delikatność i spokój ducha. Zaś smutny nastrój "Autumn's Child" tworzą fortepianowy podkład i załamujący się wokal. Jednak Banhart ma także do siebie sporo dystansu i umie traktować muzykę nieco z przymrużeniem oka. W "This Beard Is For Siobhan" w żartobliwy sposób zastępuje tekst gdzieniegdzie quasi-dźwiękowymi wstawkami w stylu lalalala i energicznie oraz radośnie kończy utwór. Po 20 sekundach "Todo Los Dolores" wokalista parska śmiechem i zaczyna piosenkę raz jeszcze. O jakiejkolwiek monotonii zatem w przypadku "Rejoicing In The Hands" mowy być nie może, a każdy kto ze skupieniem wsłucha się w ten album odkryje w nim na pewno jeszcze więcej takich "skarbów".
Devendra Banhart okrzyknięty został wielką nadzieją nurtu folkowych singer/songwriterów. Choć sam zainteresowany na pytanie, co wydanie płyt i popularność zmieniły w jego życiu odpowiada, iż jedynie to, że stać go na wynajmowanie mieszkania i podróżowanie inną formą niż autostopem. Amerykanin jest bez wątpienia muzykiem z nietuzinkową osobowością, a tacy teraz są chyba dobrem deficytowym. Tym baczniej będę śledzić karierę Banharta, bo wydaje mi się, że jeszcze nieraz wokalista zaprezentuje nam się z bardzo dobrej strony.