sx screenagers.pl - recenzja: My Chemical Romance - Three Cheers For Sweet Revenge
Ocena: 7

My Chemical Romance

Three Cheers For Sweet Revenge

Okładka My Chemical Romance - Three Cheers For Sweet Revenge

[Warner; 8 czerwca 2004]

Rzeczywistość równoległa. Screenagers jest wiodącym serwisem muzycznym online. Dochodowość przedsięwzięcia znacznie podniosła wrażenie prestiżu, a ilość odkrywanych wartościowych płyt uległa potrojeniu.

Screenagers.pl – dzwonki polifoniczne i recenzje muzyczne

Ostatnio w naszym redakcyjnym koszu z nowymi płytami (dziękujemy naszym sponsorom) pojawił się album formacji My Chemical Romance. Zmęczony ostatnimi odkryciami jednosezonowych gwiazdek w rodzaju Franz Ferdinand czy inne „The coś tamś”, z chęcią przeczytałem o tym, że zespół pochodzi z Texasu, czyli tak jak nasze ostatnie odkrycie, At The Drive In. Ucieszyłem się, że to zespół amerykański, bo nie lubimy na Screenagers britpopu, chociaż Snow Patrol jest całkiem fajne. Dodatkowo, pięciu młodych chłopaków tworzących MCR wyglądało na tyle buntowniczo, że spodziewać się można było po nich co najmniej głosu młodego pokolenia. A już na pewno tego, że uratują muzykę rockową, która, jak wiemy, ma się nie najlepiej. Niestety dość mocno się zawiodłem i chciałem was wszystkich ostrzec przed tą płytą.

Prawda, panowie krzyczą bardzo głośno, lecz intencje mają nieszczere. W ich muzyce nie ma niczego, czego byśmy wcześniej nie słyszeli. Co gorsza, śpiewają w kółko o tym samym, a ich piosenki są do siebie podobne. Słuchając kolejnego kawałka o miłości i śmierci robi się człowiekowi po prostu niedobrze. Wokalista co rusz przybiera pozę mogącą kojarzyć się z pajacem (nie bójmy się tego słowa!) z The Rasmus, a sam zespół momentami brzmi równie sztucznie i pretensjonalnie co Linkin Park. Kielich goryczy przepełniają kiczowate solówki gitarowe, brzmiące jakby Europe wzięli się za nu-metal. To naprawdę słaby album, więc już nic o nim więcej nie będę pisał (ciężko się pisze o nudnych płytach). To niewymagająca płyta dla zbuntowanych, wymalowanych na czarno szesnastolatek, więc jej lepiej nie słuchajcie. Nie polecam.

--------------------------------------

Nasza rzeczywistość, wiecie jak jest.

Screenagers.pl – muzyka to więcej niż hobby

Raz, dwa, trzy, pompa! – tak mogliby rozpoczynać większość swoich utworów członkowie teksańskiego kwintetu My Chemical Romance. Trudno się temu dziwić, patetyczna forma, w jaką ubrany jest materiał na „Three Cheers For Revenge”, może budzić skojarzenia z pop-metalem lat osiemdziesiątych. Nie chodzi tu bynajmniej o odpowiedź młodego pokolenia na The Darkness, lecz o zespół przetwarzający emo na masowe potrzeby młodzieży, sprytnie depczący po piętach chociażby The Used. Złośliwi mogą powiedzieć, że nie da się nagrać dobrej płyty w tak jałowym nurcie, inni skreślą ten zespół za frazesy w rodzaju love is a red rose on your coffin door, wskazując jednocześnie na zbieżność przekazu ze sztandarowym przedstawicielem fińskiego love-metalu (wiecie o jaki zespół chodzi). Udało się jednak My Chemical Romance przeszyć swoje kiczowate łupanki kilkoma naprawdę finezyjnymi refrenami, zawrzeć kilka pierwszorzędnych rock’n’rollowych riffów. Innymi słowy, jest git.

Skojarzenia? Spowijający album półmrok przypomina o tegorocznym albumie Eighties Matchbox B-Line Disaster, choć luz i radość z grania lokuje ich bliżej King Adory. W ukrytej pod trójką, prawdziwej perełce „To The End”, oba głosy walczą ze sobą niczym w rasowym numerze Colour Of Fire. Ci ostatni mogliby również nagrać chociażby „It’s Not A Fashion Statement”. „You Know What They Do To Guys” natomiast, powinien zadowolić tych, którzy tęsknią za Muse z czasów „Showbiz”. Jest jeszcze „Give ‘Em Hell, Kid” – tak brutalnie granych trzech akordów nie słyszałem już dawno. „Three Cheers For Sweet Revenge” to album dla tych, dla których aura znaczeniowa jest równie ważna co sama muzyka. Ci będą mogli wreszcie zdjąć znoszone przypinki Funeral For A Friend. Reszta niech przewinie do następnej recenzji.

Tomasz Tomporowski (8 stycznia 2005)

Oceny

Tomasz Tomporowski: 7/10
Kasia Wolanin: 6/10
Marceli Frączek: 6/10
Krzysiek Kwiatkowski: 5/10
Średnia z 14 ocen: 5/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: Ann.
[10 czerwca 2009]
sukces zespołu tworzy kilka czynników, z czego najważniejsze dla ogółu to komercyjność i artyzm. ale można sprzedawać się dobrze i być muzycznym dnem oraz mieć świetny warsztat i nie trafiać do serca. bo to, co najważniejsze w sztuce to SZCZEROŚĆ i EMOCJE, jakie wywołuje. recenzja będąca próbą ocenienia tego krążka fachowym okiem okazała się pudłem, album pokrył się platyną, blablabla; podpisuję się pod komentarzem `akuku`.
żaden szanujący się recenzent nie tknąłby słabej płyty - tym samym niechcący przyznał pan, że "Three Cheers for Sweet Revenge" jest DOBRA.
Gość: akuku
[10 czerwca 2009]
Słaba recenzja. Układając teksty o miłości i śmierci można mieć pewność że każdy znajdzie coś dla siebie. A Franz Ferdinand jak się niedawno okazało nie okazali się sezonowi, ba nagrali genialny album, lamusie Toporowski. Taki z ciebie prorok jak i recenzent.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także