The Ex
Turn
[Konkurrent; 2004]
Rok 2004 upłynął na przekór stwierdzeniu, że muzyka gitarowa jest wyłączną domeną młodych i obiecujących zespołów. Wysoką formą błysnęli tzw. rockowi weterani. Nie mowa tu oczywiście o R.E.M. czy U2. Wyżej wymienieni artyści to ciągle światowa czołówka pod względem dostarczania kolejnych przebojów dla mas, ale artystycznie nie są już w stanie zaoferować nic interesującego. Jasne punkty to przede wszystkim reaktywowane Pixies i Sonic Youth. W powszechnej opinii, Frank Black wraz ze swoim zespołem dał jedne z najwspanialszych koncertów w zeszłym roku (m.in. na festiwalu Roskilde). Od bardzo dobrej strony pokazali się także Nowojorczycy, których „Sonic Nurse” znalazł się na czołowych miejscach w większości płytowych rankingów podsumowujących okres ostatnich 12 miesięcy. Do powyższego grona należy jednak jeszcze zaliczyć Holendrów z The Ex. Wszystko to zawdzięczają dwupłytowemu albumowi „Turn”, który ujrzał światło dzienne w drugiej połowie roku.
Początki zespołu sięgają 1979 roku. Pomimo, że mają już na koncie ponad 20 płyt, ciągle poszukują nowych rozwiązań, eksperymentując z brzmieniem. Ich muzyczne korzenie to punk rock, ale ze względu na oryginalność trudno upchnąć ich twórczość do jakiejkolwiek szufladki. Powyższe słowa, zdaje się potwierdzać wyprodukowana przez Steve’a Albiniego, „Turn”. Niezwykle świeża, zagrana z pasją i odznaczająca się jedyną w swoim rodzaju szczerością przekazu przykuwa uwagę słuchacza na dłużej.
Album charakteryzują przede wszystkim przesterowane, nawarstwione na siebie noise-rockowe gitary (np. „Listen To The Painters”). Z drugiej strony główne motywy poszczególnych kompozycji w naturalny sposób wymykają się muzykom spod kontroli na rzecz swobodnych improwizacji („Theme For Konono”). Jest to poniekąd wynik wspólnych kolaboracji w ramach serii „In The Fishtank” z tak różnymi wykonawcami jak Tortoise, Sonic Youth czy jazzowymi awangardzistami z ICP Orchestra. W niektórych utworach, jak choćby w „Huriyet” pobrzmiewają nawet dalekie echa muzyki etnicznej. Nie brakuje też bardziej klimatycznych fragmentów, gdzie w tle wyłaniają się nie tylko dźwięki gitary, ale także skrzypiec i trąbki. Z tego właśnie tytułu pojawiają się porównania do wykonawców z nurtu kameralnego post-rocka, skupionego wokół montrealskich wytwórni Kranky i Constellation. Tego typu nawiązań można doszukiwać się w wieńczącym dzieło „In The Event”. O niezależności The Ex świadczą także teksty. „Listen To The Painters” to niemal idealistyczna pochwała sztuki:
„We need poets, we need painters
we need poets, we need painters
we need poetry and paintings...”
a także:
„Narrow minds are weapons made for mass destruction”
W pozostałych utworach zespół sprzeciwia się bezdusznemu kapitalizmowi, opowiada o życiowych nieudacznikach a nawet w dość ironiczny sposób krytykuje procesy globalistyczne („The Pie”):
„No thanks, we understand
and that is why
we wanna globalise the pie”
Jedynym minusem ostatniego albumu The Ex wydaje się jego długość. Dwie płyty, łącznie 14 utworów i aż 80 minut muzyki to trochę zbyt wiele. Nie jest to jednak na tyle rażące, aby nie móc w pełni docenić intrygującej zawartości „Turn”.
The Ex są jednym z tych zespołów, których muzyka dosyć często przewyższa nowe produkcje kolejnych nadziei alternatywnego rocka. Razem z Sonic Youth czy Pixies udowadniają, że nie ma granicy wiekowej, która powodowałaby dosyć powszechne w muzyce popularnej systematyczne dziadzienie. Jak widać w przypadku The Ex, starsi także potrafią być bezkompromisowi w swoim podejściu do muzyki, nagrywając niezwykle interesujące albumy. Dowodem takiego stanu rzeczy jest zresztą „Turn”.