Robotobibok
Nawyki Przyrody
[Vytvornia OM2004; 2004]
Po raz kolejny echa postyassowej improwizacji dały o sobie znać. Szaleńcy i odkrywcy z Robotobiboka łamią i przetwarzają tradycję, serwując świeżą, okołojazzową jakość. Znów pobudzają w nas skłonność do poszukiwań, generując intrygującą dawkę jungle, techno, funku, ambientu, rocka, w końcu muzyki elektronicznej i tanecznej. Wszystko to wtłoczone w ramy nowoczesnej, różnorodnej formy, która w połączeniu z wciąż nieokiełznaną motoryką sekcji rytmicznej i retro charakterem brzmienia, nadaje muzyce głębszy sens poszukiwawczy.
Pierwsze, co rzuca się w uszy, to zwarta struktura kompozycji i charakterystyczne, jakby celowo bardziej klarowne brzmienie. Mniej tu szaleństwa, wycieczek w nieznane rejony, transowości i psychodelicznych dłużyzn znanych z poprzednich płyt. Powoduje to jakby zaistnienie stanu wyciszenia, który nie stanowi wielkiej wady, nie jest jednak charakterystycznym wyznacznikiem tego swoistego "czegoś", co wprawiało kiedyś w dziwny stan uniesienia i podniecenia jednocześnie. Stonowanie to bardzo ciekawie wypada na tle dodatków etno ("Kamaji"), czy ciągle powodującej przyspieszone bicie serducha pracy sekcji rytmicznej ("Symfonia zmysłów"). Kontrabas i perkusja to wysuwający się na pierwszy plan instrumentalny szkielet decydujšcy o ciągłej niepowtarzalności grupy (w sensie charyzmy brzmieniowej porównywalny chyba tylko sekcją Voo Voo). Czasem współbrzmienie tych instrumentów powoduje poczucie wewnętrznego niepokoju i napięcia ("54 Kw"), czasem uwydatnia rockową ekspresję ("Zemsta Gniewosza"). Gdy dodamy do tego preparowane dźwięki wydobywajšce się z analogowych instrumentów i uwydatnianie kompozycji przez udział lekkiej trąbki czy elektrycznego pianina, otrzymujemy zgrabną mieszankę oryginalności i tradycji. W pewnych momentach zespół lawiruje gdzieś na granicy ambientu ("Tylko Dla Zwierząt"), gdzie syntetyczne plamy i techniczne szmery roztaczają aurę kosmicznego klimatu rodem z obrazu science - fiction. Momenty te jednak są szalenie rzadkie i nie stanowią wytycznej do generalnego rozumienia muzyki zespołu, to raczej smaczki dodające subiektywnego kolorytu. Minusem na pewno jest czas trwania poszczególnych utworów. Są świetne momenty, jak w "Skipping A", w których ekspresja świadomie narasta, by w - wydaje się - kulminacyjnym momencie przyjąć na siebie fazę dalszego rozwoju, gdy...utwór się kończy. W takich momentach kompozycja powinna bezsprzecznie trwać, tu jednak urywa się w pół drogi.
Nie wiem, czy to najsłabsza pozycja w dyskografii zespołu. Nie w tych kategoriach powinno się rozpatrywać klasę Robotobiboka. Jak długo znikoma ilość grup używających jazzowej improwizacji do wyrażania siebie będzie stanowiła ślad alternatywnego repertuaru sceny muzycznej w Polsce, tak długo płyty te nie będą poddawać się radykalnej ocenie. Nie ma obecnie u nas większych maniaków zapatrzonych w dokonania Colemana czy Dolphy'ego, archaiczną elektronikę spod znaku Kraftwerk, ale też i nowe brzmieniowe eksperymenty, starających scalić tę całą nieokiełznaną masę w jeden znaczący kontekst. "Nawyki przyrody" są idealnym przykładem na trudność zdefiniowania tego typu muzyki, ale jeśli za tą niedogodnością ciągle przemawiać będzie niewyrażalna werbalnie głębia samego obcowania ze sztuką, śmiało zostawiajmy za sobą jakiekolwiek przyporządkowania. Po prostu się cieszmy.