Cake
Pressure Chief
[Columbia; 2004]
Chłopcy z Cake zawsze byli porządnymi rzemieślnikami. Nigdy nie nagrali ani płyty wybitnej, ani nawet bardzo dobrej. Nie poruszli też nieba i ziemi ani jednym znamiennym singlem. Za każdym razem przygotowywali jednak porcję strawnego, nieco ekstrawaganckiego, a przede wszystkim diabelnie melodyjnego rocka. Bezpretensjonalny głos wokalisty, nucącego od dziesięciu lat zgrabne songi o rock'n'rollowych ciuchach i o Franku Sinatrze, nie przejadł się. I choć muzycznie Cake jest dość przewidywalny (trudno tu mówić o jakiekolwiek egzotyce czy odkryciach) to forma, którą zespół przyjął i którą konsekwentnie uprawia, wydaje się być nie do zdarcia. "Pressure Chief" to piąty album długogrający Cake i piąta dokładka tego samego ciasta.
Kariera Cake toczy się jak koła w słowach otwierającej płytę piosenki. W rytm ruchu jednostajnie przyspieszonego, bez zbędnych otarć i zgrzytów. Do płynnych i pedantycznie wypolerowanych kompozycji jedynie chwilami wdziera się funkujący motyw gitarowy czy też śladowe ilości jazzującego saksofonu. "Pressure Chief" jest przede wszystkim oazą rozkołysanego wokalu i stonowanych gitar. To album typowo rozrywkowy, wypełniony po przegi melodyjnymi motywami, drażnionymi dodatkowo brzmieniem syntezatora. Owszem - Cake po raz kolejny nie wystawia nosa poza szereg. Lecz kto powiedział, że konformizm zawsze musi być niewłaściwy? Zespół nie zrezygnował z własnej maniery twórczej. Zarówno singlowy "No Phone" jak i pozostałe kawałki na krążku, utrzymane są bowiem w tej samej stylistyce, co ich poprzednicy z wcześniejszych longplayów Cake. Nie zabrakło więc miejsca ani na balladopodobne komozycje ("The Guitar Man"), ani na rozbrajające swą naiwnością piosenki miłosne ("Waiting"). Niczym nowym nie jest też ciekawy utwór "Carbon Monoxide", przypominający ścieżkę dźwiękową do serialu komediowego z lat '70.
To, co w przypadku innych albumów możnaby uznać za wadę, na "Pressure Chief" stanowi jedną z głównych zalet. Nowy krążek Cake jest jednym z najmniej zakłamanych wydawnictw tego roku. Potwierdza niezmiernie poprawną formę grupy i zarazem nie pcha się butnie na muzyczne piedestały. Ciasto niby wczorajsze, aczkolwiek nadal masz na nie ochotę. Ot, masz babo placek...