Elvis Costello & The Imposters
The Delivery Man
[Mercury; 20 września 2004]
Przeglądając ofertę rodzimych sklepów muzycznych, dochodzę do wniosku, że nawet jeśli chcielibyśmy, nie możemy docenić w naszym kraju takiego Elvisa Costello. Dostępność do wydawnictw tego Artysty jest w Polsce mocno utrudniona, żeby nie powiedzieć znikoma. Wydana ponad miesiąc temu dwudziesta pierwsza studyjna płyta w karierze Costello może nas trochę przybliżyć do jego twórczości. Może, ale nie musi. "The Delivery Man" bowiem to raczej album dla osłuchanych już z muzyką singer/songwritera.
Po zeszłorocznym, ospałym i monotonnym "North" można było mieć spore obawy, czy Costello po raz drugi nie będzie starał się zanudzić swoich fanów. Słuchając tamtego wydawnictwa miałam wrażenie, że czasy "My Aim Is True", "Trust" czy ostatnich bardzo udanych płyt w stylu "All This Useless Beauty" bezpowrotnie odeszły do lamusa, a muzyk nie jest już w stanie nas niczym zaskoczyć. Costello miał pewnie nie lada satysfakcję, że mógł utrzeć nosa wszystkim niedowiarkom. Osobiście muszę pokornie przeprosić, że przez chwilę miałam jakiekolwiek wątpliwości, co do jego możliwości kompozytorskich.
Elvisa Costello na "The Delivery Man" wspiera zespół The Imposters, w którego skład wchodzą znani już z The Attractions: klawiszowiec Steve Nieve i perkusista Pete Thomas oraz basista Davey Farragher. Ich gra znacząco wzbogaca muzyczną zawartość albumu. Szczególnie partie fortepianu Nieve'a momentami ocierają się o wirtuozerię. Już opener płyty - wariackie, dynamiczne, improwizowane "Button My Lips" - świadczy o doskonałym porozumieniu na linii Costello - The Imposters, a to tylko przedsmak zawartości całego albumu.
Na najnowszej płycie singer/songwriter udowadnia to, o czym wiadomo od wielu lat - że jest mistrzem w pisaniu tzw. żywiołowych ballad. Na "This Year's Model" wpisywało się w ten styl choćby "Little Triggers". Na "The Delivery Man" mamy zaś "Either Side Of The Same Town". Pod tą estetykę wpisuje się też "Country Darkness" - utwór z mistrzowskim, fortepianowym akompaniamentem Nieve'a (cudowny, prosty, chwytliwy riff), zaśpiewany z ogromną dawką emocji przez Costello to jedna z najpiękniejszych piosenek napisanych przez muzyka od lat. Zarówno ta, jak i większość kompozycji na płycie jest dowodem na to, jak idealnie wokalista potrafi dobrać proporcje wykorzystując różne style i gatunki muzyczne. Na "The Delivery Man" Costello czerpie sporo z tradycyjnego, amerykańskiego alt-country, które przeplata elementami rockowymi i bluesowymi, przyprawiając to gdzieniegdzie szczyptą improwizacyjnego szaleństwa, a czasem po prostu stylowo zwalnia tempo.
Od zawsze kobiety są ważnym komponentem twórczości Artysty. Wystarczy posłuchać "Alison", by odkryć jak cudownie, z jaką troskliwością w głosie i pieczołowitością śpiewał o płci przeciwnej. Z wiekiem nic się nie zmieniło. Na najnowszym albumie przejawia się to na dwóch płaszczyznach: kobiety pojawiają się zarówno w tekstach, jak i u boku Costello w duetach. Znajdziemy tu więc zarówno nastrojowe "Nothing Clings Like Ivy" (No one quite like Ivy / Ever gets it straight / What she believes / She won't negotiate / All the words of tenderness / That never quite got through / She said, "You know how young girls are / From my contempt for you."), oraz kawałki z gościnnym udziałem Lucindy Williams ("There's A Story In Your Voice") i Emmylou Harris ("Heart Shaped Bruise" i "Scarlet Tide"). Wszystkie należą do mocnych stron albumu.
W sierpniu tego roku Elvis Costello obchodził swoje pięćdziesiąte urodziny, ale na szczęście raczej nie ma zamiaru odchodzić na muzyczną emeryturę. Naprawdę można się cieszyć z prezentu, jaki swoim fanom sprawił muzyk. Stworzył płytę bez dziwactw, tradycyjną, ale jak najbardziej interesującą i współczesną. Jeśli ktoś jeszcze kiedykolwiek będzie miał wątpliwości związane z potencjałem twórczym Costello, odsyłam go do przypomnienia sobie lub bliższego zapoznania się z najważniejszymi pozycjami z jego dyskografii. W tym także do "The Delivery Man".