Mando Diao
Bring 'Em In
[Mute; 2003]
Potop szwedzki. Inny niż te z XVII (Karol Gustaw) i XX (ABBA) wieku. Nowy potop szwedzki to szarża 20-latków uzbrojonych w gitary, to rock'n'rollowe dzieciaki odurzone kłębami garażowego kurzu. Wśród nich wyróżnia się grupa Mando Diao. Prowadzeni za rączkę przez Hellacopters i The Hives, wydali płytę i zdołali wypłynąć poza granice własnego kraju. W pełni zasłużenie. Negatywne nastawienie do krążka "Bring 'Em In" (bo przecież to mimo wszystko kolejny garage) ginie pod naporem słodkiego gitarowego rzężenia, świeżych tekstów i wabiących bluesowych fluidów.
Mando Diao to szwedzcy The Libertines, nie tylko ze względu na postacie dwóch charyzmatycznych frontmanów. Tak jak The Libertines na "Up The Bracket", tak Mando Diao na "Bring 'Em In" ujawniają iskrzący talent do porozuwmiewaniu się językiem rocka. Oni mają to we krwi.
Na płycie nie usłyszymy skutków upiększaczy i taśmowej postprodukcji. Półgodzinny album brzmi jakby nagrany został na żywo. Bezpretensjonalnie, z naturalną przekorą i niechlujstwem, z chrypką wokalisty i przesterowanymi gitarami. Wrażenie nieskrępowanej swobody i spontaniczności sprawia, że chwytliwe melodie piosenek nabierają dodatkowej wartości. Ich przebojowość wydaje się już tylko skutkiem ubocznym, dodatkiem do samego, ognistego sedna płyty. Mando Diao połączyli ciała współczesnej muzyki rockowej z jej poprzednimi wcieleniami: od Rolling Stones po The Clash. Trudno uwierzyć, że przed nagraniem "Ride" The Vines nie słyszeli "Sheepdog", a The Strokes nagrywając "Repitalię" nie znało "Paralyzed". Wokal pełni tu bardzo ważną rolę. Głosy obu wokalistów Mando Diao - Björna Dixgarda oraz Gustafa Noréna - sterują tempem wszystkich kompozycji. Raz starają się wyprzedzić melodię ("Motown Blood"), innym razem wręcz powstrzymują ją przed rozwinięciem ("Mr. Moon"). Sięgają w ten sposób do samych korzeni grup garażowo-punkowych, czerpiących jeszcze inspirację z bluesa i czarnej muzyki wokalnej. Pokonali w tej działce wydany niedawno album The Blueskins.
Mando Diao na "Bring 'Em In" pokazali co potrafią i zyskali już w pewnych kręgach należyte uznanie... Kto wie, może właśnie z tego powodu dopadnie ich przedwczesny syndrom gwiazdorstwa? Póki co, stopień zepsucia chłopców jest niewielki. Na razie wściekają i wywyższają się, szpanują i łobuzują tylko na scenie.