Thou
I Like Girls In Russia
[Handelsbeurs Records; 2004]
Podróże kształcą. Na Screenagers dodalibyśmy, że muzyczne podróże kształcą (a przy okazji mogą sprawiać wiele frajdy). W dziale "recenzje" znajduje się towarzystwo iście międzynarodowe - obok zespołów z krajów anglojęzycznych można tam znaleźć także wykonawców skandynawskich, francuskich, hiszpańskich czy islandzkich. Do tej kosmopolitycznej śmietanki dołącza dziś także ekipa z Belgii. Thou, bo o nich mowa, w swoich rodzinnych stronach doczekali się w pewnych kręgach statusu zespołu niemalże kultowego. A wszystko za sprawą charakterystycznego i niebanalnego brzmienia. Matematycznie rzecz biorąc, Thou na muzycznej osi znajduje się tam, gdzie trip-hopowa stylistyka spotyka się z Goldfrapp, a Portishead - z metafizycznością dream-popu.
"I Like Girls In Russia" to już piąta propozycja w dyskografii grupy. Jest niestety słabsza od bezapelacyjnie najlepszego albumu belgijskiego zespołu. Mam na myśli "Put Us In Tune", w którego tworzeniu brali udział ludzie na co dzień współpracujący z PJ Harvey czy Portishead. Na najnowszym krążku Thou zrezygnowali z niespokojnych, ezoterycznych melodii i odrobiny teatralności na rzecz powrotu do łączenia rockowej stylistyki z trip-hopem i elektroniką z początków ich twórczości. Nie da się ukryć, że wyszedł im niezwykle zgrabny album.
Utwory Thou są na pewno charakterystyczne i wyraziste. Nieważne, czy słuchamy przebojowych kawałków w stylu "Can't Get" czy rozmarzonych ballad jak "Scotty". Choć tych drugich na płycie jest zdecydowanie jak na lekarstwo. Zaskakujące jest to, jak dobrze zespół radzi sobie ze stylistyką, z którą duet Goldfrapp na "Black Cherry" nie do końca udanie się zmierzył. W "Roam" czy "I Won't Go To Nashville" agresywne, wzbogacone różnymi elektronicznymi detalami melodie niemal idealnie współgrają z intrygującym wokalem. Thou nieobca jest także zdolność do pisania chwytliwych, sympatycznych kawałków. Bo jak inaczej nazwać wspomniane już "Can't Get" albo "Love Passion"? Drugi z wymienionych to mój ulubiony utwór na płycie. W zaledwie 2 minutach i 40 sekundach za pomocą niewyszukanych środków (rytmiczna perkusja, przewijający się ciągle nieznośnie przebojowy riff, żywiołowa zwrotka i spokojny refren) belgijski zespół stworzył świetną, pogodną kompozycję. Udowodnił, że muzyka elektroniczna nie musi być wcale surowa, smętna czy bezduszna. Zresztą na "I Like Girls In Russia" chodzi głównie o przyjemność słuchania, którą ułatwia prostota syntezatorowego brzmienia. Naprawdę o nic więcej.
Thou prawdopodobnie nigdy nie będzie światowej sławy zespołem, a raczej geograficzną ciekawostką na muzycznej mapie Europy. Ciężko jest bowiem dorównać takim gigantom sceny elektro-popu jak Air czy Goldfrapp. Niemniej grupa z Belgii swoją kolejną, ciekawą płytą tylko potwierdza, że jest zjawiskiem, na które warto zwrócić uwagę. Do tej pory pomysłów na własne brzmienie im nie brakowało i w przyszłości jeszcze nie raz pewnie potwierdzą, że jeszcze długo nie zabraknie.